Największy od dekady zamach terrorystyczny na Kaukazie Północnym pokazuje skalę słabości państwa rosyjskiego. Zamachy będą się powtarzać, bo Putin ma inne priorytety, niż bezpieczeństwo, a napięcia społeczne i etniczne rosną.
Zamachowcy zaatakowali w niedzielę w rosyjskim Dagestanie. Uzbrojone komanda uderzyły w mieście Derbent i stolicy republiki, Machaczkale. W obu miastach zaatakowano synagogi i cerkwie prawosławne, jednak głównym celem byli policjanci. W serii strzelanin zginęło ich prawdopodobnie siedemnastu. Razem z cywilami było około dwudziestu ofiar. Oficjalnie służby zlikwidowały szóstkę zamachowców. Na Kaukazie północnym to największy zamach od dekady. Ostatnie akty terroru o porównywalnej skali miały miejsce w Groznym w 2014 r.
Niedzielny zamach w rosyjskim Dagestanie nie skupił takiej uwagi mediów, jak atak na Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą w marcu. Tymczasem z perspektywy systemu bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej zdarzenia w Dagestanie powinny być dużo bardziej niepokojące i wróżą Rosji sporo problemów wewnętrznych. Takich, które z czasem będą osłabiały potencjał Rosji do konfrontacji z Ukrainą i Zachodem.
Jest oczywiste, że zamach w Moskwie z 22 marca ogniskował uwagę skalą, bo zginęło 145 osób, ale i śmiałością. W końcu dotknął mieszkańców stolicy i zaskoczył służby. Dodatkowo był owiany aurą tajemnic i podejrzeń, że Kreml wykorzysta zamach do oskarżeń Ukrainy. Co zresztą się stało. Niedzielne wydarzenia w Dagestanie były z perspektywy Moskwy bardzo odległe. Gdzieś, na niespokojnych od zawsze (w percepcji Rosjan ze stolicy) rubieżach ogromnego państwa. W dodatku w regionie uznawanym za matecznik islamskiego terroryzmu.
Kiedy pod koniec pierwszej dekady XXI wieku wygasała wojna czeczeńska, przez rosyjski Kaukaz Północny przetoczyła się nowa fala terroryzmu. Zamachy miały miejsce jeszcze w latach 90. A jednak to dopiero zakończenie wojskowej fazy wojny czeczeńskiej spowodowało, że przechodzące do głębokiego podziemia siatki islamskich radykałów zaczęły na większą skalę wojnę terrorystyczną.
Wojnę z państwem rosyjskim i jego strukturami w północnokaukaskich republikach: Czeczenii. Inguszetii, Dagestanie, w mniejszym stopniu w Kabardyno-Bałkarii, czy Karaczajo-Czerkiesji, czy nawet zdominowanych przez ludność niemuzułmańską Kraju Krasnodarskim i Osetii Północnej. Po tym, jak Rosja zdławiła czeczeński opór i stosowała brutalne pacyfikacje wobec ludności muzułmańskiej Północnego Kaukazu, młodzież islamska radykalizowała się i nawiązywała kontakty z międzynarodowymi organizacjami terrorystycznymi: Al Kaidą i Państwem Islamskim.
Tylko według oficjalnych, rosyjskich danych, w rozpoczętej 2009 r. i trwającej osiem lat „operacji „antyterrorystycznej” zginęło ponad tysiąc żołnierzy, policjantów i ludzi ze służb oraz około 3 tys. bojowników. Wojna ta przybrała charakter ataków niewielkich grup, albo wręcz pojedynczych bojowników na posterunki, urzędy i patrole rosyjskie. Większość z nich była mało spektakularna i z czasem była zdawkowo pokazywana w serwisach informacyjnych.
Krwawe represje i wprowadzony na całym niemal Kaukazie Północnym reżim „operacji antyterrorystycznej” doprowadził do spadku liczby zamachów. Przyczyniła się do tego również emigracja młodych bojowników i kandydatów na bojowników do Syrii i inne teatry bliskowschodnich wojen. Głównie w Syrii tysiące ochotników z rosyjskiego Kaukazu zdobywały doświadczenie bojowe i budowały współpracę z islamskimi organizacjami terrorystycznymi. W ostatnim czasie, kiedy wojna w Syrii wygasała, niektórzy z nich wrócili do Rosji. Jednak powrót doświadczonych bojowników i niewątpliwe kontakty między ekstremistami z Bliskiego Wschodu a północnokaukaską młodzieżą są tylko jedną z przyczyn jej radykalizacji.
W październiku ubiegłego roku rozjuszony tłum wdarł się na lotnisko w Machaczkale. Setki młodych ludzi poszukiwały na lotnisku obywateli Izraela, którzy przylecieli rejsem z Tel Awiwu. Chcieli zlinczować Izraelczyków. Jesienią ubiegłego roku w różnych republikach Kaukazu Północnego doszło do całej serii antysemickich wystąpień i prób ataków na synagogi.
Mimo, że ich wspólnym mianownikiem była solidarność rosyjskich muzułmanów z Palestyńczykami i protest przeciw polityce Izraela, to sprawa wyglądała na dużo poważniejszą. Komentując rozruchy i próbując je skanalizować Władimir Putin wskazywał, że wywołali je Amerykanie i Ukraińcy. Po to, żeby destabilizować Rosję. Trudno ocenić, czy to wyłącznie propagandowa retoryka, czy rzeczywiście rosyjskie służby bezpieczeństwa kierują się diagnozą, że niepokoje i terroryzm na Kaukazie ma przyczyny w działalności zachodnich służb specjalnych.
W każdym razie tamte, antysemickie rozruchy powinny być dla Moskwy poważnym światłem ostrzegawczym. Bo tak naprawdę nie o solidarność z Palestyną w nich chodziło. Nowe pokolenie dwudziesto-trzydziestoletnich muzułmanów poszukuje swojej tożsamości. Szuka jej w solidarności ze światem radykalnego islamu, a nie państwem rosyjskim. Przeciwnie, ich gniew jest skierowany właśnie przeciw państwu rosyjskiemu. Zarówno atakowane jesienią synagogi, jak i uderzone w ostatnią niedzielę cerkwie są dla mieszkańców muzułmańskiego Kaukazu czymś z zewnątrz. Czymś obcym, co przyszło na ich ziemię wraz z Rosją i teraz pamięć o owej obcości jest odgrzewana.
Zresztą w ciągu ostatnich dwóch lat w Dagestanie i innych republikach miały miejsce poważne wystąpienia przeciw mobilizacji do rosyjskiej armii na wojnę z Ukrainą i liczne protesty przeciw ogólnie rzecz ujmując złej sytuacji gospodarczej i społecznej. I to właśnie kwestie społeczne najsilniej napędzają radykalizm i rosnący gniew.
Republiki Kaukazu Północnego należą do najbiedniejszych w Rosji. Najwyższy, sięgający niemal 30 proc. odsetek ludności żyjącej poniżej ogólnorosyjskiego poziomu biedy zamieszkuje Inguszetię. Średni poziom zarobków w Dagestanie to niecałe 40 tys. rubli, podczas gdy średnia moskiewska to 179 tys. rubli, a średnia dla całej Rosji to 73 tys. rubli. W stosunkowo dużej republice, jaką jest Dagestan, znajdują się cztery najbiedniejsze w skali całej Rosji regiony.
Jednocześnie północnokaukaskie republiki mają najwyższy przyrost naturalny. Dagestan razem z Czeczenią według prognoz będą republikami z najszybciej rosnącą liczbą ludności. W ciągu dekady liczący dziś ponad 3 mln Dagestan ma wzrosnąć o pół miliona ludzi.
Wysoki przyrost naturalny i duża bieda są cechami muzułmańskich republik rosyjskiego Kaukazu od lat. Gęstość zaludnienia jest obniżana przez bardzo dużą migrację zarobkową do miast północy Rosji. Głównie do Moskwy. Jednak i tam powstają napięcia wywoływane wywołane z jednej strony rosyjskim szowinizmem i rasistowskim traktowaniem migrantów, a z drugiej strony tarciami związanymi z rosnącą siłą i pozycją muzułmańskich społeczności w rosyjskich miastach.
Społeczeństwa republik Północnego Kaukazu są młode i biedne. W dodatku polityka Moskwy po zakończeniu II wojny czeczeńskiej opierała się na „czeczenizacji” regionu. Czyli oddaniu lokalnej władzy, sektora siłowego i biznesu w ręce lojalnych wobec Kremla, ale lokalnych elit. W Czeczenii całą władzę w sposób patologiczny zdominował klan Ramzana Kadyrowa. W pozostałych republikach również rządzą miejscowe, skorumpowane klany.
Wzrost niepokoju i eskalacja terroryzmu na Kaukazie Północnym nie grozi jednak rozpadem, czy jakąś formę secesji regionu. Sprawcy zamachów nie mają zresztą żadnego politycznego projektu i pomysłu na funkcjonowanie poza Rosją. Oprócz iluzorycznych dla większości rosyjskich muzułmanów wizji emiratu islamskiego. Mimo licznych słabości Rosja kontroluje republiki etniczne i ma po swojej stronie lokalną elitę. W tym sposobie zarządzania niespokojnym regionem jest wiele patologii i generuje on konflikty, ale Moskwa potrafi zarządzać kryzysami.
Zamachowcy z Derbentu i Machaczkały posługiwali się retoryką islamskiego radykalizmu (na drzwiach zaatakowanych świątyń napisali numery sur z Koranu), ale zabijali przedstawicieli rosyjskiej administracji – policjantów. Większość z policjantów stanowią miejscowi, a nie etniczni Rosjanie. Gniew kieruje się zatem w stronę lokalnej administracji uznawanej za okupacyjną. Z perspektywy Moskwy narastający problem islamskiego ekstremizmu na południu kraju budzi ogromny niepokój.
W ciągu ostatnich miesięcy dochodziło już do starć policji z bojówkami Inguszetii, Kabardo-Bałkarii i Karaczajo-Czerkiesji. Dwa tygodnie temu w areszcie w Rostowie nad Donem więźniowie deklarujący się, jako bojownicy Państwa Islamskiego wzięli zakładników i ostatecznie zginęli w wymianie ognia z siłami antyterrorystycznymi.
Mnożące się incydenty nie są jednak, jak opowiada rosyjska propaganda, skutkiem działań ukraińskich i amerykańskich służb podburzających muzułmanów. Są efektem wieloletnich zaniedbań Moskwy wobec południowych rubieży państwa. Skutkiem neokolonialnej polityki Kremla wobec Północnego Kaukazu. W dodatku dla Putina priorytetem jest obecnie wojna z Ukrainą i konfrontacja z Zachodem.
Struktury bezpieczeństwa, zwłaszcza na dalekiej prowincji, są osłabione, bo niektóre jednostki, oficerowie, są przerzucani do zadań związanych z wojną. Jak daleko poszły zaniedbania w pracy operacyjnej wszechwładnych służb bezpieczeństwa świadczy choćby fakt, że w niedzielnym zamachu brali udział synowie miejscowego kacyka kremlowskiej partii Jedna Rosja, Magomieda Omarowa. A także mistrz walk MMA Hadżimurad Kagirow. Nikt nie wychwycił ich radykalizacji, ani powiązań z międzynarodowymi terrorystami.
Moskwa zapewne przeprowadzi teraz w dagestańskim FSB i policji czystki i przyśle swoich nadzorców. Prawdopodobnie dojdzie do masowych aresztowań i polowania na islamistów. Tyle, że to niewiele da, a wręcz naruszy równowagę sił wpływów między klanowymi układami i oburzy kolejnych młodych ludzi. Co oznaczać będzie pogłębianie kryzysu i kolejne fale zamachów.
Michał Kacewicz/belsat.eu
Redakcja może nie podzielać opinii autora.