„Któremuś pokoleniu Białorusinów się powiedzie”


[/vc_column_text][vc_column_text]

Nieznany wywiad z Pawłem Szeremietem.

– Paweł, przebywa pan prawie cały czas na Ukrainie. Czy Białorusin ma tu możliwość profesjonalnego wykorzystania swojej wiedzy i umiejętności, czy robi pan to dla idei, dla Ukrainy?

– Jest wiele mitów związanych z moją osobą. Los mi się tak ułożył, że z Mińska wyjechałem nie do Warszawy, ale do Moskwy. A to dlatego, że do Moskwy zaproszono mnie do 1. kanału, który wtedy nazywał się ORT. To był rok 1998 i ja tam przeżyłem i przepracowałem 15 lat. No i pojawiły się kolejne życiowe zwroty i teraz więcej czasu przebywam w Kijowie niż w Moskwie. I tu z punktu widzenia dziennikarskiego jest więcej możliwości dla pracy niż Moskwie.

– Czyli sprawa ma podłoże czysto dziennikarskie, na Ukrainie się łatwiej pracuje?

– Mogę powiedzieć tak obrazowo, że tu się lżej oddycha. Choć każda emigracja, każda przeprowadzka oznacza stres. Mieszkając w Moskwie przystosowywałem się dwa lata, choć miałem dobrą pracę i przyjaciół, wszyscy mówili po rosyjsku. Tu jest podobnie. Jestem tu obcy tak, jak jesteśmy obcy w krajach gdzie nie uczyliśmy się w szkole, nie studiowaliśmy. Trzeba te wszystkie kontakty tworzyć od nowa, szczególnie, gdy przekroczyło się czterdziestkę. Jednak czuje się tu komfortowo. Po pierwsze dzięki swoim poglądom nawiązuję kontakty z normalnymi ludźmi. Po drugie dzięki mojemu białoruskiemu pochodzeniu łatwiej pokonuję barierę międzyludzką.

Białorusinów lubią na Ukrainie. I jeżeli na Białorusi odnoszą się do Ukraińców z pobłażaniem lub z jakąś taką pogardą wynikającą z propagandy państwowej i mówi się, że tu jest bałagan, to na Ukrainie do Białorusinów odnoszą się o wiele lepiej i cieplej – rozumiejąc, że na Białorusi panuje dyktatura. Białorusini są chwaleni za swoją pracowitość, za porządek. Tu Białorusini nie poczują dyskomfortu.

– No ale jeżeli Białorusini myślą, że tu panuje bałagan, to po co tu jechać?

– To wszystko jest przesada, gdy mówią o bałaganie. Dużo zastanawiam się porównując życie na Białorusi i Ukrainie.

Widzę tu ogromną ilość Białorusinów, którzy przyjeżdżają, by żyć i pracować. Nie zauważam za to w Mińsku Ukraińców.

Przy wszystkich tutejszych kataklizmach i rewolucjach mimo wszystko istnieje tu możliwość dla samorealizacji – i jest większa niż na Białorusi. Stabilność panująca na Białorusi bardziej przypomina stabilność cmentarną. Nakładają na ciebie betonową płytę „łukaszyzmu”, spod której nie możesz się wydostać. A tu panuje wolność w wielu wymiarach. Wolność, która czasem nawet ma negatywne następstwa, jednak tu jest więcej szans.

– W pana słowach czuć jednak patos…

– Dobrze, spójrzmy konkretnie – istnieje tu duża ilość silnych, prywatnych stacji TV, gdzie pan może pracować. W odróżnieniu od Mińska, bo w Mińsku, jeżeli nie będzie pan draniem, nie będzie mógł pan pracować w żadnej stacji TV. Znajduje się tu duża liczba niezależnych gazet i stacji radiowych. Tu pracuje np. Siarhiej Kuzin (szef białoruskiego Alfa-Radio, który został zmuszony do opuszczenia Białorusi – Belsat.eu), a przypominam, że z Mińska został wygnany.

– Ale to dziennikarz – dziennikarze nie budują kraju.

– Jeśli byłbym budowlańcem, to byłoby mi trudniej o tym mówić, jednak jestem dziennikarzem. Białoruscy budowlańcy jeżdżą budować Moskwę. Białoruska klasa średnia jeździ tu – programiści, finansiści, dziennikarze, biznesmeni, ludzie o wolnych zawodach, którzy się tutaj lepiej odnajdują. Muzycy, piosenkarze, którzy tu zostają i jeżdżą w trasy koncertowe, dlatego że na Białorusi nie mają takich możliwości.

– Pierwsza kategoria, o której pan wspomniał – programiści – to oni modernizują kraj. Ukraina im daję możliwości, a Białoruś nie?

– Białoruś jest zupełnie nienowoczesnym krajem. Białoruś to odłamek sowieckiego imperium w jego najgorszej postaci. Oczywiście jak przyjeżdżam do Mińska, przyjemnie jest pochodzić trzy dni po ulicach. Czysto, cicho, nie ma reklam, chmurne twarze, wszyscy tacy skupieni, ostrożni. Białoruś przy Łukaszence to kraj z przeszłości, a Ukraina, nawet przy jej wszystkich rewolucjach to kraj z nadzieją na przyszłość. Oczywiście nie można idealizować sytuacji.

Nie wiadomo, czy Ukraińcom się uda, czy nie, ale mają szansę. A Białorusini przy Łukaszence nie mają żadnych szans.

– Co musi się zdarzyć by na Białorusi pojawiły się szanse, czy według pańskiej logiki Łukaszenka musi odejść? Czy coś powinno zdarzyć się w głowach ludzi?

– To rzeczy wzajemnie związane – dyktator i brak osobowości pasjonarnych. Dyktator odchodzi, a jednostki pasjonarne popychają kraj do przodu. Łukaszenka stworzył system polegający na zduszeniu każdej inicjatywy: opozycyjnej, czy nawet sprzyjającej władzy. On boi się każdej i dopóki on będzie przy władzy, na tym „asfalcie” kwiaty nie wzejdą. Myślę, że sama zmiana władzy będzie impulsem do zmian. I kiedy Rosja przestanie pomagać – sytuacja na Białorusi się pogorszy.

Widzę jak raz za razem, gdy tylko podrośnie młode pokolenie co 5-10 lat Białorusini starają się zrobić ten skok do przodu i zerwać te klapki z oczu. Jednak, ci aktywni są jak gwoździe z powrotem wbijane w drzewo.

Pokolenia podrastają, rwą się do przodu, są pełne nadziei. 2-3 lata temu zaczął się taki ruch, ludzie zaczynają mówić po białorusku, młodzież zaczyna robić strony internetowe, gazety organizować mitingi, organizacje. Potem przewala się po nich walec KGB i robi się cicho na 5 lat. Do momentu, gdy kolejne pokolenie uczniów pójdzie na uniwersytety i jakoś swoje życie będzie chciało pchnąć do przodu. Któremu pokoleniu się uda? Mam nadzieję, że to jeszcze ujrzymy na własne oczy i wniesiemy swój wkład w to zwycięstwo.

Rozmawiał Aleś Zaleuski, belsat.eu


Wywiad został przeprowadzony 20 lipca 2014 r. – dokładnie dwa lata przed śmiercią dziennikarza. Rozmowa nigdy dotąd nie była publikowana.

Aktualności