Ukraiński ekspert wojskowy Ołeh Żdanow poinformował, że rosyjskie rakietowe pociski przeciwlotnicze S-300 zostały przekonwertowane na rakiety ziemia-ziemia. Mówił o tym na swoim kanale YouTube. Według niego takie pociski są w stanie trafić w cele naziemne w odległości do 200 kilometrów.
– To [zasięg] bardzo zależy od możliwości stacji radarowej. Jeśli radar podświetla cel… Im dalej się podświetla, tym dalej leci. Jeśli cel nie może być podświetlony, [rakieta] leci wzdłuż współrzędnych za pomocą systemu GPS. Jednocześnie jej dokładność jest dość niska, może mijać cel nawet o kilkaset metrów.
Ołeh Żdanow dodał jednak, że dziś nie ma oficjalnych specyfikacji wydajności dla przekonwertowanego pocisku S-300:
– Najwyraźniej oni [Rosjanie] właśnie odnieśli pewien sukces, jeśli chodzi o to, że pocisk może “widzieć” lub po prostu lecieć wzdłuż współrzędnych i spaść gdzieś w docelowym obszarze. I to im wystarczyło.
Armia rosyjska uciekła się do przekonwertowania przeznaczonych do walki z samolotami i rakietami systemów S-300 w wyrzutbue “ziemia-ziemia” z powodu braku innych dostępnych masowo systemów rakietowych.
Jak zauważył ukraiński ekspert, Rosja dysponuje dużym zapasem takich pocisków. Z miast ukraińskich położonych w pobliżu linii frontu najbardziej cierpi od nich obecnie Mikołajów. Miasto to jest ostrzeliwane niemal codziennie.
Używanie ich świadczy też o tym, że dla Rosjan celność ostrzałów jest wartością drugorzędną. I wbrew środowym zapewnieniom Siergieja Szojgu, takie bombardowanie nie ma wiele wspólnego z zadawaniem “uderzeń bronią precyzyjną w obiekty infrastruktury strategicznej”.
Na początku sierpnia nowa partia rakiet do wyrzutni S-300/S-400 została przerzucona drogą lotniczą z Rosji do rosyjskiej bazy w Ziabrauce na Białorusi. Nie można wykluczyć, że wśród nich są też przekonwertowane pociski. Wcześniej z tego obiektu miały być odpalane rakiety Iskander – ich wyrzutni nie widać obecnie na zdjęciach satelitarnych.
pj/belsat.eu wg East24.info