Rosjanie masowo opuszczają kraj, by nie iść na wojnę – na granicach ustawiają się wielokilometrowe kolejki. Napływ uciekających przed mobilizacją Rosjan jest zauważalny także w Mińsku, ale Białoruś jest dla większości raczej punktem tranzytowym. Korespondent Biełsatu obserwował, co się dzieje na mińskich dworcach – kolejowym i autobusowym – oraz na lotnisku.
W poczekalni mińskiego dworca autobusowego siedzi około 50-letni mężczyzna w pikowanej zielonej kurtce, z rozczochranymi siwymi włosami i twarzą o kwadratowych rysach. Z jednej strony stoi duża czarna walizka, z drugiej otwarta butelka piwa. Rozgląda się z zakłopotaniem, jakby na kogoś czekał. Na krześle naprzeciwko młody mężczyzna rozmawia przez telefon, dwie dziewczyny próbują kupić kawę z automatu, starszy mężczyzna w kapeluszu uśmiecha się do sprzedawczyni i kupuje lody, a pod tablicą z rozkładem jazdy siedzi bezdomny, rozkładając na plastikowej torbie skromny obiad.
Monotonny kobiecy głos z głośników co jakiś czas przypomina, że przypadki oszustw na dworcach są coraz częstsze, nie należy ujawniać nieznanym osobom swoich danych osobowych.
Do pierwszego mężczyzny dołącza drugi. Ma około 45 lat, raczej szczupły, ma ściśnięte usta i ostry nos, ubrany jest w czarny płaszcz.
– Mam problem. Jestem Rosjaninem, ale mam pozwolenie na pobyt w Niemczech. Chciałem tam jechać przez Polskę, ale anulowali mi bilet. Od 19 września nie wpuszczają tam obywateli Rosji. Nie wiem, co robić – mówi do niego ten z piwem.
Mężczyzna w płaszczu nie widzi problemu. O ile oczywiście Rosjanin jest gotów zapłacić.
– Załatwimy sprawę. Ma Pan pieniądze? Może mi Pan podać numer swojego konta, a ja dam panu tyle gotówki, ile Pan potrzebuje – odpowiada.
Nie wzbudza chyba jednak zbytniego zaufania.
– Na pewno mi Pan pomoże? Dużo Pan obiecuje…
Pośrednik nie chce być natarczywy. Nie nalega.
– Jestem tylko pośrednikiem. Proszę to przemyśleć. Jeśli się Pan zdecyduje, to skontaktuję Pana z osobą, która wszystko zorganizuje – mówi z wystudiowaną obojętnością.
Rozmowa trwa jeszcze przez jakiś czas, ale nagle ten w płaszczu wstaje i odchodzi. Rosjanin siedzi jeszcze przez chwilę, po czym kieruje się w stronę wyjścia z dworca. Tam podchodzi do niego inny mężczyzna. Ubrany w czapkę i kurtkę, ręce w kieszeniach. Rosjanin ponownie przedstawia swoją sprawę.
– Ma Pan wizę?
– Nie. Pozwolenie na pobyt.
– Da się to załatwić.
Obaj odwracają się i odchodzą.
Tymczasem kolejny charakterystyczny mężczyzna – krępy, około trzydziestki – pojawia się przed kasą biletową dworca autobusowego. Ubrał się w wygodne i nierzucające się w oczy rzeczy – szarą koszulkę, ciemne spodnie, sportowe buty. Uwagę zwraca jednak od razu duży turystyczny plecak z pokrowcem przeciwdeszczowym. Też Rosjanin, który właśnie wydostał się z kraju? Raczej tak – właśnie przyjechał pociągiem Moskwa-Mińsk i od razu skierował się tutaj. Teraz stoi w kolejce do kantoru, żeby wymienić pieniądze na białoruskie ruble.
– Ile trzeba? Sprzedam po dobrym kursie – proponuje mu uprzejmie stojący w pobliżu gość, który ocenia klientów kantoru wręcz z zawodową wprawą.
W jakiś tajemniczy sposób wyłuskuje tylko Rosjan i tylko im oferuje swoje usługi.
– Dobra – zgadza się bez większego namysłu jego kolejny klient.
Wymienia pieniądze i od razu kupuje w kasie bilet na najbliższy autobus do Warszawy. Wchodzi do poczekalni i siedzi tam aż do czasu przyjazdu autobusu. Aby niepotrzebnie nie rzucać się w oczy?
Dokładnie tę samą trasę (z pociągu z Moskwy na miński dworzec autobusowy, do kantoru i kasy, a potem do UE) pokonują inni jemu podobni. Na przykład trzech mężczyzn w wieku 35-40 lat. Znów w ciemnych, niepozornych ubraniach i dużym bagażem. Czekając na swoją kolej w kasie biletowej, rozmawiają przez telefon.
– Nie jesteśmy w Moskwie, chłopaki – mówi dość głośno, ale przy tym jakby ostrożnie, jeden z nich.
Z pociągu z Moskwy wysiada następny pasażer. Około trzydziestki, krótka, ciemna broda, czapka z daszkiem. I znów „zestaw elementów obowiązkowych” ubioru: sportowe buty, wygodne i dyskretne ubranie (tym razem po prostu dres z podwiniętymi do kostek nogawkami). Bagażu – brązowy plecak i sportowa torba. Widać, że nie planuje dłużej zabawić w Mińsku: przeszedł się tylko po dworcu i placu dworcowym, gdzie zdążył tylko nagrać filmik telefonem, zanim ruszył w stronę autobusowych kas.
Za nim rusza prawie jego brat bliźniak. Broda, dresy z podwiniętymi do kostek spodniami. Bagaż też ma podobny: duży plecak, po walizce w każdej ręce. Jedyne co go wyróżnia, to wiszący z boku futerał na ukulele. Właściciel instrumentu też w Mińsku jest raczej przejazdem: po wyjściu z moskiewskiego pociągu, ostro odmawia mężczyźnie, który proponuje mu wycieczkę po mieście. Woli pozostać na placu dworcowym. Po krótkim spacerze tam i z powrotem rusza znaną trasą – do kas biletowych dworca autobusowego.
Podobnych pasażerów bez trudu można też rozpoznać na mińskim lotnisku. Bez trudu identyfikują ich też ci, którzy oferują swoje dyskretne usługi. Jak na oko 35-latek, bez wahania podchodzący do grupki, która właśnie przyleciała z Moskwy – mężczyzny i dwóch dziewczyn. Już początek ich rozmowy świadczy o tym, że nie są to zwykli turyści. Nie są pewni nawet końcowego punktu swojej podróży…
– A może do Wilna? My wywozimy waszych ludzi – pada pytanie „pośrednika”.
– Planowaliśmy do Warszawy – odpowiada mu zamyślony Rosjanin.
Tymczasem do hali odlotów zmierza szybko grupa pięciu młodych ludzi. Wszyscy mają około 18 – 20 lat, niosą walizki, w rękach trzymają przezroczyste torebki z dokumentami, widać czerwone rosyjskie paszporty. Są bardzo zamyśleni i prawie nie rozmawiają ze sobą.
– Otwarcie bramek na lot do Erywania – słychać głośny komunikat.
Monotonny kobiecy głos z głośników regularnie prosi, by nie ufać obcym. „Tranzytowi” podróżni z Rosji mają dodatkowy powód, by zachowywać wzmożoną czujność…
– Nie przebywajcie długo w Mińsku – mogą was tam zatrzymać i odesłać z powrotem do Rosji – ostrzegają już od końca września wpisy w mediach społecznościowych.
Sasza Homan, ksz/ belsat.eu