Sankcje osłabią Rosję, ale to będzie długi proces

Nadzieje, że przygnieciona sankcjami Rosja szybko wpadnie w ciężki kryzys i zaprzestanie agresji były naiwne. Kluczowe będzie zachowanie solidarności, konsekwencji i cierpliwości we wprowadzaniu sankcji.

Być może w tym tygodniu uzgodniony będzie wreszcie dziewiąty pakiet unijnych sankcji dla Rosji. Dziś odbyło się w Brukseli kolejne spotkanie ambasadorów państw UE w tej sprawie. W poniedziałek nadzieję na zakończenie rozmów wyraził Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji. Jednocześnie nie krył, że nie udało się uzgodnić dziewiątego pakiet z powodu braku zgody między państwami unijnymi. Nie po raz pierwszy bowiem sankcje wobec Rosji wywołują w Europie kontrowersje i spory oraz uwidaczniają sprzeczne czasem interesy.

Do tej pory czasem w bólach, ale udawało się konsekwentnie wprowadzać sankcje uderzające w rosyjskie interesy i gospodarkę. Tym razem jest krytyczny moment. Po wyzwoleniu Chersonia przez Ukraińców na Zachodzie zaczęły pojawiać się oznaki zmęczenia wojną i ledwo skrywane nadzieje na jej rychłe zakończenie. Nawet za cenę niedobrych dla Ukrainy kompromisów. Jednocześnie Rosja próbuje zasiewać w Europie przekonanie, że czas najwyższy zacząć myśleć o normalizacji. O powrocie w przyszłości do normalnego biznesu. Moskwa przekonuje również, że koszty sankcji będą większe, ale dla Europy i to Europejczycy zapłacą najwięcej za wspieranie Ukrainy.

Mimo że te argumenty są fałszywe, zaczynają trafiać na podatny grunt. W rzeczywistości świadczą o strachu Kremla i rosnących obawach, że jeśli krocząco wprowadzane będą sankcje, rosyjska gospodarka będzie pogrążać się w głębokim kryzysie. Tyle że wbrew nieco naiwnym nadziejom z pierwszego okresu wojny, nie nastąpi to szybko. Będzie to długi proces, często niezauważalny z zewnątrz i nieobfitujący w spektakularne spadki wskaźników, czy głośne bankructwa i upadki rosyjskich firm. A jednak ten proces już trwa i wywołuje na tyle silne obawy Putina, że on drogi do blokowania polityki sankcyjnej. Robi to jednak tak, żeby nie ujawnić, jak wielkie koszty agresji ponosi jego kraj.

Wojenny rachunek

Kiedy 5 grudnia Putin podpisał ustawę budżetową na lata 2023-25 jasne stało się, że będzie to budżet wojenny i kryzysowy. Oparty jest na założeniu, że cena baryłki ropy (Urals) będzie na  poziomie 75 USD, a PKB spadnie o jeden procent. Spadną również dochody państwa. Te ze sprzedaży surowców energetycznych spadną o 20 proc. Budżet zakłada deficyt ok. 2 proc. PKB i finansowanie go m.in. z emisji obligacji. Założenia ustawy budżetowej zaplanowane dziś aż na dwa lata są bardziej dość optymistyczną projekcją oczekiwań Kremla niż rzeczywistym planem finansowym. Podobnie, jak w przypadku ostatnich budżetów, teraz tym bardziej, w czasie dwóch dojdzie pewnie do wielu zmian i korekt założeń. Zarówno po stronie dochodów, jak i wydatków. Kreml nie ujawnia bowiem, na co wyda aż 20 proc. środków. Określa jednak znaczny wzrost wydatków na obronę narodową i bezpieczeństwo. Na to przeznaczone będzie aż 1/3 budżetu Rosji. W obecnym budżecie było to 24 proc. wydatków. Jasne jest więc, że mimo recesyjnych wskaźników Rosja będzie wydawać więcej na armię. Czyli w rzeczywistości na wojnę.

Wydatki na armię rosną lawinowo. Są to koszty utrzymywania zmobilizowanych setek tysięcy poborowych, koszty opłacania prywatnych jednostek wojskowych oraz uzupełniania straconego sprzętu. Przedłużająca się wojna będzie te koszty podwyższać jeszcze bardziej. Postępować będzie zużycie sprzętu, rosnąć będą koszty szkoleń poborowych, uzupełniać trzeba będzie coraz więcej.

Sankcje działają

W pierwszych tygodniach po rosyjskiej agresji światowe media ekscytowały się: kolejkami pod kantorami w Moskwie, tąpnięciami na moskiewskiej giełdzie i wydłużającą się listą globalnych marek wycofujących się z Rosji, lub przeciwnie – zdecydowanych pozostać.

Widzieliśmy kolejki po ostatniego burgera przed zamykanymi lokalami sieci McDonald’s. Czy otwarcie rosyjskiej sieci fast food „Wkusno i toczka”. Miała zastąpić amerykańskie restauracje, a okazała się marną podróbką.

Zachodnie firmy wycofywały się z Rosji z różnych powodów: sankcje, przerwane łańcuch dostaw, spadający popyt, czy chęć uniknięcia złej opinii „sponsora wojny”. Nie wszystkie wyszły z Rosji do razu. Nadal na rosyjskim rynku pozostaje wiele zachodnich firm. Głównie dlatego, że nie w każdej branży i nie dla każdej firmy jest to proces łatwy i szybki.

Wiele firm podjęło już decyzje o wyjściu z rosyjskiego rynku, ale próbują sprzedać swoje inwestycje rosyjskiemu kapitałowi. Wiele dużych koncernów wycofując się „wyprowadziło” z Rosji swoich pracowników. Zarówno zagranicznych menedżerów, jak i doświadczonych i szkolonych latami Rosjan. Wielka migracja specjalistów z Rosji już jest odczuwalna w gospodarce. O tym, jak trudno ich zastąpić świadczy choćby los zakładów Renault w Moskwie. Po wycofaniu się francuskiego koncernu motoryzacyjnego uruchomiono w nich produkcję samochodów moskwicz. W rzeczywistości jest to prosty montaż przysłanych z Chin gotowych prawie samochodów. A i tak odbywa się z ogromnymi problemami.

Kuszenie Europy

W dniu, w którym Putin podpisał ustawę budżetową, UE wprowadziła tzw. limit cenowy na rosyjską ropę na poziomie 60 USD za baryłkę. Po pierwsze limit jest wyższy niż ceny rosyjskiej ropy w europejskich portach. I wyższy od postulowanego przez niektóre kraje UE, np. Polskę. Po drugie dotyczy ropy sprzedawanej drogą morską. Nie zamknie zatem rosyjskiego eksportu ropy, ale może poważnie zwiększyć jego koszty.

Do mechanizmu dołączyły kraje G7 oraz Australia. Nie ma w nim natomiast istotnych i coraz ważniejszych odbiorców rosyjskiej ropy: Chin, Indii i Turcji. Ograniczenia mogą dotknąć i te państwa. Zachodni ubezpieczyciele i firmy transportowe będą miały ograniczenia związane z rosyjską ropą. Z drugiej strony Rosjanie już zaczęli stosować metody Iranu, czy Wenezueli i używać do transportu tzw. floty widmo – tankowców, które oficjalnie nie mają żadnych powiązań z Rosją. Limit na ropę to krok w dobrym kierunku, jednak z uwagi na tarcia w UE i opór takich państw jak Grecja i Cypr, jest zbyt łagodny. W dodatku Moskwa odgraża się, że zacznie stosować swoje, naftowe sankcje wobec państw stosujących mechanizm. Czyli będzie próbować dzielić dalej.

Podobnie było w czasie negocjacji dziewiątego pakietu sankcji. Pakiet ten ma uderzać w rosyjski biznes, ale i przemysł obronny i armię. A zwłaszcza w branżę wydobywczą, rolną i przemysł pracujący na potrzeby zbrojeniówki (nie tylko stricte obronny). Tyle że część państw postuluje np., by wyłączyć z sankcji rosyjskie firmy i przedsiębiorców z branży rolnej. Belgia, Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy chcą, żeby na poziomie krajowym rządy państw mogły zwalniać z sankcji i np. odmrażać aktywa firm i osób, które mają cokolwiek wspólnego z branżą rolniczą. Lobbujący za tym wyłączeniem unijni politycy posługują się argumentem, że nie wolno dopuścić do głodu na świecie, a Rosja jest ważnym eksporterem żywności. W ten sposób rosyjski szantaż i groźby Putina o głodzie w Afryce trafiły na podatny grunt. A przecież wśród rosyjskich oligarchów z otoczenia Putina mało który nie ma aktywów w rolnictwie i sektorze spożywczym. Dla ludzi Putina będzie to furtka do unikania sankcji.

Wokół dziewiątego pakietu jest więcej sporów. Węgrzy nie chcą np. wpisywać na listę sankcji ministra energetyki Rosji, a Grecy chcieli wykreślenia sprężonego gazu ziemnego z listy towarów objętych ograniczeniem importu z Rosji. Jeśli przedstawicielom państw unijnych uda się dojść do porozumienia, dziewiąty pakiet będzie kolejnym, ważnym krokiem w ograniczaniu możliwości Putina. Nie idealnym i nieprzynoszącym takich efektów, jakich początkowo się Zachód spodziewał. Reżim Putina i zależna od niego oligarchia okazali się zdolni do ponoszenia większych kosztów. Czynnik czasu ma tu ogromne znaczenie. Zwłaszcza teraz, kiedy rosyjska agresja na Ukrainie wchodzi w fazę wojny na wyniszczenie i zmęczenie przeciwnika. Ukraińcy nie są w stanie sami tak bardzo „zmęczyć” Rosji. Mimo pierwszych prób ataków na infrastrukturę wojskową w głębi Rosji Ukraina nie może tak wyniszczać agresora, jak Rosjanie robią to, dewastując ukraińską gospodarkę atakami rakietowymi. Dlatego tak ważne w tym momencie będzie kolejne uderzenie w rosyjską gospodarkę. Jeszcze ważniejsze będzie zademonstrowanie, że koszty wojny dla Rosji będą rosły, a mimo prób podzielenia Zachodu, Europa potrafi być konsekwentna.

Inne teksty autora w dziele Opinie

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności