Zdaniem Alaksandra Łukaszenki na ulicach białoruskich miast demonstrowało kilka tysięcy ludzi, którzy wcześniej pracowali w Rosji, a we własnym kraju nie mieli na to ochoty.
Opowiedział o tym podczas obszernego wywiadu udzielonego rosyjskiej dziennikarce Naili Asker-zade z telewizji Rossija-1. Wypowiedź ta nie znalazła się w rozmowie wyemitowanej na antenie, ale jego rozmówczyni zamieściła dziś ten fragment w swoim kanale na Telegramie.
Jak przekonywał ją Łukaszenka, w porównaniu z poprzednimi wynikami wyborów na Białorusi i tym razem nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Tyle, że „rozciągnęło się w czasie”.
– Dlatego, że zamknęliście przed nami granicę. I te kilka tysięcy osób, które pracowały w Rosji, „wypchnęliście stamtąd”. One tu zostały, a pracować nie chcą – przekonywał Łukaszenka. – Nie robię wam wyrzutów, po prostu mówię: to obiektywna przyczyna, która wpłynęła na to, że protesty rozciągnęły się w czasie.
Zapewniał też rosyjską dziennikarkę, że na ulice białoruskich miast wychodziło po 10-12 tys. osób.
– A fotografowano tę sytuację i przekazywano w kanałach na Telegramie „200 tysięcy” – oburzał się Łukaszenka.
cez/belsat.eu