Władimir Putin otrzymał policzek na szczycie G20, choć USA i UE wciąż nie mają planu na Rosję


Nawet jeśli incydent w Cieśninie Kerczeńskiej zaskoczył Zachód, to kolejny agresywny ruch Rosji już nie powinien. Bo będzie skutkiem braku działań po obecnym ataku na Ukrainę.

Po spotkaniu z Donaldem Trumpem w Helsinkach 16 lipca Władimir Putin liczył na ciąg dalszy. Chciał przełamać izolację i występować, jako równorzędny partner przywódcy amerykańskiego supermocarstwa. W czasie dzisiejszego szczytu G20 w Buenos Aires miało dojść do kolejnego, ważnego spotkania Putina z Trumpem. I ważnej rozmowy w cztery oczy.

Ale wczoraj niespodziewanie Donald Trump odwołał zapowiadane spotkanie. Amerykańska administracja tłumaczy odwołanie reakcją na rosyjską agresję w Cieśninie Kerczeńskiej, przejęcie ukraińskich kutrów i holownika, oraz aresztowanie i faktycznie porwanie ukraińskich marynarzy. Waszyngton mówi wprost: to łamanie prawa międzynarodowego przez Rosję i nie ma o czym rozmawiać z Putinem.

Bolesny policzek

Odmowa spotkania w Buenos Aires zabolała Putina, chociaż Kreml w oficjalnym stanowisku stwierdził, że nic się nie stało i prezydent Rosji będzie miał więcej czasu na inne, ważne spotkania. Ale tak naprawdę to był naprawdę bolesny policzek. Wszystko co robi Putin w ostatnich latach na arenie międzynarodowej sprowadza się do jednego mianownika: żądania uznania go za równoprawnego z innymi przywódcami mocarstw i akceptację interesów Rosji, oraz prawa do działań, takich jak na Ukrainie.

Tyle, że w świecie Zachodu takie działania są traktowane jako zbójeckie. Trump nie miał innego wyjścia, jak odmówić spotkania. Inaczej zaakceptowałby prawo Moskwy do agresywnych działań i używania siły wobec innych państw. Dziś rosyjscy dyplomaci rozmawiają z Amerykanami i próbują namówić Departament Stanu, by jednak doszło do spotkania Trump-Putin. Rosjanie przekonują, że chodzi o traktat INF (dotyczący zakazu rakiet średniego zasięgu), który ostatnio jest zagrożony przez rosyjskie plany zbrojeniowe.

Aresztowanie i proces 24 ukraińskich marynarzy było bardzo mocno skrytykowane przez europejskich i amerykańskich polityków. Źródło: narodna-pravda.ua

Amerykanie na incydent w Cieśninie zareagowali od razu: wysłali z bazy na Krecie w pobliże okupowanego przez Rosjan Krymu samoloty (zwiadowczy i ZOP Posejdon P-8). Przeleciały one wzdłuż rosyjskich wód terytorialnych. To była demonstracja, którą zazwyczaj przeprowadza się w sytuacji napięcia.

Zresztą Rosjanie podobnie podnoszą ciśnienie NATO-wskiej obronie powietrznej. W środę stacjonujące w Szawlach na Litwie w ramach misji NATO, belgijskie F-16 poderwały się alarmowo, by przechwycić rosyjskie Su-27 naruszające przestrzeń powietrzną państw Paktu. Ale od doraźnych demonstracji ważniejszy będzie plan i koncepcja powstrzymywania agresywnych działań Rosji. Na razie nie ma takiej koncepcji. Jest kakofonia mniej lub bardziej stanowczych gestów i słów wsparcia dla Ukrainy.

Niech Angela coś zrobi

Trump uderzył w aspiracje Putina, ale jednocześnie na razie nie zadeklarował np. wsparcia militarnego, czy gospodarczego dla Ukrainy, czego Kijów bardzo oczekuje. Zamiast tego Trump próbuje zmobilizować Europę.

– Angela! Niech Angela się tym zajmie – powiedział Donald Trump w wywiadzie dla New York Post tuż po incydencie w Cieśninie Kerczeńskiej. I dodał – Zobaczymy, dowiemy się, co się stało. Nie podoba mi się ten incydent i dostaniemy raport o tym, co się stało.

Tyle, że Angela Merkel jest w trudnej sytuacji i na razie zachowuje się bardziej ostrożnie. Z jednej strony niemiecka kanclerz jest zwolenniczką rozszerzania sankcji wobec Rosji, ale z uwagi na konstrukcję rządzącej w Berlinie koalicji coraz trudniej jest jej forsować ostry, antyrosyjski kurs. Innym problemem jest Nord Stream 2. Merkel nie wypada wiarygodnie, jako adwokat Ukrainy, kiedy koncerny niemieckie, razem z Gazpromem budują gazociąg, którego celem jest pozbawienie Ukrainy gazu i dociśnięcie jej gospodarki.

Trump chciałby większego zaangażowania Europy w rozwiązanie rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. Zwłaszcza Niemiec i Francji. Tymczasem Berlin i Paryż prowadzą wobec Rosji politykę archaiczną, bo nie nadążającą za dynamiką rosyjskich prowokacji i aktywnych oraz agresywnych działań wobec Ukrainy.

Także tym razem, po otwartej agresji na morzu, kiedy Ukraińców atakowały już nie jakieś udawane „zielone ludziki”, czy „separatyści”, ale działające pod rosyjską banderą jednostki, Europa przesypia szansę na zdecydowaną reakcję. Taką jak choćby zasugerowanie znacznego zaostrzenia sankcji, lub zastopowania projektów takich, jak Nord Stream 2. Skutek takiego przesypiania może być tylko jeden: kolejna, jeszcze śmielsza rosyjska akcja z użyciem sił zbrojnych w najbliższym czasie.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Aktualności