Mieszkańcy Brześcia nad Bugiem od roku protestują przeciwko fabryce chińskiej firmy iPower. Obawiają się, że zakład skazi środowisko. Milicja nie pozwoliła dziennikarzom Białsatu relacjonować rocznicowej demonstracji.
Dziennikarski duet z Brześcia, małżonkowie Miłana Charytonawa i Aleś Lauczuk zostali zatrzymani prewencyjnie przed kolejną akcją protestu, która odbyła się dziś w ich mieście. Na posterunku spędzili oni dwie godziny, po czym spisano protokoły naruszenia przez nich artykułu 22.0 Kodeksu Wykroczeń – czyli produkcję materiałów medialnych bez akredytacji MSZ. Chodzi o transmitowanie protestu przeciwko chińskiej fabryce 17 lutego.
W zatrzymaniu uczestniczyli milicjanci Dzmitryj Babrukiewicz, Rusłan Chaćko i Andrej Szmialou. Dwaj ostatni wykręcili ręce Alesiowi Lauczkowi, przy czym Szmialou obrażał dziennikarza i groził mu aresztem. Operatorka Miłana Charytonawa transmitowała zatrzymanie na Facebooku.
Opublikowany przez Milanę Kharytonavą Niedziela, 3 marca 2019
Dziennikarze mają się jutro stawić przed sądem. Aleś i Miłana w ciągu ostatnich kilku dni otrzymali protokoły o popełnieniu wykroczenia aż pięć razy. Za każdym razem świadkiem był dzielnicowy Paweł Martynau.
W takich przypadkach białoruskie sądy standardowo skazują dziennikarzy Biełsatu na wysokie grzywny. Wyroki te są jednak niezgodne z białoruskim prawem i rzeczywistością – nagranie wideo podczas akcji ulicznej nie jest produkcją medialną, a dziennikarze-freelancerzy nie muszą mieć akredytacji MSZ.
Protesty przeciwko chińskiej fabryce akumulatorów w Brześciu trwają już od roku. Demonstranci nie otrzymali prawa na organizację legalnego zgromadzenia. W każdą niedzielę spotykają się więc na głównym placu miasta – Placu Lenina – by karmić gołębie: bez haseł, transparentów i okrzyków. Zbierali także podpisy pod petycją do władz – bezskutecznie. Wszelkie odważniejsze próby oporu kończą się w sądzie i areszcie.
ii, pj/belsat.eu