Pole manewru Łukaszenki znacznie się kurczy

W Mińsku rozpoczęła się operacja „rozpaczliwy ratunek”. Łukaszenka będzie tak dalece symulował zaangażowanie po stronie Putina, że w końcu naprawdę stanie ramię w ramię z agresorem i pójdzie na front. 

Władimir Putin i Alaksandr Łukaszenka podczas rozmów w Soczi 23 maja 2022 roku.
Zdj. president.gov.by

W tle bestialskich uderzeń rakietowych na Ukrainę Rosjanie cały czas uruchamiają plan drugiej fazy wojny. Pierwsza faza zakończyła się dla nich serią spektakularnych nieraz porażek. Ich zwieńczeniem były eksplozje na Moście Krymskim. Niezależnie od ich przyczyn, była to cezura i moment przełomowy tej wojny. Przyspieszył bowiem działania Rosjan zaplanowane na jesień i zimę. Jednym z ich elementów były właśnie zmasowane ataki na ukraińską infrastrukturę energetyczną, które najprawdopodobniej i tak by się zdarzyły. Tyle że później – przed lub w czasie zimy. Władimir Putin musiał jednak zareagować. Możliwe, że po prostu doszedł do wniosku, że nie ma co czekać, i druga faza eskalacji w wojnie jest mu potrzebna już teraz.

W jej ramach w ekspresowym tempie nastąpiło również przyspieszenie na Białorusi. A konkretnie wylew deklaracji wiernopoddańczego zaangażowania w wojnę ze strony łukaszenkowskiego reżimu. Np. szef KGB Iwan Tertel głosi, że mobilizacja w Rosji idzie zgodnie z planem i kulminacyjna faza wojny przypadnie na okres listopad-luty. To głos z jednej strony wspierający Rosję, z drugiej delikatnie dystansujący się od wojny (no bo, jak idzie Rosji tak dobrze, to po co tam Białoruś). Na koniec zawsze pozostają pytania o wiarygodność tych deklaracji. Bo są z pewnością elementem gry Alaksandra Łukaszenki o przetrwanie i, paradoksalnie, im bardziej absurdalnie radykalne groźby wobec Ukrainy czy Polski padają z Mińska, tym mocniej białoruski dyktator stara się przykryć brak chęci wchodzenia w wojnę.

A jednak krok po kroku to robi i ustępuje Putinowi. Inaczej być nie może, bo znalazł się już dawno w sytuacji całkowitego uzależnienia od swojego mocodawcy z Moskwy. Tylko że Łukaszenka będzie markował zaangażowanie. Posunie się w tym markowaniu tak daleko, że w pewnym momencie faktycznie stanie się pełnoprawnym uczestnikiem wojny po stronie Rosji. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Wiadomości
Szef białoruskiego KGB prognozuje, że Rosja zacznie wygrywać wojnę w „listopadzie-lutym”
2022.10.11 13:30

Manewry Łukaszenki

Temat zaangażowania armii białoruskiej po stronie Rosji pojawia się regularnie od początku pełnoskalowej agresji na Ukrainę. Był szczególnie intensywnie podnoszony podczas operacji kijowskiej w lutym i marcu, zanim Rosjanie się wycofali. Potem kwestia ta zaczęła powracać latem, kiedy Rosjanom na południu i wschodzie szło coraz gorzej, a w wyniku ukraińskich kontrofensyw zaczęli tracić podbite terytoria. Jasne było, że tamto budowanie zagrożenia białoruską inwazją z północy miało jeden cel. Chodziło o nieustanne angażowanie części sił ukraińskich do obrony północnej granicy. Założenie, że o to właśnie chodzi, długo było aktualne.

Ukraińcy musieli się uzbroić w cierpliwość, kiedy Łukaszenka regularnie spotykał się z Putinem (zawsze w Rosji, Putin nie przyjechał na Białoruś od trzech lat). Po każdym takim spotkaniu padały ze strony Mińska deklaracje sugerujące, że Białorusini pójdą ramie w ramię z Rosjanami. Np. w maju pojawił się pomysł budowania nowego, trzeciego, południowego dowództwa armii białoruskiej. Wprost oznaczałoby to, że białoruskie siły zbrojne szykują się do inwazji. Po drodze było wiele prawdziwych i pozorowanych przerzutów białoruskich sił na południe. Były sprzeczne informacje o mobilizacji na Białorusi. Dziś na Białorusi pojawiają się nowe sygnały sugerujące przygotowania do poboru. Takie, jak niezapowiedziane kontrole ewidencji mobilizacyjnych, stanu sił zbrojnych i wreszcie przygotowywana ustawa ograniczająca możliwość wyjazdu z kraju dla poborowych.

Wiadomości
Białoruś przygotowuje się do mobilizacji? Przyjęto ustawę upoważniającą KGB do niewypuszczania obywateli z kraju
2022.10.12 14:16

Z terytorium Białorusi na Ukrainę wkroczyły 24 lutego rosyjskie wojska. Z Białorusi prowadzony był ostrzał Ukrainy za pomocą rakiet i lotnictwa. Ostatnio, 10 października, z Białorusi poleciały używane przez Rosjan irańskie drony uderzeniowe. A jednak do tej pory Łukaszenka by stroną w wojnie tylko pośrednio. Bezpośrednio i wprost białoruskie jednostki nie wkroczyły na Ukrainę, choć niewątpliwie są Białorusini – specjaliści od sprzętu, czy specjalsi, którzy biorą udział w wojnie po rosyjskiej stronie. To jednak jednostkowe wyjątki.

Wczoraj jednak Łukaszenka uczynił kolejny krok w stronę wojny. Ogłosił, że powstanie wspólna, regionalna grupa wojsk na Białorusi. Kryje się pod tym pewnie ponowny wjazd na Białoruś grupy wojsk rosyjskich i dyslokacja ich na południu kraju. Sam Łukaszenka przyznał, że „nie będzie to jeden tysiąc żołnierzy”. Żeby zgrupowanie to odpowiednio zagrażało od północy Ukrainie i wiązało jej siły, może to być nawet kilka brygad, czyli od kilkunastu do ponad dwudziestu tysięcy ludzi. Zaangażowanie Białorusi w najbliższych tygodniach będzie polegało na wsparciu logistycznym w transporcie Rosjan, udostępnieniu infrastruktury.

Potem, bardzo możliwe, że Białorusini przekażą armii rosyjskiej jakieś zasoby swojego sprzętu i amunicji. Już pojawiły się informacje o transportach białoruskich czołgów T-72 na front w Donbasie. Białoruś posiada na stanie i w konserwacji stosunkowo spore ilości czołgów, BWP, artylerii z zasobów dawnego białoruskiego okręgu wojskowego i radzieckiej 5. i 7. armii pancernej. Nie wiadomo w jakim stanie znajduje się ten sprzęt i ile go pozostało dokładnie, po wyprzedaży do Afryki i na Bliski Wschód w ostatnich latach. Jest to też zwykle sprzęt starszy o generację od tego, którym od początku wojny ruszyła armia rosyjska (przeważnie z lat 80.).

Wiadomości
Szef KGB Białorusi: w Polsce, Litwie i Ukrainie szykowani są terroryści
2022.10.12 13:41

Białoruś, która jest wprawdzie obłożona sankcjami, ale nie tak szczelnymi, jak Rosja, wesprze Moskwę zakupami komponentów i towarów, które Rosjanom coraz ciężej zdobywać na rynkach trzecich. I nawet nie chodzi o uzbrojenie i podzespoły. Choć to również, Białoruś może stać się miejscem produkcji, bądź montażu choćby dla irańskich dronów uderzeniowych. Mińsk może dostarczać rosnącej po mobilizacji armii rosyjskiej zimowe mundury i osprzęt. Wreszcie będzie żywił Rosjan na swojej ziemi. Agresywna retoryka Łukaszenki i straszenie, że na Białoruś napadnie Polska i Ukraina zwiastuje, że podobnych gróźb będzie coraz więcej.

W potrzasku

Kijów bardzo długo dawał Łukaszence kredyt zaufania. Ukraińcy unikali otwartych zatargów z Białorusią. Owszem, zabezpieczyli granicę z północnym sąsiadem i cały czas trzymali w pobliżu swoje brygady. A jednak w odpowiedzi na rosyjskie ataki z terytorium Białorusi ani razu nie przekroczyli linii granicznej, ani nie uderzyli rakietami w rosyjskie bazy na Białorusi. Na poziomie politycznym Wołodymyr Zełenski ostrożnie podchodził do białoruskiej opozycji i nie spotykał się np. ze Swiatłaną Cichanouską. Kolejne kroki Mińska w stronę zaangażowania w wojnę uruchomią teraz proces współpracy ukraińskich władz z białoruską opozycją. W Kijowie panowało wciąż przekonanie, że może i Łukaszenka jest lokajem Putina, ale nie chce brać udziału w wojnie. Po części była to prawda.

Wiadomości
„Proponujemy sojusz z demokratyczną Białorusią”. Cichanouskaja zwróciła się do Zełenskiego
2022.10.10 19:49

Zresztą i reżim z Mińska zaciemniał obraz sytuacji i wysyłał sygnały, że dystansuje się od wojny Putina. Tyle że to sytuacja dojrzała do takiego momentu, że nie jest istotne, co chce zrobić Łukaszenka, ale co musi zrobić. Znalazł się w potrzasku, do którego dążył przez cały, trwający niemal trzy dekady, okres rządów. Do tego doprowadziła uległość wobec Moskwy i wahadłowa polityka zwodzenia jednocześnie Zachodu i Kremla oraz pełne uzależnienie od wschodniego sąsiada. Ukraińcy trafnie diagnozują, że białoruska armia jest słaba. Nie licząc Sił Operacji Specjalnych (mniej przydatnych w tej wojnie Rosji, bo ma własne), Białoruś nie ma ani jednej skompletowanej w pełni brygady zmechanizowanej czy artyleryjskiej. W toku cichej mobilizacji sytuacja może się trochę poprawić, ale nadal kilkunastotysięczna armia lądowa i cztery brygady piechoty nie będą przedstawiały przełomowego dla losów tej wojny czynnika. Choć niewątpliwie Ukraińcom poważnie by skomplikowały sytuację.

Dochodzi jeszcze czynnik społeczny. Panuje przekonanie, że Łukaszenka boi się utraty kontroli nad armią (bo na froncie przejmą ją oficerowie rosyjscy) i obawia się, że Białorusini nie będą chcieli walczyć, oraz że mogą obrócić się przeciw władzy. Te obawy zapewne powstrzymują dyktatora przed pełną mobilizacją. Do tej pory białoruskie dowództwo broniło się też przed oddawaniem swoich kompetencji rosyjskiemu sztabowi. Nie chce podpaść pod redukcję swojej armii do roli, jaką pełniły „wojska” tzw. separatystów z Donbasu.

Chcąc tymczasowo zaspokoić żądania Putina, Łukaszenka zgodził się na wjazd rosyjskich wojsk. Pewnie w nadziei, że może będzie, jak wiosną, a potem wyjadą. Otóż tym razem może być inaczej. Rosjanie będą koncentrować się na granicy z Ukrainą, by odciągać ukraińskie jednostki od frontu południowego. Kiedy to nie przyniesie rezultatu, a Rosjanie będą się wykrwawiać na południu i wschodzie Ukrainy, mogą naprawdę pomyśleć o desperackiej próbie powrotu do „operacji kijowskiej”, bądź innej ofensywy z północy – np. na zachodnią Ukrainę. Wtedy białoruskie rezerwy będą im po prostu potrzebne.

Wiadomości
Białoruski oficer: Łukaszenka nie ma kim zaatakować Ukrainy
2022.10.11 20:04

Tymczasem Łukaszenka sam sobie zamyka drogę. Kiedy mówi o możliwych prowokacjach na granicy ze strony Ukrainy. Kiedy zapewnia, że wojna może wybuchnąć z powodu przypadkowego ostrzału „pijanych i naćpanych” ukraińskich żołnierzy, to jakby prosił się o prostą prowokację ze strony Rosjan, która postawi go przed koniecznością wejścia do wojny. Łukaszenka zawsze działa taktycznie, myśli najwyżej o kolejnym kroku. Na razie zaspokoił oczekiwania Putina. Nie wziął jednak pod uwagę, że będą kolejne. Wtedy będzie manewrował, by jednak nie wchodzić na Ukrainę, a jednocześnie nie narazić się na gniew Putina. A ten gniew, z kilkoma rosyjskimi brygadami na Białorusi, może być dla Łukaszenki zgubny. W ten sposób każdy kolejny manewr ucieczki przed wojną ogranicza pole następnych możliwych manewrów.

Michał Kacewicz/ belsat.eu

Inne teksty autora w dziale Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności