Ukrainka Olha i Rosjanin Dmitrij są razem od siedmiu lat. Oboje byli na Majdanie w 2014 roku, ale poznali się dopiero dwa lata później. Dmitrij bronił wtedy Ukrainy w walkach w Donbasie. Olhę ujęło, że Rosjanin walczył za jej ojczyznę. 24 lutego 2022 roku, po rozpoczęciu pełnowymiarowej agresji Rosji na Ukrainę natychmiast wrócił na front, gdzie pozostaje do dziś. Olha jest w Kijowie. Poprosiliśmy ją, by opowiedziała nam swoją historię.
Dmitrij mieszkał w Petersburgu i pracował jako spawacz. Nie był aktywistą, ale jak mówi Olha, „poszukiwał siebie”. Nie mógł się zdecydować, gdzie i jak w Rosji urzeczywistnić swoje pragnienie zmian. Kiedy pod koniec 2013 roku w Kijowie rozpoczęły się protesty na Majdanie, dużo słyszał o tych wydarzeniach w telewizji. Żeby mieć pełny obraz tego, co się dzieje, w 2014 roku postanowił pojechać na Ukrainę i zobaczyć wszystko na własne oczy.
– Nie miał zamiaru wspierać Majdanu. Kiedy pojechał, chciał po prostu zobaczyć, jak jest naprawdę, bo nie do końca wierzył w to, co mówiono w telewizji – mówi Olha. – I kiedy zobaczył tutaj to wszystko, tych wszystkich ludzi, samoorganizację, to od razu włączył się w ruch, dołączył do setek wolontariuszy, którzy byli na Majdanie. I już tu został.
Dmitrij miał wtedy 31 lat. Olha jest o rok młodsza. Ona również była na Majdanie, jednak to nie tam para się poznała.
– Mamy tylko jedno wspólne nagranie opublikowane przez jeden z propagandowych kanałów rosyjskiej telewizji. Widać nami nas idących ramię w ramię 18 lutego po ulicy Instytuckiej. On idzie z flagą swojej grupy, a ja razem z siostrą, jako uczestniczka protestu – wspomina Olha. – Ucierpiał wtedy z rąk Berkutu, został dotkliwie pobity, zabrano mu dokumenty – został na Ukrainie bez dokumentów.
Olha i Dmitrij spotkali się później, w 2016 roku.
– Przedstawił nas sobie nasz wspólny przyjaciel, Białorusin, który również walczył jako ochotnik na Ukrainie i niestety zginął. Był to Alaksiej „Tur” Skobła – mówi Ukrainka. – Byłam wtedy wolontariuszką, Dima był już na wojnie. Tak zaczął się nasz związek.
Olhę uderzyło to, że był Rosjaninem i mimo to walczył za Ukrainę.
– To było niezwykłe. Dużo rozmawiałam wtedy z Białorusinami i ich obecność na Ukrainie wydawała mi się bardziej naturalna, bo zawsze byliśmy bliżej Białorusinów, a Rosjan, którzy walczyliby po naszej stronie, nie było zbyt wielu. Dima był chyba pierwszym Rosjaninem, który tu walczył [po stronie Ukrainy], o którym się dowiedziałem. Dlatego utkwiło mi to w pamięci. To było niezwykłe – powtarza.
Rodzice Olhi początkowo mieli nieufny stosunek do wybranka ich córki.
– Matka powiedziała, że chce z nim porozmawiać, by dowiedzieć się, czy nie jest agentem FSB – wspomina z uśmiechem Olha. – Ale już od dawna ze strony rodziców nie ma żadnych uprzedzeń. Przecież on nas chroni – tu nie może być żadnych wątpliwości. Raczej wszyscy mają do niego dobry stosunek, tak jak do jednego z naszych. Dima był na Majdanie, walczył w Donbasie, a w zeszłym roku w pierwszym dniu inwazji poszedł na front. Stoi ramię w ramię z Ukraińcami i już dawno udowodnił swoje zaangażowanie w walkę z „russkim mirem”.
Rodzice Dmitrija zerwali z nim kontakt po jego wyjeździe na Ukrainę.
W 2017 roku Rosjanin został poważnie ranny – jak mówi Olha, jego ręka była tak połamana, że lekarze składali ją jak mozaikę. Kawałek po kawałku. Przeszedł długą rehabilitację, a następnie podjął pracę w kijowskiej straży miejskiej. W 2021 roku otrzymał ukraińskie obywatelstwo. Po powrocie ze strefy działań wojennych w Donbasie wciąż przygotowywał się do nowej wojny – szkolił się, doskonalił swoje umiejętności w strzelaniu z różnej broni.
– Ja do ostatniej chwili nie wierzyłam, że rozpocznie się wojna na pełną skalę, cały czas miałam nadzieję na jakieś racjonalne działania ze strony rosyjskich władz. A Dima się szykował i ciągle powtarzał, że będzie wielka wojna. Kłóciłam się z nim: nie, bo to nie jest racjonalne. A on odpowiadał: „Znam ich, jestem stamtąd, będzie wojna” – wspomina Olha.
24 lutego 2022 roku Olha i Dmitrij obudzili się razem.
– Jestem mu bardzo wdzięczna, bo dał mi jasne i pomocne instrukcje, co mam robić – mówi Olha. – W tym czasie wiele rodzin moich znajomych i przyjaciół, którzy nie znali się na kwestiach wojskowych, nie miało pojęcia, jak się zachować. Część wyjechała na przedmieścia – do Buczy, Irpienia. Myśleli, że będzie bezpieczniej, gdy zostaną na wsi i zabrali ze sobą całe rodziny.
Dima od razu powiedział, żeby Olha nie wyjeżdżała nigdzie z Kijowa, bo Kijów, jako duże miasto, zajmą jako ostatni.
– I tutaj tak czy inaczej będzie przynajmniej minimalny dostęp do usług, takich jak apteka, lekarze, woda, światło i tak dalej, sklepy będą działać. Kazał mi zakleić szyby taśmą zbrojoną, kupić zapałki, alkohol do dezynfekcji i odpowiednie leki. Wszystko to zrobiłam już pierwszego dnia.
Dmitrij rankiem 24 lutego udał się do wojskowego biura poborowego, a stamtąd na front, gdzie pozostaje do dziś. Ojciec Olhi również poszedł na front. Ona została w Kijowie.
– Nie myślałam o wyjeździe. Mój ukochany jest na froncie, mój ojciec też. A jeśli my – tył – dokądś wyjedziemy, to kogo oni będą bronić, pustych miast? To nie jest zbyt motywujące. Dlatego uważam, że ktoś powinien tu zostać – mówi Olha.
Kobieta nadal pracuje i działa jako wolontariuszka. Jak mówi, sytuacja w Kijowie jest raczej spokojna.
– Bardziej martwię się o Dimę i mojego ojca. Przerwy w dostawie prądu i ostrzał co dwa tygodnie są niczym w porównaniu z tym, z czym oni się mierzą na froncie – mówi Olha.
Olha i Dmitrij, choć od dawna są razem, wciąż oficjalnie nie są małżeństwem, a teraz, jak mówi kobieta, bardzo chciałaby ostatecznie rozwiązać tę kwestię, bo „czasy są bardzo niepewne”. Choć na froncie teoretycznie można wziąć ślub w ciągu jednego dnia, to w miejscach, gdzie walczy Dmitrij, nie ma takiej możliwości. Olha ma jednak nadzieję, że sprawę uda się wkrótce rozwiązać.
Jak mówi nasza rozmówczyni, Dmitrij nie jest jedynym Rosjaninem w ukraińskiej armii.
– Przyjechali tu ci, którzy mieli w sobie godność – mówi Olha. – Nasz najbliższy przyjaciel był Rosjaninem. Walczył od 2015 roku, został poważnie ranny. Ale w ubiegłym roku, 24 lutego, choć miał protezę i tak poszedł na front. Niestety, we wrześniu ubiegłego roku zniknął gdzieś w okolicach Iziumu, najprawdopodobniej zginął.
Ukrainka ma nadzieję, że gorąca faza wojny zakończy się już w tym roku. Po wojnie, jej zdaniem, Rosja musi przejść proces deimperializacji i dekolonizacji podmiotów Federacji, powinna przekształcić się w państwo demokratyczne.
Z kolei na Ukrainie zarówno Olha, jak i Dmitrij popierają politykę odejścia od wszystkiego, co rosyjskie. Dmitrij nauczył się języka ukraińskiego i teraz zachęca Olhę do porozumiewania się po ukraińsku, choć do tej pory w domu mówili po rosyjsku.
Zdaniem Olhi teraz na Ukrainie jest czas, kiedy trzeba pozbyć się tego co obce i przywrócić swoje, ukraińskie. To co Rosja zwalczała przez lata polityki kolonizacyjnej – język, historię, zabytki, pisarzy, artystów i kulturę.
– Dima jest czasem nawet bardziej antyrosyjski niż ja – kompletnie nie akceptuje wszystkiego, co ma związek z Rosją. Myślę, że to dlatego, że widział „russkij mir” od środka – wyjaśnia ukraińska dziewczyna rosyjskiego obrońcy jej ojczyzny.
https://redakcja.belsat.eu/tv/news/02-02-2022-witaj-nowa-ojczyzno-co-motywuje-rosjan-do-walki-po-stronie-ukrainy
Hanna Hanczar, ksz/belsat.eu