Przewodniczący Towarzystwa Ochrony Zabytków Anton Astapowicz porównuje rekonstrukcję Starego Zamku w Grodnie do budowy elektrowni atomowej w Ostrowcu: wszyscy wiedzą, że nie należy tego robić, ale „proces już ruszył”.
1 czerwca w Mińsku odbędzie się okrągły stół poświęcony sytuacji na placu budowy w Starym Zamku. Zaproszono wszystkie strony, które mają coś wspólnego z jego obecną rekonstrukcją. To Ministerstwo Kultury, kierownik naukowy projektu Uładzimir Baczkou, przedstawiciele grodzieńskich władz, firmy Hrodnahramadzianprajekt oraz Muzeum Historyczno-Archeologicznego w Grodnie. Oczekiwany jest Mikoła Wołkau z Instytutu Historii Akademii Nauk – najbardziej znany krytyk rekonstrukcji, będą też architekci-konserwatorzy. Celem forum jest dyskusja na temat prac prowadzonych w Starym Zamku.
Obecność lub nieobecność na spotkaniu przedstawicieli oficjalnych struktur również precyzyjnie określi sytuację panującą wokół zamku. Jeżeli się nie zjawią, będzie to znaczyć, że jest ona naprawdę zła i nikt nie chce o niej rozmawiać. To opinia Antona Astapowicza, przewodniczącego społecznego Towarzystwa Ochrony Zabytków.
Ostatnio zamek restaurowano w latach 50. Teraz – zabrano się za to na podstawie projektu i makiety opracowanej przez architekta Uładzimira Baczkowa, w ramach państwowego programu „Zamki Białorusi”. Zgodnie z planem ma zostać wyburzonych kilka parterowych budynków z początku XX wieku, nad pałacem Stefana Batorego zostanie dobudowane drugie piętro. Pojawi się też m.in. barbakan, kryta galeria, brama, fragment drewnianego mostu z XVI w. i jedno przęsło mostu z XVII-XIX w.
Nowy, murowany gmach od strony Niemna, nieistniejące wcześniej, dobudowane piętra na wieżach i galeriach, wyburzanie autentycznych części budynku oraz umieszczona nad wieżą wjazdową wielka i sferyczna kopuła, którą już przezwano „planetarium”… To z ich powodu wokół projektu rozgorzał spór. Historycy twierdzą, że propozycje Baczkowa są mało konkretne, a planowane ozdoby i dobudówki to jego własne fantazje, których nie potwierdza żadne źródło.
Niestety, proces uruchomiono. A jak go powstrzymać?
– To praktycznie już niemożliwe. Jak z elektrownią atomową. Uruchomili, a potem prawie po 10 latach nasz „starszy trener” [Alaksandr Łukaszenka – od red.] mówi, że nikt mu nie wytłumaczył, jak ma ona być zintegrowana z gospodarką – mówi Astapowicz.
Również znany miński architekt-konserwator Wadzim Hlinnik zgadza się, że sytuacja ze Starym Zamkiem jest bardzo poważna. Wszyscy wszystko dawno zrozumieli, ale boją się to powstrzymać – proces trwa „z rozpędu”. Dlaczego się boją?
– Bo ktoś wtedy będzie musiał odpowiedzieć za błędne decyzje, za zmarnotrawione państwowe pieniądze. Dlatego wszyscy będą krzyczeć, że wszystko jest w porządku i róbmy swoje dalej. Ale wszyscy dawno wiedzą, że popełniono błąd i że „dano plamę” z zamkiem, jeśli można tak powiedzieć – wyciąga smutne wnioski specjalista.
Zdaniem Hlinnika sedno problemu polega na maniakalnej idei – chęci zobaczenia obiektu takim, jakim się chce. Ignorując przy tym nawarstwienia kulturowe z późniejszych czasów.
– Oni nie troszczą się o autentyzm obiektu. Oni chcą go widzieć jednolitym stylistycznie. A jeśli tej stylistyki nie ma, to znaczy, że trzeba się jej domyślić. Bez zrozumienia różnicy pomiędzy autentycznym obiektem a fikcją – podkreśla architekt.
W Towarzystwie Ochrony Zabytków zdają sobie sprawę, że sytuacja jest patowa. Nie ma formalnych naruszeń prawa – przyznaje Anton Astapowicz. Na tym polega problem, ponieważ na Białorusi nie ma też norm architektonicznych.
– Niestety, nasze ustawodawstwo, sam system nie pozwala cofnąć rozpoczętych działań. Jest praktycznie niemożliwe wstrzymanie tego. Trzeba, by wydarzył się cud. Jednak prace na zamku należy wstrzymać.
– Najpierw potrzebne są prace w archiwach, a potem w terenie. Tymczasem nie przeprowadzono tam w pełni nawet badań archeologicznych – podkreśla Astapowicz.
– Zamiast troskliwie zachowywać każdy element różnych epok historycznych, niszczy się je. A przecież są one źródłem fundamentalnych badań historii naszej kultury – uważa Wadzim Hlinnik.
W tym zaś przypadku oryginał zostaje zamieniony interpretacją współczesnego człowieka i współczesnymi materiałami. I takie „dzieło sztuki” nie opowie nam potem niczego o historii kultury minionych czasów. Być może w przyszłości pojawią się technologie pozwalające odczytywać informacje bez konieczności rozbierania starych murów. Ale co będziemy odczytywać, jeśli nie będzie autentycznego obiektu?
– Tam jest błąd na błędzie, wymysł na wymyśle. Kolejny Disneyland. Koledzy-konserwatorzy z Mińska są bardzo zaniepokojeni. Szkoda, że wszystko zaszło tak daleko, nie wolno tak robić z takim obiektem. Myślę, że nie jeden Baczkou jest tego winny, ale również ci, którzy rozpatrywali i uzgadniali – twierdzi Hlinnik.
Aleś Paniatouski, cez/belsat.eu
Zdjęcia autora