“Białorusini muszą szykować się do wielkiej wojny” - mówi instruktor białostockiego Pospolitego Ruszenia


Były żołnierz batalionu Wołat białoruskiego ochotniczego Pułku im. Konstantego Kalinowskiego o pseudonimie Dub (biał. Dąb) opowiedział w rozmowie z Biełsatem o tym, dlaczego zgłosił się do służby jako instruktor chorągwi białoruskiego Pospolitego Ruszenia w Białymstoku i kiedy ponownie weźmie do ręki karabin, by ruszyć do walki.

Instruktor Chorągwi Białostockiej Pospolitego Ruszenia o pseudoniemie Dub. Kwiecień 2023 r.
Zdj. Alisa Hanczar / belsat.eu

Dub dla Białorusinów na Ukrainie prowadził szkolenia z zakresu umiejętności wojskowych jeszcze przed wybuchem pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji. W powietrzu było już wtedy czuć „zbliżającą się wielką wojnę”, ale wszystkie myśli i nadzieje instruktora skupiały się na jak najszybszym powrocie na Białoruś, do którego musiał się dobrze przygotować. Białorusini przechodzili szkolenia m.in. w bazie słynnego batalionu Azow.

– Robiliśmy to po to, by umieć posługiwać się bronią i stawiać opór, a nie tylko uciekać – mówi Dub.

Wiadomości
W Polsce powstało białoruskie Pospolite Ruszenie. Szkoli do walki o wolność
2023.02.10 13:21

„Pozbyć się pozostałości po ZSRR”

24 lutego 2022 roku stało się jasne, że zdobyte przez Białorusinów umiejętności przydadzą się przede wszystkim w obronie kraju, który dał im schronienie przed represjami. 25 lutego Dub był już w szeregach białoruskich ochotników. Został żołnierzem białoruskiego batalionu Wołat, który wszedł w struktury Sił Zbrojnych Ukrainy. Brał udział w szturmie wioski Łozowe i w walkach pod Siewierodonieckiem. Jednak w lipcu, z powodu nieporozumień z dowództwem Pułku Kalinowskiego, został zmuszony do opuszczenia jednostki i wyjazdu do Polski. Wkrótce w Białymstoku zaczął tworzyć inną białoruską strukturę. Podkreśla jednak, że nie z tego powodu wrócił do cywilnego życia.

– Wróciłem po to, by zbudować coś innego. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że tymi siłami, które my [Białorusini] mamy w Pułku Kalinowskiego i innych jednostkach, nie możemy zbytnio wpływać na sytuację, a już na pewno nie w dłuższej perspektywie. Musimy stworzyć szerszy ruch militarny. Taki, który obejmowałby wszystkich Białorusinów w każdym kraju. Bo na dobrą sprawę trzeba przygotować się do jeszcze większej wojny, do której wszystko zmierza. A na szczycie tej fali wyzwolona zostanie Białoruś – trzeba pozbyć się pozostałości po ZSRR, które przeszły już okres półrozpadu i czekają tam na ostateczny upadek – mówi były żołnierz Pułku Kalinowskiego.

Zdaniem naszego rozmówcy funkcję takiego militarnego ruchu powinno spełniać Pospolite Ruszenie, któremu żołnierz poświęca obecnie wiele energii i czasu. Dub jest głównym instruktorem Chorągwi Białostockiej. Sam opracowuje plany, przygotowuje materiały i prowadzi zajęcia. Podlaski oddział organizacji tworzą już już dwa plutony: główny i szkoleniowy. Niedawno do głównego plutonu dołączyło kilka nowych osób, które zostały przeszkolone w ramach programu dla nowych członków.

– Ale poziom wciąż trzeba podnosić. Poza tym wkrótce dołączą nowi ludzie. Stworzymy kolejny pluton szkoleniowy. Nowi dochodzą stopniowo. Im więcej informacji, tym więcej osób przychodzi. Są zainteresowani, opinie są pozytywne. Rozwijamy się – wyjaśnia Dub w typowym dla wojskowego stylu wypowiedzi.

„Idziemy drogą Bułaka-Bałachowicza”

Aktywność i dość szybki rozwój chorągwi Dub przypisuje temu, że wyposażenie jest tu lepsze od tego w innych jednostkach. Jest to zasługa pewnego białoruskiego patrioty, biznesmena z Białegostoku. Dzięki niemu białostoccy grenadierzy mogą trenować strzelanie, a nawet wynajmować pomieszczenia do szkoleń w zakresie walk ulicznych. Nie ma też problemów z replikami broni i amunicji. Treningi odbywają się dwa razy w tygodniu, czasem częściej.

– Ale każda sprawa wymaga czasu i środków. A dobra sprawa wymaga dużo czasu i dużo środków. Można zrobić wiele rzeczy jako wolontariusz, ale efekty nie będą zauważalne tak szybko i nie będzie tej samej jakości: ludzie muszą pracować i zarabiać na chleb. Gdy pojawi się dofinansowanie, to wszystko będzie wyglądało dużo lepiej. Mam taką nadzieję – mówi instruktor.

Ćwiczenia białoruskiego Pospolitego Ruszenia pod Warszawą.
Zdj. Alisa Hanczar/belsat.eu

Wojskowy dodaje, że chciałby widzieć więcej zrozumienia ze strony lokalnych władz Białegostoku. Ale zauważa, że tak naprawdę Polacy są już świadomi, po co im to („gdybyśmy utworzyli Pospolite Ruszenie jakieś pięć lat temu, to Polacy byliby w całkowitym szoku”), i „wszystko zmierza obecnie w dobrym kierunku”.

– Powiedziałbym, że idziemy teraz drogą generała Stanisława Bułaka-Bałachowicza [dowódcy oddziałów białoruskich walczących przeciwko bolszewikom w składzie Wojska Polskiego – belsat.eu], który 100 lat temu niedaleko stąd formował swoje oddziały. To jest właśnie dziedziczenie pokoleń. Chcielibyśmy jednak zrobić to lepiej niż on i nie powtarzać jego błędów. Bułak-Bałachowicz nie doszedł do porozumienia z Radą Białoruskiej Republiki Ludowej. A my musimy się porozumieć między sobą, żeby działać wspólnie i wymierzać ciosy tą samą pięścią. W ten sposób zwyciężymy – mówi Dub.

Wywiad
Białoruskie Pospolite Ruszenie jak polski Sokół i Strzelec?
2023.02.12 16:55

„Zabicie zdrajców to deokupacja”

– Sto lat temu przelano niemało białoruskiej krwi. Czy nie boisz się, że jeśli, jak mówisz, pójdziemy „pozbywać się pozostałości po ZSRR” to poleje się więcej krwi i na Białorusi dojdzie do wojny domowej? Wojna domowa już trwa. Z tym, że na razie tylko oni do nas strzelają, a my jeszcze nie oddajemy strzałów. Dzisiejszą Białoruś postrzegam jako de facto okupowane terytorium, którym rządzi niewielka grupa łajdaków, zdrajców i terrorystów. Oni nie mają nic wspólnego z moim narodem. A zabicie zdrajców to właściwie nawet nie wojna domowa, a deokupacja – przekonuje Dub.

Jego zdaniem przykład wyzwolonych terenów ukraińskiego Donbasu pokazuje, że działania na polu informacyjnym nakierowane na osoby starsze, które kiedyś były skłonne wysyłać Rosjanom SMS-y z lokalizacjami ukraińskich wojskowych, przynosi efekty. Ludziom po prostu pokazuje się, jak rozbudowywana jest infrastruktura i kultura w miejscach wyzwolonych przez Ukrainę. I pozostaje niewielu takich, którzy nadal popierają ideę „russkiego miru”. Jak twierdzi nasz rozmówca, zmniejszyła się też liczba osób „czekających na wyzwolenie przez Rosjan” i „separatystów”.

– A na Białorusi większość obywateli po 2020 roku doskonale zdaje sobie sprawę, co się dzieje. Ci, którzy do tej pory nie przyjmują tego do wiadomości i dla których bardziej liczą się te grosze, nie zrozumieją niczego bez względu na to, kto będzie u władzy. Naszym zadaniem jest przekonanie ich, że po uwolnieniu kraju będą mieli znacznie więcej niż tylko te grosze – mówi nasz rozmówca

Jeśli chodzi o pieniądze, to mężczyzna przyznaje, że na Podlasiu nie zarabia kokosów (w czasie udziału w wojnie jego żołd wynosił ok.  12 tys. zł), ale jego obecna pensja jest i tak o wiele wyższa niż te 800-1200 zł, za które pracują zwykli robotnicy na Białorusi.

Reportaż
„Wojna na Ukrainie to dopiero pierwszy etap”. Reportaż z bazy Pułku Kalinowskiego
2023.04.16 08:40

„Jeśli poczuję, że beze mnie nie dają rady, to wrócę”

Jak mówi Dub, po przyjeździe z wojny na Ukrainie nie było mu łatwo wrócić do społeczeństwa.

– Jeśli jesteś tam jakiś czas, to potem ciężko jest się wpasować w cywilne życie. Nawet po powrocie z białoruskiej armii jest ciężko. A wracając z Ukrainy jest jeszcze trudniej. Tam są twoi towarzysze broni, jest pewna doza niepewności, atmosfera. Jak już się przyzwyczaisz, to nie odpuszcza tak łatwo. Do tego – pełne wsparcie i szacunek Ukrainy: wystarczy po prostu walczyć. Czasem myślę, że łatwiej byłoby tam wrócić, niż wysilać się w cywilnym życiu. Ale… – tutaj urywa i robi dłuższą pauzę.

Żołnierze Pułku Kalinowskiego na Ukrainie. Luty 2023 r.
Zdj. belsat.eu

– Czyli siedzi w tobie były żołnierz batalionu Wołat i namawia cię do powrotu na pole walki. Co mu odpowiadasz? – pytamy.

– Mówię mu: to jeszcze nie czas, pojadę tam jeśli spełni się kilka warunków. Jeśli poczuję, że beze mnie nie dają rady, to wrócę. Na przykład, jeśli Alaksandr Łukaszenka wyśle swoich żołnierzy na Ukrainę za pieniądze i jeśli oni rzeczywiście tam pojadą, to kwestią godności byłoby wypchnięcie ich z powrotem do ich ojczyzny. Ale na razie, jak powiedziałem, widzę inny wariant deokupacji Białorusi. Działam na rzecz tego tutaj. I uważam, że nadal wykonuję pożyteczną pracę wojskową – odpowiada Dub.

Według niego wielu Białorusinów, którzy wstąpili do Pospolitego Ruszenia, postrzega szkolenie w chorągwiach jako kurs przed wstąpieniem do wojska, niezbędny, by zostać przyjętym do jednostek wojskowych na Ukrainie. A takich osób jest sporo. Niektórzy z uczniów Duba już wyjechali na front.

Na zdjęciu członek Chorągwi Białostockiej Pospolitego Ruszenia w szeregach Pułku Kalinowskiego na Ukrainie.

„Jeśli zaangażujemy się w politykę, na pewno dojdzie do waśni”

Jak uważa Dub, Białorusini nie jadą bronić Ukrainy na fali emocji, jak to było na początku – „teraz jadą tam z dużą świadomością”. Niektórzy przystępują do walki z powodu „ideologicznej nienawiści do agresora”, niektórzy, by zdobyć doświadczenie wojskowe. Ale są też poszukiwacze przygód i tacy, którzy planują tam zarobić, choć jak mówi, nie zna ani jednej osoby, której rzeczywiście udałoby się wzbogacić na wojnie. Są też romantycy. W każdym razie napływ białoruskich ochotników nie maleje.

– Owszem, ludzie odchodzą z powodu obrażeń lub innych przyczyn. Ale ten napływ rekrutów ciągle trwa. Choć na razie jest to tylko strumyk, a nie potok – przyznaje były żołnierz Pułku Kalinowskiego.

Zdaniem naszego rozmówcy strumyk białoruskich ochotników będzie mógł urosnąć w potok tylko wtedy, gdy na froncie nastąpią radykalne zmiany. Dub jest też krytyczny wobec dowództwa Pułku Kalinowskiego, które zaczęło pozycjonować jednostkę jako „siłę polityczną z karabinem w ręku”. To, zdaniem byłego żołnierza pułku, odstrasza wielu potencjalnych rekrutów.

– Jeśli działamy w jakiejś sprawie, to trzeba skupić się na tej sprawie. Jeśli zaangażujemy się w politykę, oczywiście można to robić, ale wtedy na pewno dojdzie do waśni – przekonuje.

Były żołnierz i instruktor białostockiej chorągwi Pospolitego Ruszenia nie lubi, gdy nazywa się go weteranem. Mówi: „Lepiej być byłym wojskowym”. Swój pseudonim wymyślił wspominając dąb, który kiedyś widział przy starej świątyni na Grodzieńszczyźnie. Stary dąb został prawie spalony przez piorun i pozbawiony korony – została tylko kora i część pnia. I to drzewo nadal wypuszczało zielone pędy…

– Żyło dalej, mimo że było praktycznie wypalone. Ale gałęzie się zieleniły. Wydawało się, że nic mu nie jest, wszystko z nim w porządku – wyjaśnia Dub i uśmiecha się.

Dla byłego żołnierza właśnie to drzewo jest symbolem Białorusi i białoruskości.

Pytamy, czy wojna go nie wypaliła.

– Nie. Żyję dalej i wciąż działam dla Białorusi. A jeśli będzie trzeba, to znowu chwycę za broń – odpowiada mężczyzna.

Reportaż
„Nie jesteśmy tu dla zabawy”. Białoruskie Pospolite Ruszenie szkoli się pod Warszawą REPORTAŻ
2023.03.25 09:14

Zmicier Mirasz, ksz/ belsat.eu

Aktualności