Wcielili do armii dziesiątki tysięcy ludzi. Donbas stoi w obliczu bezprecedensowego kryzysu humanitarnego


Od początku wojny z Ukrainą dziesiątki tysięcy mieszkańców samozwańczych republik Donbasu zostało przymusowo zmobilizowanych. Samym poborowym brakuje opieki medycznej, mundurów, a nawet jedzenia. Ich krewni, którzy odważyli się zareagować na zabranie bliskich na wojnę, są prześladowani przez samozwańcze służby bezpieczeństwa. Tymczasem kopalnie i przedsiębiorstwa publiczne wstrzymują działalność z powodu braku pracowników, a ryzyko katastrof spowodowanych przez człowieka w Donbasie jest obecnie wyższe niż kiedykolwiek w historii. Meduza wyjaśnia, jak masowy pobór wpłynął na sytuację w nieuznawanych przez społeczność międzynarodową republikach Donbasu.

Żołnierze tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.
Zdj. VK

Jedna z bohaterek materiału Meduzy, Anna, opowiada, że 21 lutego jej mąż Andriej otrzymał wezwanie do wojskowej komendy uzupełnień. Andriej jest pracownikiem tzw. Państwowego Banku Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL), głównego banku republiki. Miał nadzieję, że pracodawca da mu „rezerwę” – jedyny legalny sposób uniknięcia mobilizacji przez mężczyzn w wieku 18-55 lat w republice. Wkrótce jednak został powołany do wojska. Trafił do obwodu charkowskiego, gdzie, jak mówi Anna, służy jako „mięso armatnie”, kopie okopy. Mieszanka Ługańska wspomina też, że przez dwa miesiące, w okresie zimowo-wiosennym, na ulicach miasta panował „pełny dryl”. Wszyscy dorośli mężczyźni bali się wyjść z domu, bo mogli zostać wcieleni do wojska.

Według Wschodniej Grupy Praw Człowieka do połowy czerwca w Donbasie przymusowo zmobilizowano około 140 tys. osób. Szef organizacji Paweł Lisianski mówi, że do kwietnia na wojnę poszło 48 tys. zmobilizowanych – część z nich została ranna lub zabita. Określa, że liczba osób wysyłanych na wojnę może być teraz dwukrotnie większa. Różnicę, jak wyjaśnia, tłumaczy fakt, że wielu z przymusowo wcielonych do wojska miało za zadanie wspierać oddziały na tyłach frontu.

Po tym, jak mąż Anny wyruszył na wojnę, dowiedziała się, że miał możliwość uniknięcia pójścia na front za łapówkę w wysokości 1500 dolarów (7 tys. zł). Opowiadali jej o tym znajomi, którym udało się uniknąć wysłania na front. W zamian za tę kwotę poborowy w separatystycznych republikach mógł zostać w Ługańsku lub Doniecku i pracować w jednostce – np. jako kierowca. Tymczasem średnia pensja w tzw. republikach to niecałe 20 tys. rubli (ok. 1,5 tys. zł).

Wszyscy są wysyłani na front bez wyjątku. W okopach – mówi rozmówca Meduzy – są ludzie z poważnymi chorobami. Samozwańcze władze gonią wszystkich – nawet „meneli i alkoholików”.

Wiadomości
Rosyjska straż graniczna nie wpuszcza separatystów z Donbasu z powrotem na Ukrainę
2022.05.13 15:44

W połowie maja w sieciach społecznościowych pojawiły się nagrania z protestu zorganizowanego przez żony żołnierzy z tzw. 206. Pułku Milicji Ludowej ŁRL. Na filmie kobiety twierdzą, że rosyjskie wojsko wycofało się z obwodu charkowskiego, pozostawiając ich mężów na pozycjach. Tydzień później rosyjska propaganda opublikowała materiał filmowy, na którym pracownicy rosyjskich mediów rozmawiają z protestującą. Kobieta przyznaje, że rzekomo została zwerbowana przez ukraińskie służby specjalne i za 300 dolarów miesięcznie pisała „prowokacyjne wiadomości w grupach i na zamkniętych czatach, gdzie komunikują się krewni zmobilizowanych mieszkańców Ługańska”. Grozi jej 20 lat więzienia za „zdradę stanu i organizację masowych zamieszek”.

Brakuje też sprzętu wojskowego i odzieży dla zmobilizowanych mężczyzn z okupowanych przez Rosję „republik”. Żony muszą same kupować mężom koszule, spodnie, skarpety – wojsko w republikach nie wydaje tych przedmiotów. Żony żołnierzy w republikach starają się w każdej wysyłanej paczce umieścić herbatę, kawę, szampon, pastę do zębów i słodycze. Obowiązkowe są też mokre chusteczki, bo zazwyczaj nie mają wody do mycia się.

Według Anny, jej znajoma napisała list do rosyjskiego Ministerstwa Obrony z prośbą o powrót mężczyzn z linii frontu. Stamtąd otrzymała odpowiedź, że zgodnie z „traktatem o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy między ŁRL a Federacją Rosyjską, Rosja nie ma prawa ingerować w wewnętrzne sprawy republiki”.

– Wszyscy mają nadzieję, że będziemy mieli Sberbank, dostawy i że granica z Federacją Rosyjską zostanie zlikwidowana. Mały, naiwny lud. Życie tutaj zmierza w kiepskim kierunku. Nikt niczego nie chce, każdy tylko otwiera szeroko kieszenie. Ceny wszystkiego idą w górę. Integrujemy się z Rosją na pełnych obrotach. Ukrainy na pewno już tu nie będzie. Liczę na pokój, nie obchodzi mnie z kim – podsumowała Anna.

Wiadomości
Putin odznaczył pośmiertnie donieckiego separatystę Motorolę
2022.05.20 16:11

Samozwańcze republiki przeżywają obecnie poważne trudności z podstawową infrastrukturą komunalną. Problemy te istnieją nawet tam, gdzie nie prowadzi się aktywnych działań wojskowych. Najbardziej dotkliwym problemem jest woda – wynika to ze zniszczenia infrastruktury dostawczej i niemożności jej odbudowy ze względu na trwające działania wojenne. W tym roku ponad milion mieszkańców może zostać bez zagwarantowanych dostaw wody.

Oprócz problemów związanych z wojną, zagrożenie stanowi również masowa przymusowa mobilizacja w Donbasie. Prawie wszystkie przedsiębiorstwa w samozwańczych republikach borykają się z poważnymi brakami kadrowymi spowodowanymi poborem do wojska. Według źródła związanego z władzami samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) zmobilizowano do 75 proc. pracowników donieckich przedsiębiorstw.

Według Pawła Lisianskiego, pracownicy przedsiębiorstw państwowych stanowią 80 proc. przymusowo zmobilizowanych. Wyjaśnia, że kadry przedsiębiorstw państwowych „były na widoku” i dlatego znalazły się w pierwszej fali mobilizacji, od 21 do 24 lutego 2022 roku. Chociaż braki kadrowe są obecnie odczuwalne nie tylko w przedsiębiorstwach infrastrukturalnych, ale także w kopalniach.

Dziś na terenach kontrolowanych przez samozwańcze republiki znajduje się około 27 czynnych kopalni węgla. Po mobilizacji wszystkie stoją bezczynnie z powodu braku pracowników, a produkcja węgla w porównaniu z ubiegłym rokiem spadła pięciokrotnie. Zatrzymanie pracy kopalń w Donbasie może doprowadzić do wielkiej katastrofy ekologicznej.

Po mobilizacji z kopalń wycofano dużą liczbę pracowników obsługi technicznej, i jak wyjaśnia dla Meduzy Jurij Bubunets, były wykładowca na wydziale górniczym Państwowego Instytutu Technicznego w Donbasie, „gdy pod ziemią nie ma nikogo, kto by konserwował systemy pompowania wody i gazu, na powierzchni dochodzi do zanieczyszczeń i wybuchów”.

Wiadomości
Rosyjscy urzędnicy dostaną podwójne pensje za delegacje do okupowanych ukraińskich miast
2022.06.21 17:08

lp/ belsat.eu wg Meduza

Aktualności