Krym na progu katastrofy humanitarnej. Według eksperta to „syndrom NRD”


Na Krymie znacznie pogorszyła się sytuacja demograficzna: w ciągu ostatnich czterech lat liczba zgonów o 9.4 tysiąca przekroczyła poziom z 2013 roku.

– Mowa o tych, którzy powinni dalej żyć – pisze profesor medycyny Igor Gunbarow w swoim artykule dla rosyjskiej Niezawisimoj Gaziety.

Dla porównania: straty w wyniku działań zbrojnych w Donbasie wyniosły w tym czasie 10 tysięcy osób.

Wzrost śmiertelności ma charakter epidemiologiczny na całym terytorium Krymu: w Teodozji śmiertelność wzrosła o 13%, w Symferopolu o 12%, w Eupatorii o 6%, a w Jałcie o 5%. Autor artykułu podkreśla przy tym, że od 2005 do 2013 roku śmiertelność na ukraińskim Krymie bezustannie się zmniejszała.

Czynniki medyczne nie mają wpływu na to, co dzieje się na półwyspie. Profesor Gundarow, będący członkiem Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych, proponuje szukać  wyjaśnienia tej katastrofalnej statystyki w sferze psychiki.

– Pomiędzy świadomością i nieświadomością występują zgoda (konsonans) i niezgoda (dysonans). Przykładem dysonansu może służyć sytuacja w NRD po połączeniu z RFN. Świadomość wschodnich Niemców cieszyła się z obalenia Muru Berlińskiego, podczas gdy nieświadomość napełniała się rozczarowaniem i żalem. W skutek czego rozwinęła się u nich frustracja, połączona ze wzrostem przestępczości, śmiertelności, spadkiem liczby narodzeń. A co, jeżeli w Republice Krymskiej panuje syndrom Niemiec Wschodnich? – pyta naukowiec.

Statystyka potwierdza taką wersję: w 2015 roku przestępczość wzrosła na Krymie o 53%, w Sewastopolu o 45% (wcześniej jej poziom spadał). Liczba zabójstw wzrosła o 53%, rozbojów o 48%, ciężkich obrażeń ciała o 25%.

Spadły też potrzeby kulturalne ludności: liczba odwiedzeń muzeów spadła o 25%, teatrów o 33%. Liczba rozwodów wzrosła o 200%.

– Zatajanie faktu grozi katastrofą humanitarną, która zaszkodzi wizerunkowi przyłączenia Krymu do Rosji – zaznacza profesor Gundarow.

Zobacz:

II, PJr, belsat.eu

Aktualności