Mikałaj Autuchowicz: „Więźniowie głodują z rozpaczy, ale wielu potem rezygnuje”


O tym, co czuje aresztant, który decyduje się na długą głodówkę, opowiedział nam były białoruski więzień polityczny.

Weteran wojny w Afganistanie i przedsiębiorca z Wołkowyska dwukrotnie trafiał do więzienia. Jego protest głodowy, który prowadził w 2008 r. trwał 93 dni.

– Jak czuje się więzień, który głoduje tak długi czas?

– Kiedy człowiek głoduje i widzi, że na na niego nie reagują, myśli o tym, żeby zdarzyło się coś, aby skończyła się głodówka i nastąpiło jakieś rozwiązanie. Ja czekałem na taką chwilę, aby przerwać głodówkę. Aby wszystko było logiczne i nie było tak, że najpierw powiedziałem, a teraz się się wycofuję. Możliwe, że Sawczenko też o tym myślała. Po 30. czy 40. dniu suchej głodówki przywieźli mnie do Grodna, do szpitala w Pyszkach.

Doktor powiedział: „Jesteś w takim stanie, kiedy zaczynają się nieodwracalne procesy. Jeżeli nie zaczniesz pić, to może być bardzo źle”.

Podpisałem dokumenty. Odwieźli mnie do więzienia, gdzie straciłem przytomność. Kiedy długo się nie je, to już nie czuje co tam się dzieje w organizmie. Nic nie boli, tylko odczuwa się słabość. Kiedy piłem wodę, to codziennie traciłem na wadze 500 gramów. Podczas suchej głodówki – 700 i więcej.

– Jak traktuje administracja więzienia głodujących osadzonych?

Przez drzwi celi nie widać, jak oni reagują. Oczywiście zaglądają przez wizjer co pięć minut: jeśli nagle straci się przytomność, to od razu ogłaszają alarm. W więzieniu głoduje wielu ludzi, o czym prasa nie informuje. [Administracja] bardziej boi się nie tyle głodówki, co jej ujawnienia. Jeżeli stan człowieka jest taki, że trzeba go wywieźć za mury – do szpitala miejskiego, to administracja boi się tego, bo tam lekarze będą robić sprawozdania – dlaczego głoduje, przeciwko czemu, jak długo.

Zwyczajnym kryminalistom mówią: „Łatwiej nam cię spisać, niż się z tobą wozić.”

– Adwokat Nadii Sawczenko mówił, że miała kroplówki. Można robić to wbrew woli więźnia?

W areszcie na Wołodarce miałem złe wyniki analiz. Nie odmawiałem kroplówki, ponieważ wiedziałem, że w mojej sprawie decyzje szybko nie zapadną – nikt mnie wypuści i sądu nie będzie. Rozumiałem, że kroplówki są mi potrzebne. W moim stawie łokciowym nie było już widać żył, dlatego robili wszędzie – na nadgarstku, na nodze… Żyły się chowają, kiedy długo się głoduje.

Kiedy człowiek traci przytomność, mogą zrobić to bez jego wiedzy. Po odzyskaniu przytomności, zrobiłem się „większy” niż byłem. Nogi nie mieściły się w kapciach. To dlatego, że lekarze włączyli kroplówkę zbyt intensywnie. Potem w celi pozwolono nawet zawiesić kawałek tkaniny, żebym trzymał wysoko nogi i płyny schodziły z kończyn.

– Czy udało się panu powrócić do zdrowia po głodówkach?

Nie miałem nawet możliwości dobrze się przebadać po wyjściu na wolność. Nie wiem, czy to w ogóle jest możliwe na Białorusi. Jakieś bolączki są…

– Głodówka w więzieniu to ostateczny akt rozpaczy, czy akcja mogąca naprawdę przynieść skutek?

Ludzie decydują się na to z rozpaczy. Znam wiele przykładów, gdy wycofują się z tego, bo są zastraszani. W koloniach karnych zaczynają wtedy grozić im „błatni”. Ja podnosiłem zgiełk w prasie, do kolonii w Iwacewiczach przyjeżdżali obrońcy praw człowieka. A wtedy administracja zaczynała naciskać na człowieka i on rezygnował.

Przychodził do mnie taki jeden: „Przepraszam, ale się wycofuję”.

CM, belsat.eu 

Aktualności