Putin nie chce na razie ruszać Łukaszenki, mając w perspektywie poważniejsze problemy. O walce frakcji na Kremlu i perspektywach wybudowania rosyjskiej bazy na Białorusi opowiada analityk wojskowy rosyjskiej Nowej Gazety Paweł Felgenhauer.
– Na razie nie ma tam szczególnej obecności rosyjskich wojsk i nie jest ona Rosji potrzebna. Jednak jeżeli w Polsce rzeczywiście pojawią się dodatkowe siły w stylu „Fortu Trump” i całej amerykańskiej dywizji, jeżeli Polacy zaczną koncentrować swoje siły zbrojne przy granicy, niedaleko Przesmyku Suwalskiego, wtedy może być na poważne rozważane umieszczenie rosyjskich wojsk na granicy Polski i Białorusi. Pytanie, czy będzie trzeba przekonać do tego Łukaszenkę, i czy on się na to zgodzi, i czy będzie się domagać zapłacenia jakiejś ogromnej ceny? I czy Rosja będzie gotowa ją zapłacić?
– Nie, decyzja jeszcze nie zapadła, bo potrzebna jest zgoda Kongresu USA na finansowanie budżetowe. Wszystko zależy od rezultatów wyborów w USA, ale w zasadzie wszystko, co dotyczy rosyjskiego zagrożenia spotyka się z dwupartyjną zgodą. Jednak są różne niuanse dotyczące stałej dyslokacji, które należy zrozumieć. Formalnie anuluje to tzw. Kartę Rosja-NATO (Akt Założycielski o Wzajemnych Stosunkach, Współpracy i Bezpieczeństwie pomiędzy NATO i Federacją Rosyjską z 1997 roku – Belsat.eu)
– Obecnie jest on formalnie obchodzony w taki sposób, że one (wojska amerykańskie – Belsat.eu) rotują. Ale jest to rotacja nieustanna, więc w rzeczywistości są to siły rozmieszczone na stałe. Duch aktu jest już naruszony, choć jego litera może jeszcze nie.
– W zasadzie tak, w wypadku dwustronnego porozumienia rozmieszczać można. Tak w ogóle to Akt Rosja-NATO nie został ratyfikowany i nie niesie ze sobą takiego ładunku prawnego. A jeżeli nawet byłby ratyfikowany, to każdy kraj może to odwołać. Na tym polega suwerenność. Jednak on (Fort – Belsat.eu) będzie naruszać normy. Akt podpisali Amerykanie, zobowiązując się do nieumieszczania wojsk w Europie Wschodniej na stałe.
W obecnych warunkach to nie musi być tak ważne, jednak z drugiej strony będzie to argument dla rosyjskiej propagandy, która i tak już wykorzystała rakiety małego i średniego zasięgu (amerykańskie zapowiedzi wycofania się z układu o likwidacji rakiet krótkiego średniego zasięgu – Belsat.eu). Można to wykorzystać w propagandowej presji na Europę w celu próby osłabienia relacji transatlantyckich. To, co jest celem naszej dyplomacji i polityki – to odsunięcie od siebie Europy i Ameryki.
– Nie moją rolą jest uczenie Łukaszenki jak balansować między Zachodem a Wschodem, bo on sam umie to doskonale i będzie tak robić, dopóki to będzie działać. On jawnie nie chce wpychać się do putinowskiego obozu, tak by mieć swobodę współdziałania z Zachodem. Z drugiej strony nie ma szans na uniknięcie współpracy z Rosją. I dlatego to balansowanie będzie trwać. Jeżeli Moskwa zadecyduje, to pojawi się tam nie tyle baza lotnicza, tylko zacznie ona budować siły na granicy z Białorusią. I wtedy Łukaszenkę ostatecznie przycisną.
– Na razie nie ma takiej potrzeby. Wszyscy też wiedzą, że Łukaszenka tanio skóry nie sprzeda i będzie w miarę możliwości się od tego wykręcał. Wiadomo, że nie obejdzie się bez tarć, i co najważniejsze, przyjdzie zapłacić wysoką cenę. Jednak jeżeli nasz sztab generalny powie, że bardzo trzeba – to będzie musiała powstać.
– Jeżeli na Białorusi zaczną się jakieś problemy wewnętrzne, zmiana władzy i pojawienie się reformatorów, którzy zechcą odwrócić Białoruś na Zachód – na podobieństwo tego, co stało się w Armenii, rosyjska ingerencja będzie nie do uniknięcia. Jeżeli będzie dalej tak jak jest, to takiej ingerencji nie będzie. Licho śpi – i dobrze. Rosja nie ma środków. Musimy najpierw rozwiązać problemy z Ukrainą, a i w Armenii nie wiadomo co się dzieje.
– W Moskwie odnoszą się do Paszyniana z dużą nieufnością. I dlatego skoro na Białorusi Łukaszenka jest jaki jest, to pozwalają mu na prowadzenie polityki balansowania.
– Jemu one nie są potrzebne. W Rosji ludzie o niczym nie decydują.
– Do kolejnych wyborów jeszcze daleko i myślę, że obecnie to nikogo nie niepokoi. Są jacyś ludzie, którzy za to odpowiadają. Przychodzą dane badań, Putin na nie patrzy i rozumie, że nie ma to dużego znaczenia, gdyż nie ma u nas demokracji i ludzie o niczym nie decydują. On ma inne problemy — jego najbliższe otoczenie podzieliło się na „partię wojny” i „partię pokoju”, czyli ugrupowania, które mają zupełnie odmienne wyobrażenia, dokąd zaprowadzić Rosję. Jest tutaj liberalno-rynkowa administracja, która uważa, że trzeba się układać z Zachodem, obcinać wydatki wojenne, gdyż w innym wypadku nie będzie gospodarczego rozwoju i będzie klapa. Chodzi o Aleksieja Kudrina, pierwszego wicepremiera i ministra finansów. On teraz przejawia dużą aktywność. Putin go słucha i szanuje jako specjalistę. Jest Elwira Nabullina (szefowa rosyjskiego banku narodowego), Jest Aleksiej Biełousow – pomocnik prezydenta ds. gospodarczych.
Jest też „partia wojny” – to MSZ i sztab generalny, ministerstwo obrony i kompleks wojskowo-przemysłowy, które mówią: dajcie nam więcej pieniędzy, bo atakuje nas Zachód. Trwa walka, a Putin działa jako rozjemca i nie daje wygrać ani jednej, ani drugiej stronie — w różnych wypadkach zgadzając się to z jednymi, to z drugimi. Na przykład rosyjski prezydent niedawno publicznie pochwalił Kudrina. A on tymczasem powiedział, że polityka zagraniczna powinna być oceniana na podstawie tego czy jest więcej, czy mniej sankcji, jawnie przyznając, że się z nią nie zgada. Dobra wiadomość, że „partia wojny” w ogóle jej nie chce. Jednak będzie utrzymywać naprężenie, balansować na granicy. Jeżeli dojdzie do jakiegoś odprężenia, to im od razu utną wydatki wojskowe. Nieustanne naprężenie w stosunkach z Zachodem, to więc rezultat wewnętrznej walki politycznej. I to jest rzeczywiście poważna sprawa w odróżnieniu od opinii społecznej, która o niczym nie decyduje. Tamci ludzie za to podejmują decyzje.
– Znoszą to cierpliwie i nie chcą zamieszania, bo są trudniejsze tematy z tą samą Ukrainą i Ameryką. Łukaszenka może więc się tak zachowywać, bo mu pozwolono.
Z Pawłem Felgenhauerem, analitykiem wojskowym rosyjskiej Nowej Gazety oraz Jamestown Fundation rozmawiał Siarhej Pieliasa w programie PraSviet
jb/belsat.eu