Motol - poleska wieś, która ubrała ZSRR i PRL w kożuchy FOTOREPORTAŻ


Mieszkańcy wsi Motol na Polesiu są pewni, że moda na kożuchy w ZSRR urodziła się właśnie tam. Teraz jednak nie ma komu przekazać miejscowej tradycji. Biełsat pojechał poznać zapomnianą historię motolskich baranic.

– Taki kożuch sto lat będziesz nosić i nie znosisz, – mówi Sciapan Pauławicz Malis, wyciągając z zakamarków kilka “dublonek”- kożuchów i kurtek z garbowanej owczej skóry. Wszystkie stworzył własnoręcznie.

Motolskie baranice

Pan Sciapan szył baranice przez ponad 50 lat. Przestał, gdy skończyła się moda i zniknął popyt.

Odnalezienie w agromiasteczku wspaniałych kożuchów okazało się niełatwą sztuką. Zamieszkujący Motol pod Brześciem rzemieślnicy przez długie dziesięciolecia słynęli ze swoich wyrobów i żyłki do interesów.

W 1874 roku w Motolu urodził się Chaim Weizmann – pierwszy prezydent odtworzonego Izraela.

Otoczone bagnami miasteczko nie miało zbyt wiele gruntów dla rozwoju rolnictwa, jednak jego mieszkańcy zawsze znaleźli sposób na zarobek. Po wojnie, w warunkach komunizmu, udało im się nawet stworzyć intratny biznes, który rozsławił miejscowość prawie na cały świat.

Słynny motolski kożuch

W latach 60, 70 i 80 po ciepłą zimową odzież przyjeżdżali tu kupcy ze wszystkich krajów ZSRR, Polski, a nawet Argentyny. Gdy moda umarła, mieszkańcy przestali tworzyć baranice, jednak niektórzy motolcy zachowali unikatowe egzemplarze w swoich chatach.

– Po owcze skóry jeździliśmy do Rosji – obwodu briańskiego, kałuskiego i smoleńskiego. Nie każdy mógł trzymać owieczki, a kożuchy prawie w każdej chacie szyli. Morze ludzi przyjeżdżało – ze wszystkich końców Polski, z ZSRR. Szczególnie w latach 70. i 80. handel kwitł. Cała białoruska elita w naszych kożuchach chodziła. Naczelnicy KGB, wydziału specjalnego (kontrwywiadu) KGB, prokuratorzy. Wszyscy tu byli. Kurteczki, palta, baranice. Męskie i żeńskie. Rocznie po 200 skór przerabialiśmy – na jeden kożuch schodziło po 6 czy 7. Nie było kiedy spać, nie było kiedy się umyć, nawet piwo wypić. Bo siedzisz za maszyną, szyjesz, a jak uszyłeś, to trzeba było lecieć sprzedawać. Piekielna to praca była – opowiada Sciapan Malis.

Prawdziwy wyszywany motolski kożuch

Jak mówi pan Sciapan, jeden motolski kożuch kosztował wtedy od 400 do 600 rubli. W tym samym czasie średnia pensja wynosiła 150 rubli. Mieszkańcy wsi zarabiali wtedy dobrze i wielu trzymało swoje pieniądze w banku – jak inni Białorusini stracili swoje oszczędności podczas hiperinflacji na początku lat 90. XX wieku.

Sciapan Malis za maszyną

Sekrety majstrów

Proces wyrobu kożuchów był był bardzo ciężki. By się tym zajmować, trzeba było być silnym człowiekiem – wspomina rzemieślnik.

Wyszywany motolski kożuch

– Bierzesz baranicę i moczysz ją w wodzie. Potem kosiskiem zdejmujesz resztki, albo jak gdzieś mięso zostało. Skrobiesz, aż skóra będzie czysta. Potem trzeba było zrobić specjalny zakwas z mąki – żytniej, owsianej i pszenicznej. Dlatego, że chemia zżera skórę, a u nas wszystko było naturalne i dlatego wieczne. Na litr takiego kwasu dajesz 300 gram soli i tydzień musi stać. W taki kwas kładziesz kilka warstw baranicy, po kilku dniach zmieniasz kolejność skór. Potem suszysz na górce i znów moczysz i ugniatasz. Rozciągasz i znów czyścisz, by było jak zamsz. A potem już “dubisz”.

Oryginalny motolski kożuch

“Dubka” to specjalny sposób farbowania skór. Pożądany kolor otrzymywało się za pomocą dębowej kory, która barwiła biały kożuch na jasny brąz. Po farbowaniu baranicę znowu suszono i dopiero po tym można było szyć. Cechą charakterystyczną dla Motola było wyszywanie kożuchów różnokolorowymi nićmi, które zdobiły odzież. Cały proces zajmował ponad miesiąc.

– A czy teraz nosicie kożuchy? – pytam się Sciapana Pauławicza.

– No oczywiście! Przecież do ciepło! A jak zdrowo!

Zdjęcie z muzeum krajoznawczego w Motolu

Żydowskie dziedzictwo

Jeszcze za czasów Polski wielu Żydów tu żyło, to może i po nich pozostało – mówi babcia Lena, która do emerytury była kierowniczką poczty w Motolu

Sąsiadka Leny Filipauny wyszła pokazać swój kożuch

I rzeczywiście, do II wojny światowej dużą część mieszkańców stanowili Żydzi. Tu urodził się w 1874 roku i przez 11 lat mieszkał przyszły pierwszy prezydent Izraela Chaim Weizmann. Jednak już w lipcu 1941 roku niemieckie wojsko stworzyło w miasteczku getto. Po miesiącu, w sierpniu wszystkich Żydów spędzono na plac targowy, skąd 1 400 mężczyzn zaprowadzono kilometr za Motol w kierunku wsi Osownica. Zmuszono ich do wykopania sobie grobów i wszystkich rozstrzelano. Następnego dnia żydowskie kobiety i dzieci zagrano do uroczyska Gaj, gdzie także spotkała je śmierć.

Zdjęcie z rodzinnego archiwum Leny Filipauna

“Tata wrócił z wojny bez obu nóg, ale też robił kożuchy”

Ja powiedziała Lena Filipauna, wcześniej w wyszywanych kożuchach chodziło się do cerkwi, zakładano je na święta. W kożuchach kolędowano. Chociaż był on ciężki, to stanowił prawdziwy ratunek w czasie wielkich mrozów. Wyszywane ornamenty robiono ręcznie kolorowymi nitkami.

Lena Filipauna

– Niech pani założy i sama zobaczy. Jest ciężki, ale ciepły – proponuje babcia Lena, rozciągając kożuch.

I rzeczywiście, nie tak łatwo jest nieść na sobie kilka kilogramów skóry, ale zimą w takim kożuchu można jechać lub iść gdzie się zechce.

Zdjęcie z muzeum krajoznawczego w Motolu

– Wcześniej u nas wszyscy w kożuchach chodzili. Wie pani, po wojnie żadnej odzieży nie było. Teraz wszystkiego jest w bród, a wtedy wszystko trzeba było zrobić samemu. Przyjeżdżali z północy po kożuchy. Chata się nie zamykała. Mój chłop robił, i jego rodzice robili. Mój tata przyszedł z wojny bez obu nóg, ale też robił. Teraz młodzi nie chcą chodzić w kożuchach. Bo z nim, wie pani, trzeba być bardzo ostrożnym. Mole atakują. dy chodzisz, trzeba go suszyć. Wcześniej wszystko w gazety okręcaliśmy – mówi pani Lena.

Motolskie kożuchy nie wytrzymały konkurencji chińskiej i wietnamskiej tandety. Potem rynek zalały skórzane kurtki i kożuchy z Turcji. Niestety, kolejne wyjątkowe dziedzictwo Białorusi odchodzi w niebyt. Czasy tych, którzy kiedyś tworzyli kożuchy, przeszły. Przekazać tradycję nie ma komu, bo młodzi nie chcą się uczyć na kuśnierzy. Dziś unikatową zimową odzież można zobaczyć w muzeum krajoznawczym w Motolu albo w Boże Narodzenie, gdy miejscowi rzemieślnicy zakładają swoje sławne kożuchy i idą, jak dawniej, kolędować.

Reportaż
Rodzinny biznes od stu lat – pod Mohylewem do dziś ręcznie produkują walonki – tradycyjne filcowe obuwie zimowe FOTOREPORTAŻ
2016.02.01 10:05

Tekst: Paulina Walisz, pj/belsat.eu

Zdjęcia: Wasil Małczanau

Aktualności