Droga do UE to dla Mołdawii szanse i wyzwania

Uzyskanie przez Mołdawię status kandydata do UE to ogromny sukces sprawującego władzę proeuropejskiego rządu Partii Działania i Solidarności (PAS). Nie tylko jest on ważnym krokiem na drodze do modernizacji i westernizacji tego kraju, ale także stanowi wyraźny i szczególnie istotny w obecnej sytuacji sygnał politycznego wsparcia partnerów zachodnich dla obawiającego się rosyjskiej agresji Kiszyniowa. Może także doraźnie wzmocnić pozycję obecnych władz, które w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdołały stracić nawet połowę dotychczasowego poparcia. Nie ma przy tym wątpliwości, że nadanie statusu kandydata stanowi w praktyce początek długiego i żmudnego procesu, którego przyszłość – w przypadku Mołdawii – może być niepewna.

Charles Michel z Maią Sandu w Kiszyniowie.
Zdj. https://twitter.com/sandumaiamd

Wojenne przyspieszenie

Jeszcze w styczniu politycy rządzącej niepodzielnie Mołdawią od sierpnia 2021 r. partii PAS unikali podawania precyzyjnej odpowiedzi na pytanie o datę planowanego złożenia wniosku akcesyjnego do UE. Choć ugrupowanie to jednoznacznie opowiadało się za integracją europejską i wielokrotnie zapowiadało zwrócenie się do Wspólnoty o przyznanie Mołdawii statusu państwa-kandydata, to jego kierownictwo doskonale zdawało sobie sprawę z niesprzyjających temu wówczas uwarunkowań politycznych. Jasne było, że część państw UE prawdopodobnie nie wyraziłaby zgody na rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Kiszyniowem i że pośpiech (oraz ewentualna odmowa) mógł w takiej sytuacji zaszkodzić nie tylko procesowi integracji europejskiej Mołdawii, ale także wizerunkowi samej PAS, która straciłaby na wiarygodności jako główna partia proeuropejska w kraju.

Opinie
Kandydatury do UE dla Ukrainy i Mołdawii to nie tylko nagroda za walkę
2022.06.24 14:04

Wybuch wojny rosyjsko-ukraińskiej doprowadził jednak do zupełnej zmiany kontekstu politycznego. Wykorzystując koniunkturę związaną z faktem złożenia 28 lutego br. przez Ukrainę, a trzy dni później przez Gruzję, wniosku o członkostwo w UE, władze mołdawskie także zdecydowały się na analogiczny krok. Nie była to przy tym decyzja łatwa. Kiszyniów nie tylko nie mógł być pewny ostatecznej reakcji państw unijnych na swój wniosek akcesyjny, ale też zdawał sobie sprawę, że swoiste „podpięcie się” pod broniącą się przed rosyjską agresją Ukrainę może zostać negatywnie odebrane przez Kijów, który uzna to za cyniczną próbę realizacji swoich celów politycznych kosztem ukraińskiej tragedii. Obawy te okazały się zresztą słuszne.

– Z całym szacunkiem do naszych gruzińskich i mołdawskich partnerów, ale złożenie wniosków o członkostwo w UE w takiej chwili wygląda jak próba podczepienia swoich dwóch wagonów do ekspresowego ukraińskiego pociągu pędzącego w stronę Brukseli – komentował decyzję Gruzji i Mołdawii jeszcze na początku marca minister spraw zagranicznych Ukrainy, Dmytro Kułeba.

Równocześnie szef ukraińskiej dyplomacji wezwał UE do osobnego (od Mołdawii i Gruzji) rozpatrzenia wniosku ukraińskiego. Część ukraińskich opiniotwórczych mediów i ekspertów była jeszcze bardziej bezpośrednia. Można było usłyszeć i przeczytać, że oto Mołdawia i Gruzja chcą wejść do UE „na ukraińskiej krwi”. Mimo to, Kiszyniów postanowił zaryzykować. Nie chodziło bowiem tylko o uzyskanie statusu kandydata, ale też o zwrócenie uwagi społeczności międzynarodowej (słusznie skoncentrowanej na sytuacji na Ukrainie) na to, że w regionie znajdują się także inne, mniejsze państwa, które choć nie stanowią – przynajmniej póki co – celu rosyjskiej agresji, to ze względu na swoje prozachodnie aspiracje, mogą się nim stać. W marcu, gdy wydawało się, że Rosyjska armia będzie w stanie czynić szybkie postępy i zdoła w ciągu kilku tygodni dotrzeć ze swymi wojskami do Naddniestrza, strach przed takim scenariuszem był wśród mołdawskich władz dość powszechny i zupełnie racjonalny.

„Dziękujemy za zaufanie, Europo!”

Ostatecznie, w znacznym stopniu dzięki konsekwentnemu wsparciu i lobbingowi ze strony państw wschodniej flanki UE, zarówno Ukraina jak i Mołdawia 23 czerwca uzyskały status państw kandydackich.

– To historyczny dzień dla Mołdawii! – pisała na swoim twitterze mołdawska prezydent, Maia Sandu, dodając przy tym, że kraj zobowiązuje się do wytrwania na drodze reform.

Wiadomości
Prezydent Mołdawii o pozytywnej opinii KE: “Zobowiązujemy się do ciężkiej pracy”
2022.06.17 14:08

Z podobną deklaracją wystąpiła także premier Natalia Gavrilita. Ledwie kilka dni później, lokalne media i internet obiegło krótkie nagranie wideo, na którym mieszkańcy kraju dziękują wszystkim mieszkańcom UE w każdym z języków Wspólnoty za decyzję o przyznaniu Mołdawii statusu kandydata.

– Dziękujemy za zaufanie, Europo!- mówiła prezydent Sandu.

Faktycznie, decyzja Rady Europejskiej o pozytywnym rozpatrzeniu mołdawskiego (ale i ukraińskiego) wniosku opiera się w znacznym stopniu na zaufaniu do lokalnych władz, od których oczekuje się spełnienia warunków określonych jeszcze 17 czerwca w opiniach Komisji Europejskiej na temat akcesji Ukrainy i Mołdawii, oraz tzw. kryteriów kopenhaskich. Od Kiszyniowa wymaga się m.in. kontynuacji rozpoczętej reformy wymiaru sprawiedliwości (w tym uwzględnienia związanych z nią uwag Komisji Weneckiej i OBWE), postępów w walce z korupcją, ograniczenia wpływów środowisk oligarchicznych na życie gospodarcze i polityczne oraz zagwarantowania ochrony praw człowieka (w tym równości płci).

Obecne władze w Kiszyniowie są zdeterminowane do szybkiego wdrażania reform i spełnienia powyższych warunków. W przeciwieństwie do rządzących krajem przez poprzednie trzydzieście lat ekip, obecny rząd nie jest powiązany ze środowiskami oligarchicznymi ani uwikłany w publiczno-prywatne schematy korupcyjne. Mimo to, determinacja oraz uczciwość mogą nie być jednak wystarczające dla odniesienia sukcesu.

Wiadomości
Prokremlowskiemu byłemu prezydentowi Mołdawii grozi nawet 20 lat więzienia
2022.05.26 18:19

Wyzwania wewnętrzne…

PAS od chwili objęcia rządów w Mołdawii cierpi na chroniczny brak kadr, mogących efektywnie realizować ambitny program reform wynikających z procesu integracji europejskiej. Jakkolwiek ironicznie to nie zabrzmi, swoistym problemem jest fakt, że partia ta… nie jest skorumpowana. Oficjalne pensje wypłacane w mołdawskiej administracji publicznej są bardzo niewielkie i nie zachęcają kompetentnych i ambitnych ludzi do pracy w strukturach państwowych. Dlatego też w poprzednich latach często zdarzało się, że część wynagrodzeń (szczególnie na kluczowych stanowiskach) wypłacano „pod stołem”.

Za czasów rządów Vlada Plahotniuca (tj. przed rokiem 2019) istniał cały system swoistych równoległych pensji, przekazywanych określonym osobom przez zaufanego współpracownika tego oligarchy. Nierzadko wysocy rangą politycy zaangażowani w układy korupcyjne sami mogli pozwolić sobie na opłacenie swoich współpracowników. Obecny rząd nie stosuje rzecz jasna takich praktyk. Pewnym rozwiązaniem mogłyby być podwyżki wynagrodzeń w sektorze publicznym, ale – jak wszędzie, a szczególnie w kraju którego mieszkańcy zarabiają niewiele – działanie takie może negatywnie odbić się na popularności rządu.

Tymczasem PAS już teraz zmaga się z tym problemem. O ile w wyborach parlamentarnych w lipcu 2021 r. partia uzyskała niemal 53-procentowe poparcie, o tyle obecnie, zgodnie z sondażami z przełomu maja i czerwca, może liczyć na zaledwie 25% głosów. To wynik porównywalny, a nawet nieco niższy od tego, który notuje główny konkurent rządu – opozycyjny Bloku Komunistów i Socjalistów. Spadek popularności PAS wiąże się przede wszystkim z niezależną od rządu sytuacją ekonomiczną: rosnącymi cenami energii i paliw, wysoką inflacją etc.

Topniejące stopniowo notowania mogą w dłuższej perspektywie – szczególnie w trakcie nadchodzącej zimy, podczas której wysokie ceny, a nawet potencjalne przerwanie dostaw energii elektrycznej i gazu wyraźnie odbiją się na portfelach i poziomie życia Mołdawian – doprowadzić nawet do utraty władzy przez siły prozachodnie, co postawi cały proces integracji europejskiej pod znakiem zapytania. To dlatego rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych jest dla Kiszyniowa tak ważne. Ma zakotwiczyć Mołdawię w strukturach zachodnich i utrudnić ewentualną reorientację kursu w polityce zagranicznej.

… i zewnętrzne

Warunki mające pozwolić na podjęcie „dalszych kroków” na drodze do UE (tj. otwarcie rozmów akcesyjnych) sformułowane zostały w sposób bardzo ogólny. W efekcie decyzja o rozpoczęciu negocjacji zależała będzie nie tyle od sukcesu reform, a od woli politycznej państw należących do UE. Biorąc pod uwagę specyfikę funkcjonowania unijnej biurokracji, interesy poszczególnych państw oraz skomplikowany system wewnątrzunijnych debat i ustaleń można przypuszczać, że proces ten będzie długotrwały. W efekcie może to doprowadzić do ograniczenia (i tak relatywnie niewielkiego) entuzjazmu wobec integracji europejskiej w społeczeństwie mołdawskim. Wejście tego kraju do UE popiera obecnie ok. 55–60% Mołdawian. Będzie to stanowiło także paliwo dla antyzachodniej opozycji, która będzie mogła argumentować, że Zachód nie jest zainteresowany faktyczną akcesją Mołdawii do UE.

Argumenty takie pojawiały się już zresztą w Mołdawii w reakcji na przyznanie Mołdawii i Ukrainie statusu kandydatów. Przedstawiciele sił prorosyjskich chętnie umniejszali znaczenie decyzji UE, przywołując np. casus Turcji, mającej status kandydata od 1999 r. Inni, jak były prezydent Igor Dodon, pytali retorycznie, czy Unia, do której obecne władze próbują przystąpić, będzie w ogóle istniała w kolejnej dekadzie? Pojawiały się także oskarżenia o istnienie niejawnych zobowiązań, które Mołdawia zadeklarowała się wykonać w zamian za uzyskanie statusu kandydata.

Równocześnie wszyscy przekonywali, że decyzja Rady Europejskiej o przyjęciu wniosku akcesyjnego stanowi próbę ratowania notowań rządu, który nie radzi sobie z serią kryzysów wewnętrznych. Opozycja przekonuje także, że pogłębianie integracji z UE doprowadzi do utraty przez Mołdawię Naddniestrza (lub, co gorsza odmrożenia konfliktu). Argumentację taką wspierają deklarację płynące z Tyraspola i Moskwy.

Jeszcze w marcu, w reakcji na wniosek o przyznanie Mołdawii statusu kandydata, Tyraspol zarzucił Kiszyniowowi, że ten nie uwzględnił jego opinii, oraz zażądał uznania niepodległości regionu. Jednocześnie już po decyzji Rady w sieci pojawiła się wypowiedź byłego prezydenta i wiceprzewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, Dmitrija Miedwiediewa, który wprost stwierdził, że status kandydacki jest tylko zasłoną dla zjednoczenia Mołdawii i Rumunii oraz w zawoalowany sposób zagroził, że w takiej sytuacji Rosja upomni się o ponad 200 tysięcy swoich obywateli zamieszkujących Naddniestrze.

Wiadomości
Były prezydent Mołdawii twierdzi, że Kiszyniów przygotowuje się do zjednoczenia z Bukaresztem
2022.06.08 15:34

Kamil Całus dla belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności