Matka, żona, gospodyni, tłumaczka, ale na pewno nie liderka – tak mówi o sobie Swiatłana Cichanouskaja, kandydatka w niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi. W zamyśle władz miała wygasić opozycyjną kampanię, ale stała się jej głównym motorem.
„Sceptycyzm, wątpliwości… To mało przekonujące” – można było usłyszeć, gdy po niedopuszczeniu do wyborów Wiktara Babaryki i Walera Capkały ich sztaby poinformowały o poparciu Swiatłany Cichanouskiej, a na scenę nagle wkroczyło polityczne trio: sama kandydatka, Maryja Kalesnikawa i Wieranika Capkała.
Niecałe trzy tygodnie później Cichanouskaja jest głównym koszmarem sennym Alaksandra Łukaszenki, a jej mitingi są nerwowo blokowane przez władze, bo okazało się, że przychodzi na nie najwięcej Białorusinów od niemal trzech dekad.
– Zrobiłam to z miłości – powtarza Cichanouskaja, która wystartowała w wyborach „w zastępstwie” za męża, wsadzonego do aresztu popularnego blogera.
Jej cały polityczny plan to w zasadzie brak planu. Sama powiedziała, że nie ma programu wyborczego, bo jej jedynym celem jest uwolnienie więźniów politycznych i doprowadzenie po swoim zwycięstwie do powtórnych, ale już uczciwych, wyborów prezydenckich.
– Nie jest charyzmatyczna, nie potrafi mówić sama z siebie, nie ma jest politykiem, a efektem pracy PR-owców. Trzeba jednak przyznać, że uczy się szybko – mówią eksperci na Białorusi.
Ale chociaż Cichanouskaja nie pasuje do recepty na skutecznego polityka, zrobiła to, czego nie dokonał w ostatnich latach żaden oponent Alaksandra Łukaszenki.
– Ona i jej partnerki mówią to, czego oczekują Białorusini: mamy dość i to w bardzo mocnych słowach. Przede wszystkim jednak Cichanouskaja jest kandydatem protestu, jej popularność to odwrotna strona zmęczeniem Alaksandrem Łukaszenką. A także efekt wyeliminowania z wyborów po kolei rywali obecnego prezydenta – Siarhieja Cichanouskiego, Wiktara Babaryki i – w końcu – Walera Capkały” – powiedział PAP jeden z mińskich dziennikarzy. – Alaksandr Łukaszenka usunął wszystkich mężczyzn i postanowił zawalczyć z kobietą, bo kobiet się nie boi – mówił w jednym ze swoich nagrań opozycyjny bloger MozgON.
Sam Łukaszenka kilkakrotnie z pychą zapewniał: prezydent to nie jest praca dla kobiety, zwłaszcza na Białorusi.
– On rozumie, że na żonę na Białorusi nikt nie zagłosuje – mówił o Cichanouskim pod koniec maja. – Społeczeństwo nie dojrzało u nas do tego, żeby głosować na kobietę.
Wygląda na to, że białoruski prezydent rzeczywiście tak uważa i właśnie dlatego Centralna Komisja Wyborcza zarejestrowała Cichanouską do startu w wyborach.
– Jestem jedną z was, a wy wszyscy jesteście liderami – przekonuje Cichanouskaja na swoich mitingach.
Starzy i młodzi biją brawo, śpiewają, babuszki płaczą.
– To było jak open-air – napisał 30 lipca po wiecu w Mińsku bloger Insajder. – Wychodzi Cichanouski z więzienia, a jego żona, która zaledwie 11 dni temu po raz pierwszy wystąpiła podczas mitingu, jest już gwiazdą rocka – dodał.
Eksperci ostrzegają jednak przed nadmierną euforią. Owszem, Białorusini się przebudzili i postanowili powiedzieć władzy „niet”, ale to wciąż za mało.
– Cudu na tych wyborach nie będzie. Łukaszenka nie ustąpi – mówią, jak jeden mąż, białoruscy eksperci.
Ich zdaniem prezydent Białorusi jest zdeterminowany, by utrzymać władzę i jest gotów na każdy scenariusz, także siłowy.
cez/belsat.eu wg PAP