Ukraińscy więźniowie porwani i skazani w Rosji wrócili do domu. Władimir Putin nie wypuścił ich za darmo.
Przetrzymywani w Rosji Ukraińcy szczęśliwie wylądowali na lotnisku Boryspol w Kijowie. To nie tylko koniec ich osobistej tragedii i koszmaru pobytu w rosyjskich więzieniach. Wracają jako bohaterowie.
Ołeh Sencow, który nigdy nie poddał się i w łagrach wytrzymywał rujnującą mu zdrowie głodówkę, protestując przeciw więzieniu innych Ukraińców. Czy 24 marynarzy porwanych z ukraińskich jednostek na Morzu Azowskim w listopadzie ubiegłego roku. Albo wymagający stałej opieki lekarskiej Pawło Hryb, jako nastolatek porwany przez rosyjskie służby na Białorusi. I inni.
Byli zakładnikami wielkiej polityki i brutalnej dyplomacji Władimira Putina. Trzymani w celach nie dlatego, że coś zrobili. Jedynie dla efektu propagandowego, by upokarzać władze w Kijowie. A przede wszystkim, by mieć dobrą kartę przetargową, którą w odpowiednim momencie można zagrać. I to na międzynarodowym szczeblu. Właśnie przyszedł na to czas.
Do wymiany miało dojść już w ubiegłym tygodniu. Nowy ukraiński prokurator generalny Rusłan Riaboszapka powiadomił nawet na twitterze, że Ołeh Sencow i inni są już na lotnisku w Kijowie. Niedługo potem te rewelacje zdementowała Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) i inne organy. W ubiegłym tygodniu pojawiło się wiele informacji i wypowiedzi (w tym kremlowskich polityków), że Ukraińcy wrócą do domu.
Wskazywała na to również aktywność dyplomatyczna: Putin spotkał się z Emmanuelem Macronem we Francji, były rozmowy telefoniczne między Moskwą, Berlinem, Kijowem i Paryżem. W Kijowie gościł John Bolton, amerykański doradca ds. bezpieczeństwa. Tuż po rozmowach Putina z Macronem ukraińskich jeńców zwieziono z łagrów do moskiewskiego aresztu Lefortowo. Co natychmiast zostało odebrane, jako przygotowanie do wysłania ich na Ukrainę.
Ale na finiszu negocjacji pojawiły się przeszkody, które wywołały chaos informacyjny. Okazało się, że Moskwa bardzo naciska, by w ramach wymiany jeńców Kijów wypuścił Wołodymyra Cemacha, trzymanego w areszcie na Ukrainie jednego z separatystów i świadków w sprawie zestrzelenie malezyjskiego boeinga MH17 nad Donbasem w lipcu 2014 r. Miał być ważnym świadkiem w planowanym na przyszły rok w Holandii procesem w sprawie tej zbrodni.
Poza tym Wołodymyr Zełenski 31 sierpnia leciał do Polski i wymiana jeńców bez jego obecności na Ukrainie byłaby niewskazana. Wiadomo, że Zełenski chce zapisać powrót więźniów z Rosji na swoje konto.
Ostatecznie targi przeciągnęły się o tydzień. W piątek Wołodymyr Zełenski ułaskawił 12 osób, które mają zostać wymieniona na więzionych Ukraińców. Dzień wcześniej kijowski sąd zwolnił Cemacha. Co jest oczywistym efektem rosyjskich nacisków: Cemach prawdopodobnie wróci do Rosji i zniknie. W tej sprawie protestuje już holenderska prokuratura.
Tego samego dnia Putin oficjalnie potwierdził, że dojdzie do wymiany i to na dużą skalę.
– Zbliżamy się do sfinalizowania rozmów, które prowadzimy, w tym z osobistościami oficjalnymi – powiedział.
Rosyjski prezydent nie ryzykowałby swojego autorytetu, gdyby nie był pewien, że wymiana się odbędzie. Też chce zapisać ją na swoje konto, jako sukces. Tyle, że jego zyski będą rozłożone w czasie, ale potencjalnie bardzo groźne dla Europy.
Uwolnienie Sencowa, marynarzy i innych więźniów było od początku warunkiem minimum dla Rosji do rozpoczęcia rozmów o przyszłości Donbasu z Zachodem i Ukrainą. Donbas jest zaś kluczem do zakończenia zachodnich sankcji i wielkiego powrotu Rosji na międzynarodowe salony (np. do grupy G7), po pięciu latach izolacji po agresji na Ukrainę w 2014 r.
– W tych negocjacjach Ukraina ma najsłabszą pozycję na własne życzenie, a nowa władza z Kijowa pokazała, że za bardzo i za szybko jej zależy na rozwiązaniu kwestii Donbasu i powrocie jeńców – mówi Jurij Butusow, redaktor naczelny portalu censor.net i ekspert ds. bezpieczeństwa.
Putin skwapliwie wykorzystał oczekiwania Wołodymyra Zełenskiego. I pokazał się w oczach Zachodu, jako ten, który dąży do pokoju. Z Berlina i Paryża, a także Moskwy w ostatnich dniach popłynęły zapewnienia, że jeszcze we wrześniu dobędzie się posiedzenie tzw. normandzkiej czwórki (Francja, Niemcy, Rosja, Ukraina) ws. Donbasu.
Idąc dalej w taką retorykę Moskwa będzie starała się, by zajęte przez separatystów tereny Donbasu wróciły pod kontrolę Kijowa. Ale na określonych warunkach, czyli przy pełnej autonomii politycznej.
Dla Ukrainy zdewastowany i zdemoralizowany, oraz wrogi Donieck z Ługańskiem będą tylko ogromnym obciążeniem i przyczyną wewnętrznego chaosu. Jednocześnie Rosjanie nie chcą słyszeć, by w jakiejkolwiek agendzie negocjacji pojawiła się kwestia zwrotu Krymu. Zamiary Putina są dość czytelne. Zwrot jeńców miał być otwarciem negocjacji, w których Rosjanie będą trzymać się stanowiska, że wszelkie przeszkody są już usunięte.
Nie doceniają jednak najwyraźniej czynnika ludzkiego. Uwolnieni jeńcy wrócili przecież na Ukrainę. I będą żywym dowodem brutalnej, rosyjskiej polityki. Ukraińskie władze powinny zadbać o to, by ich głos był słyszany na świecie. Tak, żeby świat pamiętał, której stronie należy się moralna przewaga i kto jest ofiarą, a kto agresorem.
Michał Kacewicz, jb, cez/belsat.eu