Koronawirus i plebiscyt Putina

Już za dwa tygodnie Rosjanie określą w głosowaniu swoją przyszłość przez najbliższe dekady. Będzie to przyszłość z Putinem, ale i pogłębiającym się kryzysem.

Główne serwisy informacyjne rosyjskich telewizji nie zaczynają się już od koronawirusowej statystyki. Na pierwszych stronach gazet i serwisów internetowych cyfry: 493 tys. zakażeń w Rosji i 6338 zgonów z powodu Covid-19 poznikały, są pisane małą czcionką, albo ukryto je pod zakładkami. Pandemia wypadła z głównego obiegu i zamieniła się w festiwal zapewnień, że jest dobrze i będzie coraz lepiej.

Ustąpiła miejsca innej, ważniejszej dziś dla Kremla narracji: przygotowaniom do operacji pt. „sukcesja władzy”. W ogólnokrajowym głosowaniu, czyli tak naprawdę plebiscycie, Rosjanie mają przegłosować poprawki do konstytycji znoszące ograniczenia prezydenckich kadencji i umożliwić Władimirowi Putinowi władzę potencjalnie nawet do 2036 r.

Pandemia na pewien czas zahamowała operację i zepsuła plany Putina. Musiał odwołać głosowanie, które pierwotnie miało się odbyć 22 kwietnia. Odwołał też wielką defiladę w Dniu Zwycięstwa 9 maja. Oba wydarzenia miały być ukoronowaniem ogłoszonego w styczniu planu przeprowadzenia operacji sukcesji władzy.

Koronawirus na pewien czas wygnał Putina z życia publicznego, wprowadził w szeregach kremlowskiej administracji panikę, a nawet histerię. Według najnowszego sondażu niezależnego Centrum Lewady zarówno poziom zaufania społecznego do Putina, jak i poparcie dla jego polityki jako prezydenta są najniższe od dwudziestu lat i wynoszą odpowiednio 25% i 59%. Rosną nastroje protestu. Kreml pozbierał się jednak, zwarł szeregi, odświeżył scenariusz, a właściwie napisał nową wersję „operacji sukcesja”. I zaczął działać.

Opinie
Zabawa sondażami, czyli jak napompować zaufanie do Putina
2020.05.27 15:09

Nowy scenariusz

Putin wrócił do życia politycznego w drugiej połowie maja. Zaczął częściej pokazywać się w mediach, a te nadrabiały zaległości, by pokazać, że to prezydent trzyma ster państwowej machiny w walce z pandemią. W tym czasie w kremlowskiej administracji dojrzał już opracowywany na szybko nowy scenariusz operacji sukcesja. Pierwszego dnia czerwca Putin ogłosił, że referendum konstytucyjne odbędzie się 1 lipca. To będzie właściwie jego kulminacja i główny dzień głosowania, gdyż faktycznie zacznie się ono już nazajutrz po wielkiej defiladzie na Placu Czerwonym, czyli 25 czerwca. Uroczysty „salut”, czyli salwa armatnia w czasie defilady będzie jednocześnie strzałem startowym dla referendum.

Z punktu widzenia sztuczek politycznego PR-u wyszło nawet lepiej. Można połączyć wojenno-ojczyźnianą i patriotyczną narrację z sukcesją władzy. Oczywiście nie wprost. Na kartach do głosowania kwestia kadencji prezydenta będzie sprytnie ukryta wśród proponowanych do zatwierdzenia przez naród zmian w konstytucji. Media będą podkreślać, że chodzi o demokrację i wzmocnienie państwa, oraz że zmiany w ustawie zasadniczej co pewien czas są konieczne. Taka aktualizacja.

Aktualizacja nie obejmie jednak prezydenta, bo ten ma przez długie lata pozostać ten sam. Ani jego polityki. Już teraz widać, że Putin nie jest skłonny do znaczącej jej korekty. Nawet pod wpływem takich przełomowych wydarzeń w skali globalnej, jak pandemia i kryzys. Władze do pandemii podeszły, jak do irytującej choroby przed planowanym weselem.

Nałykać się tabletek, wypić serię syropów, zjeść coś z medycyny ludowej, wyspać się, a zaczerwieniony od kataru nos przypudrować. A kiedy ktoś jednak niedyspozycję zauważa – musi zamilknąć, albo będzie dla gości imprezy wrogiem numer jeden. W ten sposób rosyjskie władze znoszą ograniczenia związane z pandemią, ale na liście czynności do odmrażania nie ma swobody zgromadzeń. I pewnie długo nie będzie, żeby nie psuć atmosfery przed plebiscytem i dać policji wygodne narzędzie do walki z potencjalnymi demonstracjami opozycji.

Nikołaj Patruszew, szef Rady Bezpieczeństwa i były długoletni szef FSB stwierdził zaś we wczorajszym wywiadzie dla Argumentów i Faktów, że Zachód podejmie próby destabilizacji sytuacji w Rosji przed referendum.

Wiadomości
Kreml straszy „próbami destabilizacji” przez Zachód rosyjskiego głosowania konstytucyjnego
2020.06.10 10:20

Opozycyjne organizacje i związki zawodowe miały rzekomo, zdaniem Patruszewa, dostać na organizację działań przeciw władzy ponad 50 mln. USD. Ta narracja ma się wpisywać w opowieść o referendum jako czynie patriotycznym. To dlatego z rozwieszanych wszędzie plakatów z wezwaniami do głosowania, wydziera się hasło przewodnie: to nasza sprawa, my decydujemy. “My”, w kontrze do “ich”, czyli Zachodu. Kreml ma jednak problem. O ile straszenie agentami Zachodu to pewien rytuał, to z agentem “Koronawirus” jest już trudniej. A to on może najbardziej zaszkodzić planom Putina.

Agent Koronawirus

W maju władze zaczęły odmrażać gospodarkę, wyprowadzać ludzi z izolacji. Podobnie, jak z wprowadzaną kwarantanną, podcza rozmrażania regiony działają na własną rękę. Dziś RosPotrebNadzor (czyli odpowiednik polskiego Sanepidu) wydał zalecenie, by regiony odchodziły od ograniczeń i izolacji społecznej. Władzom spieszy się, żeby do referendum i defilady w Moskwie koronawirus był przeszłością.

Na to się jednak nie zanosi. Ponad osiem tysięcy nowych przypadków zachorowań w ciągu ostatniej doby i ponad dwieście ofiar (drugi raz od początku pandemii w Rosji dobowy bilans zgonów przekroczył dwie setki) nie daje powodów do optymizmu. Dla władz ważniejsza jest jednak mobilizacja przed referendum. Putin może być spokojny o wynik. Rosjanie poprą zmiany w konstytucji. Dla stabilizacji rozchwianej pandemią i kryzysem hierarchii władzy ważna będzie przede wszystkim frekwencja. To ona będzie zapamiętaną na długo „oprawą” tego święta demokracji. Wzmocni, albo osłabi mandat Putina utrzymania władzy po 2024 r.

Wiadomości
Kreml: awaria w Norylsku korzystna dla krytyków Rosji
2020.06.09 18:07

W związku z tym w mediach kampania przekonywania Rosjan, że referendum będzie bezpieczne. Lokale mają być dezynfekowane, a w niektórych regionach (w tym prawdopodobnie w Moskwie) ma być wprowadzona możliwość głosowania przez internet. Wszystko po to, żeby frekwencja była jak najwyższa. Według badań Centrum Lewady chęć Rosjan do uczestniczenia w referendum rośnie. O ile w marcu głosować chciało 54 proc., to w kwietniu już 65 proc., a w maju 66 proc. Za poprawkami dającymi Putinowi kolejne kadencje chce głosować 44 proc. Rosjan.

To jest na razie pewien problem, ale władze mają jeszcze dwa tygodnie nasilającej się kampanii promocyjnej. Z gwoździem programu: defiladą zwycięstwa 24 czerwca. Kreml zakłada, że do tego czasu uda się zbudować patriotyczne wzmożenie i zapomnieć o wciąż groźnej pandemii.

Jednak koronawirus i statystyki zachorowań nie będą chciały słuchać Kremla i z całą pewnością na swój sposób wezmą udział w plebiscycie Putina. Na razie nie wiadomo, czy mu pomogą, czy wręcz przeciwnie.

Michał Kacewicz/belsat.eu

Inne teksty autora w dziale “Opinie”

Redakcja może nie podzielać opinii autora.

Aktualności