„Napoleońskie plany Warszawy trzeszczą w szwach”. Polska w rosyjskiej propagandzie


Rosyjskie propagandowe media z ulgą przyjęły słowa byłego szefa MON Tomasza Siemoniaka o tym, że Polski być może nie stać będzie na 300-tysięczną armię. Jednak w swojej manierze zaczęły tłumaczyć to w najbardziej absurdalny ze wszystkich sposób.

rosja propaganda dezinformacja wybory armia wojsko polskie
Rosyjscy propagandyści nazwali rozbudowę polskiej armii “napoleońskimi planami”. Źródło: wiki cc

Popularny rosyjski tabloid Moskowskij Komsomolec od razu wydobył na światło dzienne hipotezę, która w rosyjskiej przestrzeni medialnej „hula” prawie od początku wojny z Ukrainą. Polski polityk chce zrewidować militarne plany, bo „zbyt wielu Polaków walczy obecnie na Ukrainie, gdzie ponoszą dotkliwe straty, wywołując niezadowolenie polskiego społeczeństwa”.

Do komentowania tej tezy zaprosił emerytowanego kapitana 1. stopnia Władimira Gundarowa. Ten wprawdzie jej zaprzeczył, ale wcale nie dlatego, że nie uważa, by Polacy nie walczyli na Ukrainie. Jego zdaniem w wojnie uczestniczy ich całe mnóstwo i to chętnie.

– Ci, którzy tam walczą, są raczej zadowoleni ze statusu najemnika, ponieważ prezydent [Andrzej] Duda dał im możliwość zarobienia dobrych pieniędzy. W porównaniu z 2015 r. prawie podwoił pensje wojska i znacznie zwiększył ich dodatki, aby byli całkiem zadowoleni ze swojego życia – stwierdził.

Dodajmy, że do dziś Rosja nie przedstawiła żadnego dowodu o obecności jakichkolwiek zwartych polskich jednostek na terenie Ukrainy. Nie pokazała ani jednego polskiego jeńca, ani jednej przechwyconej radiowej rozmowy na froncie po polsku. Jedyne dowody obecności tych „tysięcy” Polaków na froncie to relacje rosyjskich wojskowych, którzy po części po prostu zmyślają, a po części język ukraiński, którym posługują się żołnierze z zachodu kraju, myli im się z polskim.

Wiadomości
„Polskie kobiety” atakują Rosjan. Rosyjska propaganda znów dostrzegła polski ślad
2022.11.08 13:46

Niemniej jednak Moskowskij Komsomolec podaje nawet liczbę zabitych Polaków, których ma być już 2,5 tysiąca. Jednak te dane, jego zdaniem, są starannie ukrywane przed społeczeństwem. Kapitan 1. rangi uważa przy tym, że to nie ma wpływu na zapowiedzi zweryfikowania planów powiększenia polskiej armii:

– Ten, kto zginał, nie będzie głosował ani organizował wieców. A ktokolwiek pozostanie przy życiu, ma nadzieję, że będzie nadal żył, otrzymując tę materialną rekompensatę.

Gundarow konstatuje, że w ostatnich wyborach Polacy zagłosowali przeciw „militaryzacji kraju”, bo w Polsce „ludzie zaczęli mieć poczucie, że mają jeszcze dość chleba, ale za mało na kanapkę z masłem”.

Minister odchodzi?

Portal Topwar z satysfakcją odnotowuje, że posadę straci wkrótce „przyjaciel Ukrainy” Mariusz Błaszczak. Właśnie ten, który chciał zwiększyć liczebność polskiej armii do 300 tys. żołnierzy. Tytuł sugeruje, że odejdzie on z powodu swojej przyjaźni z napadniętym krajem. Portal przy tym wyraża zdumienie, że minister obrony może ot tak stracić pracę i wypaść z rządu w wyniku wyborów.

Jak na rosyjskie warunki jest to faktycznie zdumiewające, biorąc pod uwagę, że w Rosji, mimo utraty 190 tys. żołnierzy, tysięcy pojazdów wojskowych, niezrealizowania założeń militarnej interwencji, na stanowisku ministra obrony niezmiennie trwa Siergiej Szojgu. Nie tylko z tego, ale z dziesiątków innych artykułów wydobywa się właśnie to zdumienie, że naród ma prawo wybrać inny rząd i odsunąć od władz figury, które w rosyjskiej świadomości wydają się wielkie i nienaruszalne.

Rusofob kliniczny kontra polityczny

W Rosji nie ucicha też dyskusja na temat tego, co wynik polskich wyborów oznacza dla kraju. Dmitrij Bawirin na łamach portalu RIA Nowosti konstatuje ze smutkiem, że choć „polska młodzież” odsunęła od władzy „omszałego rusofoba” Jarosława Kaczyńskiego, to niewiele się to zmieni w kontekście polskiego wsparcia dla Ukrainy. I stwierdza, że biorąc pod uwagę interesy polityki zagranicznej Rosji, „byłoby lepiej, gdyby w Polsce nadal rządzili kliniczni rusofobowie”. I podaje ku temu trzy przyczyny:

Po pierwsze, szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen będzie miała teraz „mniej bólów głowy”, bo wraz z nastaniem Donalda Tuska Warszawa stanie się „polityczną filią Brukseli”, a jedna z głównych linii podziału w UE się zagoi.

– Nasi wrogowie jeszcze bardziej zwarli szeregi, usuwając z nich schorowanego polskiego dziadka. Tusk jest także rusofobem, ale nie klinicznym, ale politycznym, co w danych okolicznościach jest jeszcze gorsze. Dla Rosji jeden przeciwnik po prostu zastąpił drugiego, a węgierski premier Viktor Orban stracił ważnego sojusznika.

Dodaje też metaforycznie, że wygrana opozycji sprawiła, że Rosjanie nieprędko zobaczą „trupa” Unii Europejskiej – czyli w jego mniemaniu, bytu zszytego jakby „przez doktora Frankensteina”.

Media
Rusofobi: jaskiniowi kontra europejscy. Rosyjscy i białoruscy propagandyści o wyniku polskich wyborów
2023.10.20 11:50

Ponadto zmiana władzy w Warszawie ma sprawić, że choć nie znikną takie problemy jak np. kwestia embarga na zboże, to jednak rozładują się różne osobiste urazy pomiędzy polskimi i ukraińskimi politykami.

– Poza tym Tusk łatwiej niż Kaczyński i spółka radzi sobie z traumą wspólnej polsko-ukraińskiej przeszłości. Oczywiście nie lubi Stepana Bandery, ale krzyczenie „Chwała Ukrainie!” (pod tym hasłem zapewne mordowano Polaków na Wołyniu) jest dla niego normalnością, co udowodnił w Kijowie w 2019 roku – pisze.

Jego zdaniem nie ma co liczyć, że polski „antyrosyjski obskurantyzm” nie zniknie, a do tego „trochę łatwiej będzie żyć” Zełenskiemu i Ursuli von der Leyen.

Wszystkie te przemyślenia jednak kwituje dość absurdalnym zdaniem, że Polacy „pokazali drzwi” sile, która wciągnęła ich w „awanturę izolowania Rosji” i wspierania Sił Zbrojnych Ukrainy. Która podobno prowadziła „antynarodową” politykę i doprowadziła kraj do recesji, inflacji i, uwaga, „problemów z ogrzewaniem”. Widać, że ufnie zawierzył rosyjskim mediom i jakoś nie dostrzegł, że Polska i Europa poradziły sobie bez rosyjskich surowców energetycznych i nie zamarzły poprzedniej zimy.

Media
Autodezinformacja – jak rosyjska propaganda powołuje się na samą siebie. Polska w rosyjskich mediach
2023.08.25 17:57

Na koniec nie omieszkał zasugerować, że ktokolwiek w Europie nie wygra wyborów, to i tak będzie marionetką Waszyngtonu.

– Jednak ani te wybory, ani następne, czy to w Polsce, czy nawet w Niemczech, nie są sposobem na zmianę tej polityki. Teoretycznie wpływ na to mogłoby mieć głosowanie tylko w jednym kraju na świecie – w Stanach Zjednoczonych – podsumowuje.

Jak widać Polska to dla rosyjskich propagandystów wyjątkowo niewdzięczny i beznadziejny przypadek. Będzie wspierać Ukrainę i krzywo patrzeć na Rosję niezależnie kto w niej rządzi.  

Jakub Biernat/ Belsat.eu

Aktualności