„Szykowaliśmy się do pogrzebu, ale była jeszcze nadzieja”. Rozmowa z matką poległego białoruskiego ochotnika


Poległy na Ukrainie białoruski żołnierz i były więzień polityczny Eduard Łobau został pochowany w Warszawie – jego matka Maryna Łobawa mieszka obecnie w stolicy Polski i po otrzymaniu informacji o śmierci syna postanowiła, że tu go pochowa. Ochotnik zginął w wieku 34 lat w walkach pod Wuhłedarem, gdzie służył w 72. Samodzielnej Brygadzie Zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy.

Maryna Łobawa, matka Eduarda Łobawa, w rozmowie z Biełsatem mówi, że dopuszczała do siebie myśl, że jej syn może umrzeć. A na koniec rozmowy dodaje:

– Nie chciałam, żeby został tam skremowany. Chciałam zobaczyć, kogo chowam. Ale to on, mój Edzik…

Foto
Poległego białoruskiego obrońcę Ukrainy pożegnano dziś w Warszawie
2023.02.11 15:41

– Jaka była Pani pierwsza reakcja, gdy dowiedziała się Pani, że syn zdecydował się na wyjazd na Ukrainę?

– Gdy tylko zaczął o tym mówić, ja oczywiście próbowałam go od tego odciągnąć. Całe życie miał przed sobą. Mógł pojechać wszędzie. Do Polski, na Litwę, gdzie się urodził, gdziekolwiek. Mógł uzyskać status uchodźcy i studiować za granicą albo pracować. Sama go odwiozłam. Nie mogliśmy tylko jechać przez białoruską granicę. Wszczęli wobec niego nową sprawę karną o naruszenie dozoru milicyjnego. I już wiedzieliśmy, że mogą go znowu wsadzić do więzienia. Przez ostatnie dni nie mieszkał już w domu. Przyjeżdżali milicjanci, dzwonił śledczy.

W Wilnie powiedział mi, że pojedzie na Ukrainę tylko po to, żeby zobaczyć, co tam się dzieje. Po prostu zobaczy. Miałam do tego negatywny stosunek, bo wiedziałam, że tam jest wojna i znałam swojego syna. Przez długi czas nie było z nim żadnego kontaktu, a potem przysłał filmik, że jedzie walczyć w Donbasie w oddziałach Prawego Sektora (ultraprawicowa ukraińska organizacja, której ochotnicze bataliony brały udział w działaniach wojennych od początku walk w Donbasie – belsat.eu). To był szok.

Wiadomości
Pod Wuhłedarem poległ były białoruski działacz i więzień polityczny
2023.01.27 19:37

– Bała się Pani?

– Oczywiście. Choć wtedy w Donbasie wojna nie była taka jak teraz. Ludzie ginęli głównie z rąk snajperów. I wtedy powiedział, że wstąpi do ukraińskiej armii, bo odbył kurs, miał odpowiednie przeszkolenie, a potem wyszło rozporządzenie, które pozwalało cudzoziemcom wstępować do ukraińskiego wojska. Było to w 2017 roku. Było już łatwiej. Od pół roku brał udział w różnych kursach. Mieszkał w Chmielnickim. Ukończył kursy organizowane przez NATO. Był dobrze wyszkolony. Jeździli do Donbasu na 3-6 miesięcy. Uspokajał i zapewniał, że jest na drugiej linii. Mieliśmy kontakt.

– A potem 24 lutego…

– Martwiłam się jeszcze przed tą datą. Wszystko było już jasne. Widziałam, co się dzieje. Na początku mnie uspokajał, mówił że to ćwiczenia. Ale jakie to mogły być ćwiczenia? Tylu żołnierzy zebrali [przy granicy]… Właśnie skończył szkolić się z tych javelinów. Miał mieć urlop. Napisałam mu: „Pewnie będzie wojna. Uważaj na siebie”. On, oczywiście, wiedział. W pierwszych dniach przebywał pod Kijowem. Początkowo w Białej Cerkwi. Dowiedziałam się później, gdy udało się nawiązać kontakt, że był z oddziałami piechoty morskiej i najprawdopodobniej w okolicach Hostomelu.

Przysłał mi zdjęcia tego zniszczonego mostu. A potem został przeniesiony do Czarnobyla. Tam już mieliśmy stały kontakt. Czułam się wtedy trochę spokojniej. Wiedziałam, że stara się mnie uspokoić. Edzik napisał później, że został przeniesiony w inne miejsce. Nigdy nie pytałam dokąd, bo takich informacji nie można było przekazywać. Raz nawet wysłał mi zdjęcie przedziurawionego paszportu. I już wiedziałam, że coś jest nie tak. Powiedział, że zostawił plecak gdzieś na zewnątrz, a sam był w okopach i coś nagle przyleciało. A ja wyczuwałam, że coś się tam stało.

Raport
Kryzys w Bachmucie i nieugięty Wuhłedar. Raport z tygodnia wojny
2023.02.06 20:50

– Wszyscy wtedy uważnie śledzili wiadomości.

– Ja też zawsze zaczynałam mój dzień od czytania wiadomości. Co się dzieje na Ukrainie? Od czasu do czasu wysyłał mi uśmiechniętą buźkę albo jakiś obrazek. Albo odpowiadał na moje pytania. Kilka razy udało mi się nawet do niego zadzwonić.

– Miał dziewczynę?

– Z tego co wiem, nie miał czasu na jakiekolwiek życie osobiste. Gdy tylko miał wolne, jeździł do Kijowa, by rozwiązać kwestię swojego statusu. Starał się o jakieś dokumenty, pozwolenie na pobyt na Ukrainie. Potem próbował ubiegać się o ukraińskie obywatelstwo, ale dostał odmowę. Powiedziano mu, że jego paszport jest w Interpolu i stracił ważność. Więc znowu mu odmówili. Może został pozbawiony obywatelstwa na Białorusi. Z tego co wiem Wasil Parfiankou [były białoruski więzień polityczny i ochotnik z Pułku im. Kalinowskiego, zginął w walkach o Łysyczańsk – belsat.eu] też został pozbawiony obywatelstwa.

– Czy spodziewała się Pani, że ludzie tak zareagują i że tak szybko uda się zebrać pieniądze na pochówek w Polsce?

– Szczerze mówiąc, zupełnie się tego nie spodziewałem. Ale nie dopuszczałam do siebie myśl, że Edzik umrze. Wyjaśniałam mu, gdzie co leży na wypadek mojej śmierci. Gdzie szukać adwokata, jak odebrać spadek. I nigdy nie mieliśmy takiej rozmowy. Bałam się, że zostanie ranny. Miał plany na swoje życie. Kupił mieszkanie w Chmielnickim. Wysyłał mi zdjęcia, jakie tapety wybrał, co pomalował… A teraz to ja jestem jego spadkobierczynią…

– Jak dowiedziała się Pani o jego śmierci?

– Najpierw jego kolega z jednostki wysłał mi wiadomość. Ale nie zwracam uwagi na wiadomości od nieznanych kontaktów, więc nawet nie zauważyłam. Trafiło do spamu. I wtedy Alaksandr Małczanał [były białoruski więzień polityczny obecnie walczący w Pułku im. Kalinowskiego – belsat.eu] napisał do mnie smsa. Wróciłam z psem ze spaceru, usiadłam do obiadu i zobaczyłam wiadomość. Czułam, że serce mi pęka.

Wiadomości
Białoruski obrońca Ukrainy spocznie w Warszawie. Pieniądze zebrano w dobę
2023.01.30 10:41

– Trzeba było od razu rozpocząć procedurę transportu ciała?

– Tak. Chłopaki powiedzieli, że trzeba to zrobić od razu, bo mogli go gdzieś tam już pochować. Jak miałabym potem odwiedzać jego grób? A poza tym miałam nadzieję, że to błąd. Do ostatniej chwili. To przecież wojna, wszystko może się zdarzyć. Mimo że przygotowywaliśmy się do pogrzebu, wciąż była nadzieja.

Ale przysłali mi zdjęcie… Chudy. Z brodą. Dlatego nie chciałam, żeby został skremowany. Chciałam zobaczyć, kogo chowam. Ale to on, mój Edzik… Bałam się, że może jest bez połowy głowy, ale miał tylko ranę na skroni. Odłamek. Chłopaki mówili, że umarł szybko. Zaczęli go wynosić i wtedy zmarł…

– Pewnie ciągle myśli Pani o synu. Jakie wspomnienia pozostały?

– Tak, wciąż o nim myślę. Trzymamy się tylko dzięki tabletkom. Gdyby nie leki, nie mogłabym spać ani funkcjonować. Nie jem nic, bo nie mogę. Ciągle oglądam jego zdjęcia. Pamiętam jak się urodził, jaki był mały. Był niesforny. Rozbrajał wszystkie zabawki, żeby sprawdzić, co jest w środku. Nawet zabawki brata. A potem zaczął interesować się historią, zwłaszcza historią wojskowości. Chciał nawet zostać żołnierzem. Potem, już gdy był dorosły, uderzyło mnie, jak bardzo kochał porządek. Kiedy go odwiedzałam, wręcz nie mogłam uwierzyć, jak czysto u niego było. Wszystko uporządkowane, w szafie wszystko idealnie poukładane na półkach. Wiele dziewczyn pozazdrościłoby takiego porządku. Lubił planować swoje życie. Miał wiele planów…

Tam, na linii frontu, mieli psy i koty. Ostatnio w jego jednostce był mały kotek. Chciałabym go znaleźć i przywieźć tutaj. Na razie mi się nie udało, ale może jeszcze go znajdę.

Foto
W Kijowie pożegnano białoruskiego ochotnika. Spocznie w Warszawie
2023.02.04 19:00

Lubou Łuniewa, ksz/ belsat.eu

Aktualności