Jak wygląda białoruskie „atomowe miasto”? Ostrowiec 32 lata po Czarnobylu


150 km od Mińska, 240 od Grodna i 50 od Wilna trwa „wielka republikańska budowa”, która wkrótce ma zostać ukończona. W 2019 roku ma ruszyć pierwszy blok białoruskiej elektrowni atomowej. Biełsat pojechał zobaczyć, jak żyją i co o tym myślą sami mieszkańcy Ostrowca.

„Malutka wyspa mojej ziemi – zielony Ostrowiec nad srebrną Łoszą, taki przytulny i taki dobry, jak słońce, bór i rodzinne pole” – pisał poeta Uładzimir Karatkiewicz. Jeszcze jakieś 10 lat temu Ostrowiec był cichą, niepozorną wioską. Jedni pracowali w kołchozie, inni powoli przepijali swoje życie, a ci sprytniejsi szmuglowali papierosy do sąsiedniej Litwy. Młodzież solidarnie emigrowała do Mińska, a starsi żyli jakoś od emerytury do emerytury. A tu nagle sygnał ze stolicy: „pojechali”!

„Superprojekt” wymyślił sam szef wszystkich szefów, a posłuszni urzędnicy podrapali się w czoło, zakasali rękawy i ruszyli do pracy. Wkrótce zaczęła się największa budowa w historii kraju – Ostrowiecka Elektrownia Atomowa.

Mieszkańców ziemi ostrowieckiej nikt o zgodę nie pytał. Z dnia na dzień ich spokojna wieś, w której każdy każdego znał, stała się nagle obiektem wagi międzynarodowej.

Nowe osiedla Ostrowca

Pierwsza sygnalizacja świetlna, nowe drogi, nowe osiedla dla budowniczych elektrowni, przedszkola, szkoły, kawiarnie, przychodnie, hotele i, oczywiście, nowy budynek prokuratury. 27 marca 2012 roku wieś oficjalnie stała się miastem.

W ciągu kilku lat powstały dwie wieże chłodnicze, które można oglądać z daleka. To największe budowle techniczne na Białorusi, które przekonują, że drogi odwrotu nie ma. Zmienił się też stosunek do dziennikarzy. O ile przez pierwsze lata mieszkańcy ziemi ostrowieckiej spokojnie wyrażali swoje zdanie, to dziś bardzo trudno znaleźć chętnych do rozmowy.

Każdy mówi o tym, co go boli

Nowe linie energetyczne

– Co się zmieniło przez 10 lat? Nic dobrego! – mówi zdenerwowana dozorczyni. – Zapłata 300 rubli [600 złotych], jak za to żyć? My walczymy o przetrwanie! Na odwrót, jest jeszcze gorzej. Ludzi duszą kontraktami. Ludzie stają się żebrakami. Pracy nie można nigdzie znaleźć, wszędzie pracują emeryci. A do elektrowni atomowej nikogo nie wezmą, wymagają wykształcenia. Mam już 51 lat, komu jestem potrzebna?

– Nie boicie się mieszkać pod elektrownią?

– Boję się i martwię o swoje dzieci. Przecież Czarnobyl wybuchł. Budowali go Rosjanie i teraz też budują Rosjanie. Jaką mamy gwarancję?

Można zauważyć, że ludzi bardziej zajmują codzienne problemy, niż budowana za oknem elektrownia atomowa.

– O elektrowni nic nie wiem. Ja się tym nie martwię. A Czarnobyl? Przecież to jedyna elektrownia atomowa w naszym regionie, która wybuchła. Wszystkie inne pracują normalnie. Ja i mój dziadziuś nie martwimy się tym. Od kiedy poszłam na emeryturę to się już o to nie martwię. Drepczemy z dziadkiem po mieście i tyle. Czy żyje się lepiej, czy gorzej? Może trochę gorzej, bo jak dorabiałam do emerytury, to miałam większe dochody. I pensję i emeryturę. A teraz jest już ciężej, emerytury są całkiem malutkie. Jako była specjalistka jeszcze daję radę. Ale takie sprzątaczki, w ogóle nie wiem, jak mogą wyżyć ze swoich emerytur. I tego… Wypiękniało miasto. Co jeszcze można powiedzieć? – mówi starsza pani spotkana na ulicy.

Elektrownia w Ostrowcu

– Dobrze, że się buduje. I jeszcze lepiej by było, gdybyśmy my, miasto, dostali zniżki na prąd. Niby stało się lepiej, ale dalej są problemy z pracą i zarobkami. Łukaszenka tłumaczy, że powinniśmy otrzymywać po jakieś 500 dolarów, a czegoś takiego nie ma. Bo trzeba tu nie tylko elektrownię budować, ale jeszcze jakieś fabryki, choćby warsztaty samochodowe. Bo elektrownia to perspektywa dla młodzieży, a dla starszych już nie. Kilka razy próbowałem zatrudnić się tam jako kierowca, obiecali, że zadzwonią, ale milczą. Ja się osobiście nie boję, bo tą siłownię budują według udoskonalonych technologii. I mam nadzieję, że są tam wszelakie osłony przed promieniowaniem – po tych słowach wyłączyliśmy kamerę, a nasz rozmówca dodał. – Ale wiecie, że to było powiedziane dla… tępych, którzy nie wiedzą, co to atomówka.

Inna rzeczywistość Ostrowieckiej Elektrowni Atomowej

 

– Nie można wierzyć w niemożliwe! – powiedziała Alisa.

– Masz po prostu za mało doświadczenia, – zauważa Królowa. – W twoim wieku poświęcałam na to pół godziny każdego dnia! Czasami udawało mi się uwierzyć w dziesiątki nieprawdopodobnych rzeczy jeszcze przed śniadaniem! – dyskutują bohaterki książki Lewisa Carrolla „Alicja w Krainie Czarów”.

Czytając publikacje białoruskich wydawnictw rządowych, czasami wydaje się, że trafiasz do Krainy Czarów. Do innej rzeczywistości, która zwiastuje jasną przyszłość dzięki wykorzystaniu „pokojowego atomu”. Miasto pięknieje, powstają nowe barwne osiedla, rano kolumny samochodów i autobusów udają się do elektrowni, młodzieżowe brygady BRSM przyjeżdżają tu do dobrze płatnej pracy, pierwszy etap elektrowni jest już prawie zakończony. W mieście trwa epoka atomowa…

Wielki plac budowy w Ostrowcu

– Białoruska Elektrownia Atomowa będzie przykładem obiektu bezpiecznego ekologicznie, zbudowanego na podstawie najnowocześniejszych rozwiązań technologicznych.

Oświadczenie prezesa Rady Białoruskiego Zjednoczenia Społecznego „Inicjatywa Ekologiczna” Juryja Saławiowa pokazywały chyba wszystkie białoruskie media. Bezpieczna dla środowiska elektrownia jądrowa? Serio? Albo jeszcze lepiej – „pokojowy atom”… Informowanie o nowoczesności i bezpieczeństwie siłowni dają rezultaty.

– Pracować i żyć tu się nie boję. To elektrownia atomowa. Już ich tyle na świecie zbudowano, że można zgłupieć. Ciągle budują i budują. W samej Francji jest ich z dziesięć. Mamy dobrą tektonikę. Nie ma u nas strasznych kataklizmów naturalnych. Tym bardziej, że elektrownię budują specjaliści, a nie durnie. Ludzie, którzy rozumieją, co mają robić – mówi nam prywatnie jeden z budowlańców.

Stłumione głosy pracowników elektrowni

Mikałaj Ułasiewicz, inicjator kampanii „Ostrowiecka Elektrownia Atomowa to przestępstwo”

Już prawie od dziesięciu lat z elektrownią walczą miejscowi aktywiści i eksperci, których głosy z czasem przestają być słyszalne. Jak przyznaje inicjator kampanii „Ostrowiecka Elektrownia Atomowa to przestępstwo”, specjalista w sferze geografii gospodarczej Mikałaj Ułasiewicz, pierwszeństwo w walce z elektrownią przejęła Litwa, a aktywistów słychać teraz mniej.

– Ludzie jak żyli, tak i żyją. Obserwujemy, jak postępują prace i wątpliwe, by udało się nam ją powstrzymać. Propaganda zrobiła swoje. Gdy ludziom mówią, że jest to jakaś superwspółczesna i superbezpieczna elektrownia atomowa, to większość z nich w to wierzy. A ci, którzy zastanawiają się i analizują to, co z elektrowniami jądrowymi dzieje się w innych państwach, jak ostatnia katastrofa w Fukuszimie, rozumieją, że nie można jednoznacznie gwarantować, że wszystko będzie bezpieczne i skończy się dobrze, – mówi Mikałaj Ułasiewicz.

Aktywista Iwan Kruk

Ostrowiecki aktywista społeczny i obrońca praw człowieka Iwan Kruk ze swojej strony podkreśla, że budowa jest sprzeczna z Konstytucją Republiki Białoruś.

– Proszę, czytajcie! – mówi, pokazując na artykuł 18. – Republika Białoruś ma na celu uczynienie swojego terytorium strefą bezatomową, a państwo neutralnym.

Pierwszy blok siłowni w Ostrowcu ma zostać oddany do eksploatacji do końca 2019 roku, drugi w lipcu 2020 roku. Jeszcze w latach 90-ch i na początku XXI wieku na Białorusi krążył taki żart: „Jesteśmy silną nacją, przeżyjemy i z radiacją”. Tylko, czy to prawda?

Zobacz także:

Paulina Walisz, PJ, belsat.eu

Zdjęcia – Wasil Małczanau

Aktualności