„Reżim Putina sam zabił się tą wojną”. Rosyjski ekonomista o gospodarce Rosji i przyszłości kraju


Według rosyjskiego ekonomisty i politologa Władisława Inoziemcewa, mimo że ponad dwa miesiące od rozpoczęcia wojny Rosja wraca do względnie “normalnego” życia, to nałożone przez Zachód sankcje spychają kraj do poziomu Korei Północnej. Jego zdaniem, los putinowskiego reżimu jest już przesądzony.

Władisław Inoziemcew jest rosyjskim ekonomistą i politologiem. Dyrektorem i założycielem Centrum Studiów Postindustrialnych w Moskwie oraz członkiem Rady Naukowej przy Rosyjskiej Radzie Spraw Zagranicznych.

– Jak wojna zmieniła gospodarkę Rosji?

– Przede wszystkim wojna zmieniła odczucia obywateli. W gospodarce dotychczasowe zmiany nie były zbyt wyraźne. Obecnie obserwujemy trzy główne tendencje. Są to, po pierwsze, trudności finansowe, które pojawiły się u ludności w związku z sankcjami: brak możliwości płacenia za zakupy zagraniczne kartami kredytowymi i korzystania z nich za granicą. Warto tu również wspomnieć o blokadzie depozytów walutowych, choć dotknęło to nie tak wielu ludzi. Poza tym dużym zaskoczeniem było dla wszystkich wprowadzenia zakazu sprzedaży waluty obcej, ponieważ dla Rosji od lat 90. było to swego rodzaju wyznacznikiem normalności.

Według Władisława Inoziemcewa Putin wprowadził swój reżim na ścieżkę upadku, jednak nie nastąpi on szybko.
Zdj. Forum

Drugą istotną kwestią jest wpływ na połączenia lotnicze. Wyjazd gdziekolwiek jest obecnie praktycznie niemożliwy. Rosyjskie linie lotnicze zlikwidowały loty do większości krajów, zawieszono także loty linii europejskich do Rosji. Ceny biletów lotniczych wzrosły kilkukrotnie. Trzecią kwestią jest inflacja. Podwyżki cen były bardzo wysokie – 20-80 proc. w przypadku wielu artykułów. Teraz ceny zaczynają się obniżać, ale wzrost był zaskoczeniem i dotknął wielu osób.

Jeśli spojrzymy na obecną sytuację, zauważymy, że po szoku nastąpił powrót do pewnej normalności: ceny przestały rosnąć i zaczęły spadać, dolar znów jest sprzedawany, jego kurs powrócił do poziomu sprzed kryzysu, a zatem ludzie nieco się uspokoili. Pierwszy szok już minął, a rzeczywisty wpływ sankcji na masowego konsumenta nie jest jeszcze widoczny. W chwili obecnej problemy gospodarcze są bardziej odczuwalne przez przedsiębiorców niż przez zwykłych ludzi.

– Dlaczego kurs waluty powrócił do poziomu sprzed wojny?

– Przed wojną kurs był stosunkowo zrównoważony, odzwierciedlał realny stosunek dolara do rubla. A ceny na rynku krajowym odpowiadały temu kursowi. Po rozpoczęciu wojny wybuchła panika, wprowadzono zakaz wymiany walut, pojawił się czarny rynek i rozpoczęły się operacje wymiany rubli na dolary za pomocą kryptowalut. Ta panika spowodowała szalony wzrost kursu. Przyczyniła się do tego również konfiskata aktywów przez Bank Centralny.

I wtedy Bank Centralny podjął, moim zdaniem, absolutnie właściwe działania. Gigantyczne rezerwy, z których połowa została przejęta, nigdy nie były potrzebne, właściwie nigdy z nich nie korzystano. Wielkość rezerw wynosiła około 660 mld dolarów, a maksymalna kwota interwencji walutowych – około 2 mld dolarów dziennie. Oznacza to, że rezerwy te stanowiły martwy balast, chociaż stanowiły ponad 80 proc. salda Banku Centralnego. Kiedy ich zabrakło, Bank Centralny zaczął działać w sposób bardziej rynkowy, a jego pierwszym rozwiązaniem była natychmiastowa sprzedaż 80 proc. zysków z wymian walutowych.

Eksporterzy, którzy nie zawsze sprzedawali te zyski, byli zmuszeni wprowadzać je na rynek. Kiedy import zaczął się zmniejszać, kiedy ludzie przestali kupować walutę obcą na wyjazdy (a wywozili za granicę aż 60 mld dolarów rocznie), popyt na dolara gwałtownie spadł, a podaż wzrosła. Teraz Bank Centralny zrobi wszystko, aby kurs wymiany powrócił do poziomu 80 rubli za dolara – kursu, który jest dość wygodny dla budżetu państwa. Tak więc działania regulatora były prawidłowe. Uważam, że w przyszłości Bank Centralny powinien wspierać kurs walutowy nie za pomocą stopy procentowej, jak to często robił, ale za pomocą regulacji dotyczących sprzedaży zysków z wymiany walutowej. Byłaby ona wtedy znacznie skuteczniej regulowana.

– Jeśli sankcje nie wywierają niezbędnej presji na gospodarkę rosyjską, to czy można powiedzieć, że są one bezsensowne?

– Nie, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nałożenie sankcji jest słusznym posunięciem. Pozostaje kwestia tego, że wielu moich kolegów ekspertów wygłasza stwierdzenia, które moim zdaniem są zdecydowanie nierealistyczne. Twierdzą oni na przykład, że takie sankcje mogą bardzo szybko rzucić Rosję na kolana, że wojna skończyłaby się w ciągu miesiąca, gdyby wprowadzono nowe ograniczenia dotyczące ropy i gazu. Jest to oczywiście pewnego rodzaju samooszukiwanie się, ładne frazesy przytaczane przez CNN i zachodnie gazety.

Wiadomości
Bloomberg: rosyjska gospodarka zaliczy najgorszy spadek od 1994 r.
2022.05.10 12:38

Rosja ma szalonego prezydenta, który nadal będzie prowadził wojnę na Ukrainie tylko dlatego, że stracił zdolność do prawidłowego postrzegania świata i oceny własnych możliwości. A to, ile pieniędzy uzyska z ropy i gazu, nie ma z tym nic wspólnego.

Sęk w tym, że istnieją duże rezerwy krajowe, rezerwy w chińskich juanach, złocie i dolarach gotówkowych. Ponadto istnieje możliwość zaciągania pożyczek na rynku krajowym: dług krajowy jest bardzo niewielki – wynosi około 20 proc. PKB. Myślę, że pożyczenie 5-6 proc. PKB w ciągu najbliższych 5-6 lat, czyli 8 trylionów rubli rocznie, nie będzie problemem. Tak więc w tym przypadku w rosyjskim skarbie państwa nie ubędzie pieniędzy. Tak, inflacja będzie wysoka: około 25 proc. w tym roku i 14-15 proc. w przyszłym. Jednak w obecnej sytuacji dla rządu rosyjskiego bardziej właściwe jest zwiększenie zadłużenia lub dodruk pieniądza niż walka z inflacją. Z tych pieniędzy zostaną pokryte wszystkie wydatki na wojsko, wypłaty emerytur itd.

– A co z pieniędzmi potrzebnymi do sfinansowania wojny?

– Nie widzę żadnych szczególnych problemów z finansowaniem wojny. Kiedy rozmawiam z moimi ukraińskimi kolegami, często pytają mnie: “Kiedy Putinowi skończą się pieniądze?”. Odpowiadam, że niestety nigdy. Nie warto robić sobie nadziei. Zachodnie sankcje działają i mogą działać jeszcze lepiej przy zakazie wszelkiego rodzaju handlu z Rosją, czyli dostaw czegokolwiek do tego kraju. Ponieważ Rosja jest uzależniona i od importu towarów konsumpcyjnych, i tych wykorzystywanych w przemyśle. Są to leki, niektóre artykuły spożywcze oraz wiele artykułów przemysłowych, cały sprzęt biurowy, komputery.

Poza tym Rosja jest również bardzo zależna od wszelkiego rodzaju komponentów, części zamiennych i towarów, które są następnie wykorzystywane w przemyśle. Pamiętamy przypadki, kiedy brakowało barwnika do produkcji białego papieru; w kraju brakuje najbardziej podstawowych rzeczy, takich jak szczepionki dla zwierząt czy mieszanki paszowe dla ryb w hodowlach. Zależność Rosji jest więc całkowita. Chociaż z punktu widzenia kosztów nie jest to zbyt dużo.

Szacuje się, że wartość kluczowych komponentów przepływających z Europy do Rosji wynosi zaledwie 10-12 mld euro. Zakazując ich dostaw przy niewielkim lub żadnym wpływie na własną gospodarkę, UE mogłaby znacznie poważniej osłabić Rosję. Rezygnacja z ropy i gazu w perspektywie dwóch-trzech lat nie ma sensu.

– Czy nałożenie embarga na rosyjskie surowce uderzy w rosyjską gospodarkę?

– Tak, ten środek mocno uderzy w rosyjską gospodarkę. Rosja, sądząc po zeszłorocznych danych, nie otrzyma 99 mld euro (tyle kraje UE zapłaciły jej w zeszłym roku za dostawy energii). Obecnie liczba ta byłaby jeszcze wyższa, ponieważ ceny energii wzrosły – moglibyśmy mówić o 120 mld euro. Dochody z eksportu ropy i gazu trafiają nie tylko do rosyjskiego skarbu państwa, którego około 40 proc. dochodów pochodzi z sektora energetycznego, ale także do dużych firm rosyjskich. Firmy te realizowały spore programy inwestycyjne, dzięki którym rozbudowały zakłady metalurgiczne i petrochemiczne, zatrudniające około 2 mln osób. Wstrzymanie eksportu ropy i gazu jest więc ogromnym ciosem. Podkreślam jednak – to nie powstrzyma wojny. Rosyjscy konsumenci to ludzie przyzwyczajeni do niezbyt wysokiego poziomu dobrobytu.

I od lat powtarzam, że żadne problemy gospodarcze w Rosji nie spowodują zmiany reżimu politycznego ani nawet poważnych protestów politycznych. W Europie sytuacja prezentuje się inaczej. Tam poważny spadek poziomu życia może znacznie osłabić poparcie polityczne wiodących partii. Dlatego wydaje mi się, że Europejczycy nie działają słusznie dążąc do wprowadzenia embarga.

– Jaki powinien być model sankcji na import surowców energetycznych sprowadzanych z Rosji?

Zaproponowałem kilka scenariuszy dotyczących tej kwestii. W tym przypadku polski rząd, jak mi się wydaje, myśli w podobny sposób. Polskie władze twierdzą, że powinniśmy nadal kupować ropę i gaz od Rosji, ale obłożyć je dużym podatkiem. Pod koniec maja przedstawię w Berlinie pracę na ten temat. Proponuję, by nadal kupować ropę i gaz, ale obłożyć je 30-procentowym podatkiem, który powinien być w całości przeznaczony na wsparcie ukraińskiej gospodarki i odbudowę kraju.

Obecnie ropa naftowa kosztuje około 110 dolarów [za baryłkę]. Jeśli Europejczycy przestaną kupować ją od Rosji, będą musieli kupować go na innych rynkach, a ceny z pewnością wzrosną. W Rosji niektórzy straszyli, że będzie to prawie 300 dolarów, ale to oczywiście nonsens. Ale za około rok cena może wzrosnąć do 150 dolarów. To samo stanie się z gazem. Obecnie cena wynosi około 700-800 dolarów za 1000 metrów sześciennych, a po zniesieniu embarga cena może osiągnąć 1500 dolarów. Przyniesie to Europejczykom roczne straty w wysokości około 100-120 mld euro. Jak to miałoby pomóc? Na to pytanie nie mogę znaleźć odpowiedzi.

W efekcie więcej pieniędzy zarobią arabscy szejkowie czy afrykańscy “kacykowie”, na przykład w Nigerii i Angoli. A więc kraje “bardzo demokratyczne” i “dobrze prosperujące”. Jednocześnie Ukraina zostanie z niczym, a Rosja poszuka półlegalnych metod eksportu do Indii lub gdzieś indziej. Dlatego też lepiej jest kupować jak najwięcej od Rosji i zacząć szukać alternatywnych źródeł dostaw. A na razie zlikwidować wszystkie możliwe ograniczenia w tej kwestii, niech ceny ropy i gazu spadną. W rezultacie możliwe będzie przekazywanie Ukrainie 50 mld euro rocznie na fundusz odbudowy jej gospodarki. Byłoby to o wiele bardziej słuszne i szlachetne niż to, co proponowane jest obecnie.

– Kiedy sankcje zaczną w pełni obowiązywać?

– Chcę podkreślić, że sankcje przynoszą efekty i wiele firm to odczuwa. Będą one działać jeszcze bardziej, choć nie wszystkie zostały już nałożone. Na przykład zakaz dostaw opakowań żywności do Rosji wejdzie w życie od 1 czerwca, zakaz kupowania węgla z Rosji – od 1 sierpnia itd. Fakt, że sankcje zostały ogłoszone, nie oznacza, że zostały one wprowadzone. Jednak jeszcze bardziej skuteczne jest wycofywanie się firm zachodnich z rynku rosyjskiego; jest to poważny cios, który odczuwa cały przemysł i sektor usług.

Jednak, aby efekt był bardziej odczuwalny, potrzeba czasu. W pierwszych tygodniach po wybuchu wojny udzieliłem dużego wywiadu Nowej Gazecie, a redakcja zatytułowała go “Gospodarka Rosji umrze do zimy”. Teraz uważam, że nawet jeśli nie umrze, to do zimy odczuje prawdziwą skalę problemów.

– Czy Rosja zbankrutuje?

– Jeszcze w marcu mówiłem, że to nonsens i napisałem o tym obszerny artykuł w serwisie Ridl.io. Doradziłem kupno rosyjskich obligacji, ponieważ ich rentowność na najbliższe kilka lat wynosiła rocznie w dolarach aż 160 proc. Nigdy nie wierzyłem w możliwość bankructwa. Każda agencja informacyjna jest pełna ludzi, którzy chcą szerzyć panikę. Można to porównać do głośnego krzyczenia, że gdzieś wybuchł pożar: wszyscy zwrócą na to uwagę, wszyscy przeczytają wiadomości. Rosja nie zalegała ze spłatą euroobligacji nawet w 1998 roku – a teraz jest jeszcze mniej powodów, by tak było.

Wielkość tych zobowiązań jest bardzo mała: mniej niż 2 tryliony rubli, czyli 1,5 proc PKB. Spłaty są rozłożone do 2042 roku. W tym roku do zapłacenia jest mniej niż 4 mld dolarów. I ogłaszanie bankructwa na 20 lat plus areszt rosyjskiego mienia za granicą dla tych “drobnostek” ryzykowałby tylko idiota. Takim człowiekiem jest oczywiście Putin. Próbował więc zrobić wszystko, by doprowadzić do bankructwa, a nawet nakazał zapłacić inwestorom z “nieprzyjaznych” krajów w rublach. Ale początkowo byłem pewien, że ludzie w Ministerstwie Finansów i Banku Centralnym znajdą argumenty, aby przekonać szaleńców na Kremlu, że to zupełnie nie na miejscu.

– Ostatnio coraz częściej mówi się o substytucji importu. Czy to naprawdę działa?

– Opowieści o tym, że ktoś teraz zarobi w związku z substytucją importu, to kompletna bzdura. Starałem się znaleźć wśród moich rosyjskich przyjaciół w biznesie takich, którzy powiedzieliby, że odnoszą z tego korzyści. A jest to dość szeroki krąg. Poza tym starałem się po prostu poszukać przykładów firm i produktów, które z powodzeniem zastępują obecnie import. Nie znalazłem żadnych. Wszyscy mówią: “Tak, możemy, ale dajcie nam miliard na to, a trzy kolejne na coś jeszcze”. W ostatecznym rozrachunku wszystko to jest absolutną propagandą lub próbą wyłudzenia.

Wywiad
„Błoto nie może się zawalić”. Rosyjski ekonomista o rosyjskiej gospodarce i kursach walut w warunkach wojny i sankcji
2022.04.08 17:27

Przypuszczam, że Rosjanie mogą wiele zrobić. Na przykład AwtoWAZ (największy producent samochodów – Belsat.eu) , który nie pracuje z powodu braku komponentów, może produkować drobne części do importowanych samochodów, które są używane w Rosji: zderzaki, kierunkowskazy, reflektory itp. Byłoby to całkiem wykonalne. Takie posunięcie podniosłoby popyt i pozostawiłoby w eksploatacji miliony samochodów, które obecnie są pozbawione części zamiennych.

Próba substytucji importu stacji telefonii komórkowej, sprzętu komputerowego i lotniczego jest niemożliwa. Ważne jest, aby zrozumieć, że w tutaj mamy do czynienia z ogromnym blefem i fałszywą nadzieją. Istnieją konkretne przypadki, w których tak właśnie postępowano. Na przykład Jekaterina Ignatowa, żona Siergieja Czemiezowa, szefa Rostechu (rosyjskiej państwowej korporacji technologicznej – belsat.eu), od 2014 roku rzekomo produkuje automatyczne skrzynie biegów dla AwtoWAZ-u. Wydano na ten cel kilkadziesiąt miliardów rubli, ale kiedy okazało się, że trzeba masowo produkować te skrzynie, wciąż ich brakuje.

– Które sektory gospodarki w obecnej sytuacji ucierpią najbardziej, a które najwięcej zyskają?

– Największe korzyści odnieśliby hotelarze i, teoretycznie, być może linie lotnicze działające na rynku krajowym. Na przykład w ciągu ostatnich 15 lat nigdy w okresie majowym nie było tak dużego obłożenia hoteli w Petersburgu jak obecnie. W Soczi obłożenie hoteli w tym roku również jest rekordowe. Dlatego ten sektor na pewno nic nie straci. Rosyjskie linie lotnicze nie będą musiały płacić opłat leasingowych i otrzymają ogromne wsparcie ze strony państwa, podczas gdy ceny lotów krajowych są dość wysokie. Można założyć, że w ciągu półtora roku też nic nie stracą.

Wszyscy pozostali będą mieli dużo trudniej. Przede wszystkim mówię o przemyśle i metalurgii, ponieważ wprowadzono zakaz wysyłania tych towarów do UE. Ponadto obserwujemy poważny spadek popytu ze strony dużych firm rosyjskich, które ograniczają swoje programy inwestycyjne. Oczywiście nikt nie będzie teraz budował rurociągów ani niczego podobnego. Myślę, że branża transportowa wiele straci, ponieważ logistyka będzie katastrofalna. Około 70 proc. wszystkich kontenerów, które obecnie znajdują się w Rosji, nie należy do rosyjskich firm. Są one wywożone. Koleje będą się bardzo kurczyć w ruchu kontenerowym, magazyny będą puste. Ruch kontenerowy na kolejach bardzo się zmniejszy, a magazyny będą puste.

– Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne i socjologiczne – dlaczego ludzie z najbiedniejszych regionów Rosji idą walczyć?

– To nie jest do końca właściwe pytanie. Lepiej byłoby zapytać, dlaczego do armii rekrutowani są żołnierze z tych regionów. Ale to jest pytanie retoryczne. W tym przypadku mamy do czynienia z armią żołnierzy poborowych, która częściowo walczy na Ukrainie, ale – jak się wydaje – nie będzie to zjawisko masowe. Oczywiście byli tam żołnierze odbywający służbę obowiązkową, wielu zginęło, wielu trafiło do niewoli. Ale sądzę, że teraz ich udział w czynnych jednostkach wojskowych wynosi mniej niż 10 proc. Reszta armii to żołnierze kontraktowi. W Rosji nigdy nie była ona nigdy uważana za prestiżową, a płace są tam dość niskie. Co mogą robić młodzi ludzie w Rosji, zwłaszcza z prowincji, jeśli nie mają normalnego wykształcenia? Mogą pracować jako sprzedawcy w sklepach i ochroniarze.

Służba wojskowa przyciągała sporo osób, które nie chciały być na garnuszku rodziny, w tym wielu kawalerów z biedniejszych rodzin. Na przykład spora liczba żołnierzy pochodzi z Tuwy, najbardziej depresyjnego regionu Rosji, gdzie panuje ogromna przestępczość; wielu pochodzi z Dagestanu, gdzie normą jest posiadanie czworga lub pięciorga dzieci w rodzinie i gdzie panuje ogromne ukryte bezrobocie. W gruncie rzeczy są to osoby, które nie odnalazły się w obecnej gospodarce rosyjskiej.

– Brutalność rosyjskiej armii, skłonność do popełniania zbrodni ma więc związek z gospodarką?

– W Rosji aby coś osiągnąć, trzeba przenieść się z małych miasteczek do stolic regionów lub do Moskwy, mieć głowę do biznesu, wykształcenie itd. A nie każdy ma takie możliwości. Armia wchłonęła dużą część niewykwalifikowanych mężczyzn przyzwyczajonych do przemocy.

W wielu przypadkach byli to mężczyźni o skłonnościach przestępczych. Nie było tajemnicą, że mężczyźni, którzy byli podejrzani o popełnienie przestępstwa lub po prostu znajdowali się w kręgu zainteresowania organów ścigania, nie chcąc iść do więzienia, mogli zaciągnąć się do wojska. To w pewien sposób pomogło rozwiązać problem z policją.

– Dlaczego ludzie nadal popierają wojnę? Przynajmniej takie tendencje pokazują oficjalne statystyki.

– Powiedziałbym, że nie tylko oficjalne dane. Nawet w moim otoczeniu, a są to porządni i wykształceni ludzie, poparcie dla tego, co się dzieje, jest dość wysokie. Szacuję, że co najmniej połowa Rosjan dość aktywnie popiera tę wojnę. Chociaż, naturalnie, nikt nie rwie się do walki. A dlaczego? Kiedy nie ma szczególnych sukcesów, wszystkim zaczyna się wydawać, że musimy pokazać, jacy jesteśmy wspaniali. A jak możemy to pokazać, jeśli nie możemy niczego wyprodukować, jeśli poziom życia jest u nas niższy niż w krajach rozwiniętych? Tutaj pojawia się potrzeba na pewne siłowe działanie. I istniała ona od dawna. Ludzie popierali operację w Osetii Południowej, aneksję Krymu, wojnę na Donbasie. Właściwie dlaczego by nie poprzeć tych działań, jeśli nie dotyczą ludzi bezpośrednio?

W obecnej sytuacji nawet podwyżki cen są nieistotne. Jeśli zapytać ludzi, dlaczego wszystko drożeje, odpowiedź będzie prosta: bo Zachód się od nas odwrócił. Powiedzą, że zabieramy coś, co zostało nam kiedyś odebrane podczas upadku ZSRR. Ukraina była częścią Związku Radzieckiego, to nasza ziemia, którą utraciliśmy. A w odpowiedzi na nasze słuszne żądanie Zachód odcina nam tlen. Co więc ma z tym wspólnego wielki Putin? Trzeba wytrzymać, wszystko będzie dobrze. Myślę, właśnie na tym poziomie logiki budowana jest cała ta retoryka.

– Dlaczego agresja Rosjan nie jest kierowana wobec Kremla, czy beneficjentów systemu?

– W kraju panuje ogromna nienawiść. Mądrość polityki Putina w ostatnich latach polega na tym, że ta nienawiść jest kierowana na zewnątrz. Nie trzeba więc rozumieć, dlaczego tak źle się żyje. Nie dlatego, że gubernator wszystko ukradł, że Putin buduje pałac w Gelendżyku, czy że oligarchowie kupują jachty większe od okrętów wojennych. Aby ludzie nie myśleli o tym, trzeba mówić, że wokół są wrogowie, że Ameryka rujnuje nam życie, że na Ukrainie są naziści, że wszystkich należy zabić, a NATO zbliża się do naszych granic. Było to bardzo dobre narzędzie propagandowe. I jak widać, efekty są bardzo poważne.

– Jak masowa emigracja wpłynęła na gospodarkę?

Nijak. Według najnowszych szacunków, od momentu dojścia Putina do władzy w 2000 roku, z Rosji wyemigrowało około 3,5 miliona osób. A po 24 lutego wyjechało maksymalnie 500 tys. osób. A co najmniej połowa z tych, którzy wyjechali, wkrótce wróci. Są to osoby, które porzuciły swoje domy, majątek, nie mają źródeł dochodu za granicą. Informatycy czy lekarze będą mogli znaleźć pracę. Ale większość obecnych emigrantów nie była potrzebna także w Rosji: to dziennikarze, blogerzy, mężczyźni bojący się poboru do wojska i wszelkich restrykcji. Wyjazd był dla nich bardzo spontaniczny. Większości z tych ludzi nic w Rosji nie zagrażało; uchodźcy polityczni stanowili co najwyżej 2 proc. z nich. To, że wyjechało sto tysięcy blogerów czy że zablokowano Instagram nie ma wpływu na gospodarkę. Byli to ludzie, którzy w zasadzie byli dla niej bezużyteczni.

W rosyjskim sektorze usług istniała ogromna liczba osób, które żądały bardzo wysokich pensji i miały bardzo wysokie mniemanie o własnych umiejętnościach. W rzeczywistości jednak nie byli oni potrzebni swoim pracodawcom. Tak więc sytuacja ostatnich dwóch i pół miesiąca nie zmieniła niczego w gospodarce rosyjskiej.

– Jakie są perspektywy dla gospodarki rosyjskiej na najbliższe pięć lat?

– Nikt nie może dać prognozy na pięć lat. Nie sądzę, aby reżim przetrwał tak długo. Skala problemów, z którymi obecnie się mierzy, jest bardzo duża i będzie dalej rosła. Zachód zajął bardzo twarde stanowisko i nie wydaje się, aby miał z niego zrezygnować.

Po pierwsze w ciągu sześciu miesięcy będziemy świadkami klęski wojsk rosyjskich na Ukrainie. Ukraina wróci do swoich poprzednich granic z Rosją. A to będzie bardzo silny cios polityczny. Może to zmienić sytuację polityczną w kraju. Stanie się jasne, że nie ma szans na odwrót. Myślę, że reżim Putina sam zabił się tą wojną. Z pewnością nie zostało mu jeszcze pięć lat. Putin jako człowiek, który kieruje Rosją, jest skończony.

Jeśli chodzi o gospodarkę, wszystko będzie zależało od tego, co stanie się po Putinie. Jeśli taki stan rzeczy utrzyma się przez jakiś czas, gospodarka będzie się kurczyć w tempie około 10 proc. rocznie. Wszyscy piszą w prognozach, że od przyszłego roku zacznie rosnąć: w 2022 roku będzie to plus 1 proc., w 2024 roku już plus 5 proc. Nie rozumiem logiki stojącej za tym podejściem. Bo jeśli pogorszy się o 10-12 proc., na czym będzie rosnąć?

Pod rządami Putina gospodarka rosyjska nigdy nie osiągnie poziomu z 2008 czy 2013 roku. Nie odzyska pełnej sprawności. Może się tylko pogarszać. W ciągu tych dwóch miesięcy zaprzepaszczono dorobek wielu lat, a proces ten będzie trwał nadal. Odrodzenie Rosji jako potęgi gospodarczej jest prawie niemożliwe. Jest to kraj, bez którego świat nauczy się żyć w ciągu trzech lat. Nie będzie to Korea Północna pod względem reżimu, ale pod względem użyteczności gospodarczej dla świata, Rosja zmieni się w drugą Koreę.

Irina Ananina, ksz/belsat.eu

Aktualności