Alaksandr Łukaszenka ostrzega przed Polakami rzekomo zjeżdżającymi się na Białoruś, przeciwko której “trwa agresja”. MSZ nie wydaje dziennikarzom akredytacji, a służby graniczne zaostrzyły kontrole i cofają wszystkich, którzy wydają się im podejrzani. Bo np. mają profesjonalne aparaty fotograficzne lub kontakty do obrońców praw człowieka.
Jako jedni z ostatnich doświadczyli tego dwaj obywatele polscy, którzy przedstawiali się jako alpiniści, ale w bagażu mieli drogi sprzęt fotograficzny oraz zrzuty ekranów z „destrukcyjnego profilu w Telegramie”. Tak przynajmniej opisał tę historię Państwowy Komitet Graniczny Białorusi (GPK).
– Młodzi ludzie oznajmili, że profesjonalnie uprawiają alpinistykę, przyjechali na Białoruś wyłącznie w celach turystycznych i nie obserwowali wydarzeń w naszym kraju – czytamy w komunikacie GPK.
Jego funkcjonariusze nie znaleźli jednak w bagażu mężczyzn żadnego poważnego sprzętu alpinistycznego, z wyjątkiem linek i karabinków. Znaleziono za to drogi sprzęt fotograficzny, kamery GoPro, dron do filmowania, mikrofony, a także karty pamięci, namioty i śpiwory. To, według komunikatu, sugerowało „zupełnie inny rodzaj działalności”.
Wersję o alpinizmie, zdaniem GPK, podważają zrzuty ekranu z „destrukcyjnego profilu w Telegramie, który słynie z wrzutek niewiarygodnych informacji ”. Do tego Polacy mieli też „zgromadzoną listę białoruskich miast, w których odnotowuje się nastroje protestacyjne i nielegalne wiece, kontakty do obrońców praw człowieka i komisariatów milicji”. Mężczyźni zostali odesłani do najbliższym rejsem do Warszawy.
– Na Białorusi nie ma wysokich gór. Najwyższy szczyt w tym kraju to góra Dzierżyńska, która ma 345 m n.p.m – przypomniała z tej okazji Polska Agencja Prasowa.
Już w dzień wyborów Alaksandr Łukaszenka stwierdził m.in., że tylko od rana 9 sierpnia na granicach państwa odmówiono wjazdu ponad 170 osobom, które „albo miały fałszywe wizy, albo nie potrafiły wskazać, po co jadą”. Jego zdaniem były to osoby podróżujące m.in. z terytorium Ukrainy i Polski.
Informacje na temat coraz większych kłopotów z wjazdem na Białoruś potwierdzali też w tych dniach internauci w grupach o tematyce turystycznej w serwisach społecznościowych.
– Dwa dni po moim powrocie z Białorusi, Polacy zaczęli mieć problemy na polsko-białoruskich przejściach. Wielu nie wpuszczano, zasłaniając się koronawirusem, ale znajomi zajmujący się wyrabianiem dla Polaków voucherów umożliwiających bezwizowy wjazd do Białorusi twierdzą, że władza nie chce, żeby w czasie wyborów po ulicach kręcili się mniej lub bardziej przypadkowi turyści – pisał nasz redakcyjny kolega Janusz Gawryluk.
Wiadomo też o licznych odmowach akredytacji polskim dziennikarzom, którzy chcieli pracować na białoruskich wyborach. Bez takiego dokumentu wystawionego przez MSZ dziennikarzom oficjalnie nie wolno pracować.
Oskarżenia dotyczące rzekomo podejrzanej działalności obywateli polskich przebywających na Białorusi Łukaszenka powtórzył też wczoraj, przemawiając na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa.
– Dziś już nazjeżdżali się tu z Polski, Holandii, Ukrainy. Z tej „Otwartej Rosji”, Nawalnego itd. Już agresja się zaczęła przeciw krajowi! – powiedział.
cez/belsat.eu wg PAP, inf. wł.