26 września w jednej z najważniejszych świątyń katolickich na Białorusi wybuchł niegroźny pożar. Od tego czasu reżim zakazywał wstępu do wnętrza, argumentując to troską o bezpieczeństwo parafian. Wczoraj do budynku wpuszczono przedstawicieli Kościoła, którzy pokazali rzeczywisty stan wnętrz po pożarze.
19 grudnia Czerwony Kościół wizytowali wspólnie przedstawiciele białoruskich władz i Kościoła Katolickiego. Reżim Alaksandra Łukaszenki reprezentowali: jego pełnomocnik ds. religii i narodowości Alaksandr Rumak, przedstawiciele Mińskiego Miejskiego Komitetu Wykonawczego, pracownik zarządzającego budynkami zabytkowymi przedsiębiorstwa komunalnego Minskaja Spadczyna (Mińskie Dziedzictwo) i strażak. Kościół katolicki reprezentowali z kolei: nuncjusz apostolski arcybiskup Ante Jozić, metropolita mińsko-mohylewski arcybiskup Józef Staniewski, nowy administrator parafii pw. świętych Szymona i Heleny ksiądz Juryj Sańko i kilku innych duchownych.
Do środka nie zostali jednak wpuszczeni członkowie Komitetu Kościelnego – oficjalni przedstawiciele wspólnoty parafian, którzy ponoszą odpowiedzialność zarówno przed członkami wspólnoty, jak też władzami. Stało się tak, mimo oficjalnego listu od zakładu komunalnego Minskaja Spadczyna, który pozwolił przedstawicielom parafii na wstęp do Czerwonego Kościoła.
Według relacji duchownych, obecnie w nawie nie ma śladów pożaru, dymu i sadzy, a Czerwony Kościół jest czysty, zadbany i zdatny do odprawiania nabożeństw. W świątyni jest też ciepło, bo wbrew wszystkim pismom od władz, grzejniki działają. Nie czuć dymu także na galerii i w piwnicy – w budynku jest za to mnóstwo kwiatów.
W rzeczywistości ogień i późniejsza akcja gaśnicza zniszczyły jedynie klęcznik i stojący nad nim krzyż w zakrystii. Znajdują się one na przeciwko wybitego witraża.
Zdaniem duchownych, remontu wymaga jedynie zakrystia, a prace naprawcze można wykonać w krótkim terminie. Parafia jest gotowa sfinansować go z własnych środków i ofiar od wiernych. Zakład komunalny Mińska Spadczyna żąda jednak zamknięcia Czerwonego Kościoła do końca remontu, którego terminu nawet nie wyznaczyła.
Władze pozwoliły jednak zabrać swoje obrazy malarzom, przedstawicielom Teatru Znicz, którzy we wrześniu wystawili je w Białej Sali kościoła. Prywatne rzeczy mogli też zabrać z zamkniętej plebanii dwaj wikariusze, którzy od dnia pożaru nie mieli do nich dostępu.
Pożar w kościele pw. świętych Szymona i Heleny w Mińsku wybuchł w nocy 26 września. Nieznani sprawcy wybili jeden z witraży i podpalili zakrystię. Chociaż oficjalnie ogień objął jedynie 20 metrów kwadratowych, władze zdecydowały o zamknięciu budynku do odwołania, wyłączyły w kościele i przyległej do niego plebanii wszystkie media i odebrały parafii klucze.
Białoruscy katolicy uznali to za represje na tle religijnym. Reżim Łukaszenki uważa Kościół za organizację mu wrogą, popierającą opozycyjną chrześcijańską demokrację i wspieraną przez Polskę. Czerwony Kościół stoi przy Placu Zwycięstwa w Mińsku, w bezpośrednim sąsiedztwie Domu Rządu, władz miejskich i dwóch uniwersytetów. Na placu tym odbywały się główne protesty 2020 roku, których uczestnicy chronili się w katolickiej świątyni przed OMONem. Stojąca przed kościołem figura walczącego z Szatanem Archanioł Michała stała się też miejscem upamiętnienia ofiar reżimu.
Alona Ruwina, pj/belsat.eu