W Mińsku na ulice wyszli dziś robotnicy. Protestują tysiące pracowników stołecznych fabryk: płytek ceramicznych, traktorów, transformatorów, autobusów, czy ciągników kołowych używanych do transportu rakiet. Specjalny wysłannik Biełsatu rozmawiał z manifestującymi o tym, dlaczego manifestują.
Przed Mińską Fabryką Ciągników Kołowych stoi kilkusetosobowa grupa robotników. Dołącza do nich kolumna, która przeszła z fabryki traktorów, sprzedawanych pod marką Białoruś. Akurat w momencie, gdy kończą swój niemal godzinny marsz, z zakładu odlatuje helikopter z Alaksandrem Łukaszenką. Prezydent bał się przyjechać tam autem. Słychać gwizdy i okrzyki „Odejdź”, a także przekleństwa pod jego adresem.
– Spadaj stąd! – krzyczy 50-letnia Nina, która pracuje w fabryce traktorów.
Jest zmęczona, ale pewna siebie. Za fizyczną pracę 5 dni w tygodniu po 8 godzin otrzymuje 640 rubli, czyli równowartość około tysiąca złotych. Jej mąż o połowę więcej. Ale podkreśla, że w tym proteście nie chodzi o pieniądze, a o politykę.
– To, co się dzieje jest już moralnie nie do wytrzymania. On musi odejść!
60- letni ślusarz Witalij też podkreśla, że potrzebne są zmiany.
– Jakiekolwiek. Gorzej już nie będzie!
Jego zdaniem, robotnicy w jego fabryce są traktowani skandalicznie.
– Oni odnoszą się do nas, jak do bydła. Mówią to trzeba, to musisz, a tego nie wolno. Nie podoba się, to won!
Pracownicy nie mogą liczyć na żadną pomoc związków zawodowych, które są lojalne w stosunku do władz. Do nich są zapisywani teoretycznie dobrowolnie, a praktycznie na siłę. I co miesiąc przekazują im 1% swojej pensji.
50-letnia Swiatłana z zakładu traktorów także podkreśla, że dalej tak nie można żyć. Wielu Białorusinów, szczególnie młodych wyjeżdża z kraju do Rosji, czy do Polski. Nie widzą przyszłości na miejscu.
– Ja naprawdę nie wiem, czym to wszystko się skończy, ale trzeba coś zmieniać.
Kwestia niejasnej przyszłości przewija się w każdej rozmowie.
– Nie liczymy na to, że wszystko od razu się zmieni, że będziemy się kąpać w złocie, ale trzeba szanować naród i jego wybór – dodaje Swiatłana.
Robotnicy są zatem pewni, że najpierw trzeba rozwiązać kwestie polityczne, czyli przeprowadzić ponowne, tym razem uczciwe wybory, a jeszcze wcześniej wypuścić więźniów politycznych. Dopiero potem przyjdzie czas na sprawy ekonomiczne.
– Najpierw polityka, a potem gospodarka. Damy sobie radę, byle „bez wąsów” – mówi odnosząc się do wąsów Alaksandra Łukaszenki jeden z manifestujących.
Protestujący krzyczą „Nie zapomnimy, nie przebaczymy!”. Chodzi o brutalne traktowanie pokojowych demonstrantów i tortury w więźniarkach i w aresztach. Prawie każdy ma znajomego lub kogoś z rodziny, kogo one dotknęły.
– Ludzi zabijają i biją na ulicach. Ta władza jest skończona – mówi 25-letni robotnik zakładów energetycznych Minskenerha.
Oburza go to, jak prezydent traktuje Białorusinów, patrząc na nich z góry i pouczając, jak dzieci. Czasem nazywając owcami, a protestujących zgrają narkomanów i bezrobotnych.
Jego kolega dodaje, że Białoruś znacznie się zmieniła w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Nie jest to już kraj smutnych ludzi, z których każdy milcząco przemyka ulicami bojąc się coś powiedzieć. Białorusini zjednoczyli się we wspólnej walce z reżimem.
– Kiedyś każdy miał jakieś swoje problemy, które sobie po cichu rozwiązywał, a teraz mamy jeden wspólny. Łukaszenka zjednoczył nasz naród – konstatuje.
To zjednoczenie było widać także w czasie tej konkretnej demonstracji. Przed Mińską Fabryką Ciągników Kołowych pojawili się też mieszkańcy Mińska, którzy na co dzień nie zajmują się pracą fizyczną. 25-letni Maks sprzedaje wina, ale dziś akurat ma wolne. W pobliskim supermarkecie kupił butelki wody i przywiózł prosto na manifestację.
– Oni walczą też o mnie, a ja co? Mam siedzieć w domu?
Alaksandra i Anastasija prowadzą fundację, która pomaga dzieciom opóźnionym w rozwoju. One po prostu chciały wziąć udział w proteście ponieważ, jak podkreślają, same dobrze wiedzą, że nie mogą liczyć na żadną pomoc państwa.
– Ci ludzie pracujący w fabrykach mają niska samoocenę, nie wierzą w siebie, a my im chcemy pokazać, że mają wsparcie, że nie są sami. To taka nasza solidarność! – mówią razem.
Kolumna demonstrantów rusza sprzed zakładu ciągników kołowych w kierunku fabryki traktorów. Później robotnicy idą przed siedzibę telewizji państwowej. Tam chcą domagać się wolności słowa i wesprzeć tych pracowników i dziennikarzy, którzy nie chcą dalej zajmować się proprezydencką propagandą.
aa/belsat.eu z Mińska