„W więzieniu robią wszystko, żeby ludzie nie mogli się trzymać razem”


Mieszkaniec Mińska Artur Chaćko został aresztowany na ulicy wczesnym rankiem, gdy szedł do pracy. Po zatrzymaniu mężczyznę dotkliwie pobito. Potem standardowy schemat: areszt tymczasowy – areszty śledcze – kolonia. Chaćko zostal skazany za organizację działań naruszających porządek publiczny lub udział w nich – dwa lata więzienia. Odsiedział swoje, odliczając każdy dzień, a po wyjściu na wolność wyjechał z Białorusi za granicę i opowiedział Biełsatowi swoją historię.

Na Białorusi Artur Chaćko pracował jako kierowca i wspierał protesty w 2020 roku. Rankiem 18 maja 2021 roku szedł do pracy w obozie wojskowym na przedmieściach Mińska, gdy został zaatakowany przez funkcjonariuszy. Chaćko wrócił do domu dopiero po dwóch latach, by trzy dni później wyjechać z rodziną do Polski.

– Od tyłu podbiegło do mnie trzech mężczyzn, wszyscy w cywilnych ubraniach i po prostu zaczęli mnie bić. Nikt się nie przedstawił – bili mnie na ulicy, uderzali mnie w tył głowy, tak mocno, że spadły mi okulary. Potem próbowali wepchnąć mnie do samochodu, ale im się to nie udało. Wtedy podjechał milicyjny bus i wyskoczyło z niego kilka osób, wciągnęli mnie do pojazdu. Skuli mnie kajdankami za plecami i kazali klęczeć. Od razu zażądali, bym podał im hasła do telefonu. Komuś jednak udało się nakręcić filmik z mojego aresztowania – wspomina Artur.

Mężczyzna mówi, że przygotowywał się do zatrzymania i wiedział, co zrobić, by maksymalnie się zabezpieczyć.

– Byłem dobrze przygotowany, miałem założony partyzancki Telegram – jestem wdzięczny naszym Cyberpartyzantom, byli bardzo pomocni. Być może to pomogło skrócić wyrok. Opuściłem wszystkie czaty grupowe, zagwarantowałem bezpieczeństwo sobie i innym. Osoby mi bliskie dostały wiadomość, że zostałem zatrzymany, żeby wszyscy w grupie wiedzieli, że zostałem aresztowany i by [funkcjonariusze] nie mogli w moim imieniu wysyłać SMS-ów do nikogo. Ale bili mnie dalej za kod do Telegrama, podałem im fałszywy – w efekcie Telegram został zablokowany i nie mogli go odblokować. Nadal mnie męczyli – bili tak, by nie został żaden ślad. Ale na pewno nikt nie ucierpiał z powodu mojego zatrzymania – mówi Chaćko.

Wiadomości
Białoruscy Cyberpartyzanci włamali się do serwerów rosyjskiego cenzora internetu
2022.11.19 13:40

Artur od dawna uprawiał airsoft (gra z udziałem pneumatycznych replik broni) i miał w domu sprzęt do uprawiania tego sportu.

– Przez cztery godziny przeszukiwali mój dom, wystraszyli moje dziecko, córka przez cały ten czas chowała się pod kanapą. A ja w tym czasie siedziałem w milicyjnym busie z rękami zakutymi w kajdanki za plecami. Znaleźli sprzęt do airsoftu. Potem znaleźli atrapę granatu i zaczął się cyrk. Wezwali saperów, którzy od razu powiedzieli im, że to fałszywy granat treningowy. W rezultacie funkcjonariusze rozłożyli wszystkie znalezione rzeczy, sfilmowali je i zaczęli robić ze mnie terrorystę – mówi mężczyzna.

Akreścina i Waładarka

Po przeszukaniu mężczyzna został przewieziony na komisariat.

– Zapytali: „Robimy duże czy małe kółko?”. Nie wiem, jaką drogą jechali, ale w końcu dotarliśmy do ich siedziby. Po przesłuchaniu napisali tekst, który miałem powiedzieć przed kamerą. W ten sposób powstał filmik, gdzie wyrażam skruchę. Po tym zabrali mnie do aresztu na Akreścina i skazali na 15 dni za wykroczenie.

Wiadomości
Google usunął “reklamy” z przesłuchiwanymi Białorusinami. Po interwencji Cichanouskiej
2022.01.04 09:39

Wkrótce 15 dni przerodziło się w sprawę karną. Chaćko został oskarżony z artykułu o „organizację działań naruszających porządek publiczny lub czynny udział w nich” (art. 342 Kodeksu Karnego Białorusi) i przeniesiony do niesławnego aresztu śledczego nr 1 – tzw. Waładarki.

– Na Waładarskiego przebywałem przez około pięć miesięcy. A potem zaczęła się podróż po kraju w więziennym wagonie. W czasie transportu jest się cały czas zakutym w kajdanki, nawet jeśli jest się zamkniętym w klatce. Z tą różnicą, że kajdanki zapinają z przodu – żeby można było nieść swoje rzeczy. Cały czas traktują cię okropnie, polecenia wydają bardzo nieprzyjemnym tonem. Kiedy przechodzisz z więźniarki do pociągu, krzyczą: „Nie rozglądać się!”. Biegniesz przez te tory. Dodatkowo wszystkie te sceny odbywają się w nocy. Zostałem przeniesiony do Mohylewa, potem do Homla, byłem tam około dwóch tygodni. Na własnej skórze poczułem, czym są „przenosiny”, kiedy przenoszą cię w zamkniętym wagonie pociągu. Kiedy wyjechałem z aresztu na Waładarskiego, nie wiedziałem nawet, dokąd jadę, nie powiedzieli mi. Kiedy jechaliśmy, myślałem, że jadę do Żodzina, ale dzięki Bogu minęliśmy to miejsce. W poprzednich miejscach odbywania kary dowiedziałem się, co to za miejsce, że pracują tam nieludzie, którzy całym sercem opowiadają się za Łukaszenką. Ale przejechaliśmy obok i pojechaliśmy do Mohylewa – tam znalazłem się w celi, całkowicie wykończonej białymi płytkami i było zimno – wspomina Artur.

Proces

Proces toczył się we wrześniu 2021 roku. Artur Chaćko został oskarżony o to, że „działając w grupie osób, poprzez wcześniejsze ustalenia dokonane za pośrednictwem Internetu, dopuścił się czynów rażąco naruszających porządek publiczny”. Jego działania rzekomo spowodowały zakłócenia w komunikacji miejskiej. Miał jakoby wielokrotnie, od 31 sierpnia 2020 roku do 31 kwietnia 2021 roku, zamieszczać wiadomości z propozycjami blokowania ruchu, organizowania masowych protestów na czatach dla kierowców.

– Podróż do sądu to kolejny szok, podwójna rewizja: najpierw strażnicy z Waładarki rozbierają cię i sprawdzają, potem to samo robią konwojenci. Wiozą cię do sądu więźniarką, dają ci kawałek chleba i mały kawałek szynki, że tak powiem, przekąskę i cały dzień siedzisz w sali o wymiarach pół metra na metr. W sądzie nie było sensu nic mówić, wszystko było wiadome od początku – mówi Chaćko.

W rezultacie sędzia Angela Kasciukiewicz skazała Artura Chaćkę na dwa lata kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Na rzecz państwa odebrano mu telefon komórkowy i samochód.

Jak mówi Artur, śledczy obojętnie podchodził do swoich obowiązków i nie miał zamiaru się wysilać, dlatego część dowodów rzeczowych ze sprawy zaginęła. W rezultacie mężczyźnie udało się uniknąć kolejnego artykułu o masowe zamieszki (art. 293 KK).

„Wszyscy boją się trafić do kolonii w Nowopołocku, bo tam rządzą sadyści”

Zdaniem więźnia politycznego nie trafił on do nienajgorszego zakładu karnego – kolonii nr 2 w Bobrujsku. Artur tłumaczy, że nikt nie chce trafić do Nowopołocka, bo każdy słyszał o panujących tam warunkach i pracujących w tamtejszej kolonii sadystach i draniach. Wielu więźniów mówiło, że w tzw. jednostce od razu zaczyna się bicie więźniów i tworzenie warunków nie do zniesienia.

– W Bobrujsku czegoś takiego nie było, choć nie było idealnie. Ja trafiłem tam 3 stycznia 2022 roku. Przyjeżdżasz na obóz – kwarantanna, rewizja, strzyżenie. Odbiera cię przedstawiciel zakładu karnego, prosi o podanie artykułu, za który cię skazano, próbuje żartować. Po przyjeździe od razu zarzucają ci pierwsze naruszenie i spisują naganę. Na przykład, że nie posprzątałeś porządnie. Jak powiedział mi kierownik jednostki: „No, tak to się robi! Ja miałem za zadanie wpisać ci naganę, a dalej decyduje naczelnik kolonii”. To miało przyczyny polityczne. W efekcie zostałem pozbawiony prawa do długiej wizyty, ale „politycznym” bardzo rzadko się na to pozwala. Dwa razy byłem w karcerze, za „nagminne naruszenia”. W każdej jednostce była inna liczba więźniów politycznych, w naszej było ich dziesięciu, a niektórzy starali się od tego dystansować, żeby ułatwić sobie życie — wspomina.

Jak dodał, w kolonii musiał pracować.

– Przez trzy czy cztery godziny, z wyjątkiem weekendów. Bierze się kawałek gumy, wyrywa się z niego metalowy sznurek i oddaje gumę. Norma na trzy godziny wynosiła jeden kilogram. Za tę pracę płacono mi grosze. Szczególnie ciężko jest starszym ludziom, którym zabiera się praktycznie całą emeryturę, zostaje im dwieście rubli (ok. 330 zł – belsat.eu), żeby mogli pójść do sklepu.

Chaćko mówi też, że do kolonii nr 2 zawitał już z tytułem ekstremisty.

– Ten tytuł nadał mi naczelnik aresztu na Waładarskiego i ciągnął on się za mną do końca wyroku. Ale nawet kiedy wyjdziesz, to pozostaje w twojej świadomości. Miałem żółty identyfikator, byłem wpisany w specjalny rejestr. Dla takich jak ja codziennie była organizowana specjalna kontrola i codziennie można się było spodziewać niemiłej niespodzianki ze strony administracji. Ostatecznie w Bobrujsku odsiedziałem rok i dwa miesiące. Jeśli będziesz uparcie obstawiać przy swoim, w ogóle nie wyjdziesz z karceru, a w dłuższej perspektywie możesz nie tylko trafić do karceru, ale też potem dostać wyrok z artykułu za niewypełnianie poleceń administracji zakładu (art. 411 KK) i dołożą ci więcej odsiadki do wyroku. Próbowałem włączyć tryb przetrwania, walka z tamtejszym systemem była praktycznie bezcelowa, w więzieniu nie da się nic zrobić. Wsadzili mnie do karceru na 18 dni przed końcem wyroku, tam jest to bardzo łatwe.

Początkowo Chaćko nie miał zamiaru opuszczać kraju, ale po tym, jak został wypuszczony na zasadach zwolnienia warunkowego, zrozumiał, że na Białorusi nie dadzą mu spokoju.

– Kiedy mnie wypuszczono, myślałem, że wszystko będzie znacznie łagodniejsze, że będę musiał meldować się raz lub dwa razy w miesiącu, ale powiedziano mi, że muszę codziennie przychodzić na komisariat i meldować się, dopóki nie znajdę pracy, a znalezienie pracy po wyroku politycznym jest praktycznie niemożliwe. A dwa dni po opuszczeniu kolonii wyjechałem, jestem wdzięczny BySol za pomoc w wyjeździe. W kolonii mogą zamknąć ci usta, ale nie mogą zmienić twoich poglądów, ideologiczne wychowanie w ogóle nie działa – mówi Chaćko.

Były więzień Łukaszenki przekonany, że masowymi aresztowaniami obecna władza nic nie osiągnie, chyba że potrwa to jeszcze długi czas. Chaćko dodaje, że ważne jest wspieranie więźniów politycznych.

– Wielu ludzi jest kompletnie pozbawionych wsparcia, w więzieniu robią wszystko, żeby ci ludzie nie mogli się trzymać razem – powiedział.

Wiadomości
Andrzej Poczobut kończy dziś 50 lat. ZPB wzywa do wysyłania mu listów do więzienia
2023.04.16 18:01

Obecnie Artur przebywa w Polsce wraz z rodziną i próbuje ułożyć sobie życie w nowym miejscu.

Arturowi Chaćce można pomóc za pośrednictwem portalu BySol.

AS, ksz/ belsat.eu

Aktualności