Scenariusz konfliktu: rosyjskie plany wojny z NATO i z Polską


Polska należy do grona słabych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ich wojska wystarczy odpowiednio postraszyć, aby kapitulując odsłoniły flanki mocnych sojuszników.

Taką strategię Rosji podczas jej potencjalnego konfliktu zbrojnego z Zachodem proponuje na łamach „Niezawisimogo Wojennogo Priłożenija” Wasilij Mikriukow, doktor nauk pedagogicznych, kandydat nauk technicznych i członek rzeczywisty Akademii Nauk Wojskowych.

Autor publikacji rozpoczyna ją od przypomnienia „ciosu w plecy” zadanego Rosji przez Turków i słów cara Aleksandra III, że Rosja nie ma przyjaciół i sprzymierzeńców, a jej jedynymi sojusznikami jest jej własna armia i flota.

Obecne zaś strategia Moskwy wobec państw europejskich ma polegać na „zapewnieniu pokoju i stosunków dobrosąsiedzkich”.

„W tym celu należy przedsięwziąć wszelkie starania na rzecz zapobieżenia wrogiej konfrontacji z państwami europejskimi i wyzwolenia państw europejskich spod amerykańskiej zależności wasalnej, przede wszystkim w kwestiach dotyczących wojny i pokoju” – twierdzi dr Mikriukow.

Nie zapomina on jednak, że nawet przyjazny Moskwie kraj NATO będzie musiał wystąpić przeciwko Rosji, wykonując swoje zobowiązania sojusznicze. Np. wówczas, gdy jak twierdzi autor, blok NATO rozpęta wojnę z Rosją.

Dlatego Mikriukow uważa, że należy już teraz opracowywać i wprowadzać strategie zachowawcze przeciwko państwom europejskim, biorąc pod uwagę ich specyfikę narodową, liczebność, doświadczenie i możliwości bojowe.

„Armie takich krajów europejskich wchodzących do bloku NATO jak: Belgia, Dania, Islandia, Luksemburg, Norwegia, Portugalia, Grecja, Węgry, Polska, Czechy, Bułgaria, Łotwa, Litwa, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Estonia, Albania i Chorwacja osobno nie stanowią żadnego zagrożenia dla Rosji. Armie tych krajów nie miały żadnych poważnych doświadczeń bojowych w wojnie na większą skalę i nie są gotowe ze względu na swoje morale do walk wymagających ofiar” – głosi opinia eksperta.

Mikriukow analizuje zachowanie ich sił zbrojnych podczas II wojny światowej, podkreśla nikłą liczebność większości z nich i dochodzi do wniosku, że zakrojonych na szeroką skalę konfliktach oraz wojnach światowych państwa te mogą uczestniczyć tylko w składzie NATO, na czele którego stoją amerykańcy generałowie. Wykonywać zaś mogą tylko zadania pomocnicze.

„Przeciwko armiom w/w państw europejskich niezbędne jest użycie potężnych działań ogniowych, demoralizujących skład osobowy. Jednak same armie nie powinny być obiektem wymierzenia głównego uderzenia. Główne uderzenie należy wymierzyć silnym zgrupowaniom wojsk bloku NATO z USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch i Turcji – sugeruje autor publikacji. – Przy tym kierunek głównego uderzenia w te wojska powinien przebiegać po strefach odpowiedzialności wojsk ze „słabych” krajów europejskich lub na stykach wojsk tych krajów z wojskami USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch i Turcji.”

Zdaniem autora cel jest prosty. Cechujące się niższym morale wojska słabych sojuszników są bardziej skłonne do opuszczenia swoich pozycji w razie przeprowadzenia na nie zmasowanego ataku, do obnażenia flanki i tyłu wojsk koalicyjnych i zasiania paniki wśród bardziej odpornych wojsk członków NATO.

Znacznie więcej miejsca autor poświęca właśnie tym silniejszym państwom, a kończy swój wywód uwagami na strategii wojny z Turcją. Powinna ona przebiegać z wykorzystaniem przewagi rosyjskiej armii pod względem nowoczesnego uzbrojenia i sprzętu wojskowego i mieć jak najszybszy przebieg. Rosyjscy żołnierze powinni wykorzystać też „czynnik swojej moralnej wyższości” nad Turkami, który ci ostatni mają ponoć zakodowany genetycznie – jeszcze z czasów wojen Turcji z carską Rosją.

„W ten sposób wiedza o specyfice armii krajów bloku NATO pozwoli Rosji w razie wciągnięcia jej w konflikt zbrojny przeciwstawiać się zarówno poszczególnym agresywnym członkom tego bloku, jak i blokowi w całości” – zapewnia dr Mikriukow.

cez, belsat.eu/pl wg ng.ru

Aktualności