Od ponad tygodnia na Białorusi trwa strajk generalny, protesty odbywają się w 150 zakładach. Zamiast rozmawiać z robotnikami, władze odpowiedziały aresztami działaczy i naciskami administracyjnymi. O tym, jak strajk wygląda od środka, Biełsat rozmawiał z inżynierem Mińskiej Fabryki Traktorów.
Alaksandr jest technologiem produkcji w MTZ. Nie bierze udziału w strajku i tłumaczy nam, dlaczego.
– Do naszego zakładu lista, na którą wpisywali się uczestnicy strajku, jakby nie doszła. Nie doszło też pismo od kierownictwa, w którym podkreślono, że robotnicy MTZ powinni być apolityczni i opowiadać się za stabilnością ich miejsca zatrudnienia.
Według Alaksandra na samym początku w strajku uczestniczyly 2 tysiące osób. Mówi, że to niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że w MTZ pracuje 16 tysięcy osób. Ale teraz strajk ma wygasać pod presją kierownictwa.
– Dyrektor naczelny powiedział, że ludzi nie będą zwalniać. Mówił, proszę bardzo, to wasze prawa, organizujcie komitety strajkowe. Nawet zacząłem liczyć na lepsze. Ale wkrótce ludzi zaczęli zastraszać zwolnieniami – opowiada Alaksandr.
Robotnicy przychodzili do pracy, ale nie włączali produkcji. W strajku uczestniczyły tylko dwa zakłady: kowalski i mechaniczny. Reszta zakładów pracowała.
Alaksandr nie uważa wszystkich gróźb kierownictwa za możliwe do zrealizowania.
– Mogą trochę postraszyć, ale nikogo zwalniać nie będą. To przecież ludzie dobrze znający swoją robotę i znalezienie kogoś na ich miejsce nie będzie proste.
Jeśli chodzi o przekonania polityczne robotników MTZ, to Alaksandr uważa, że większość z nich głosowała na Łukaszenkę.
– Wiele osób jest za stabilnością, którą obiecywał prezydent. Tu mają normalne zarobki, po 1000 rubli (1400 złotych). Pracę mają zapewnioną, po co mieliby coś zmieniać?
Pracownicy MTZ są z reguły apolityczni i nie interesują się wydarzeniami w kraju – uważa Alaksandr. Ale jest też wielu ludzi aktywnych, głównie wśród młodzieży.
– Robotników oburzyło kłamstwo. No i znudzili się nim przez 26 lat! Chcą zobaczyć coś nowego. Niech nawet będzie gorzej. A tych, którzy strajkują, przede wszystkim oburzyła przemoc milicji w pierwszych dniach po wyborach.
Alaksandr nie wie, jaki będzie finał strajku dla fabryki i państwa. Podkreśla, że robotnikom zależy na rozmowie z władzami.
– Chcemy dialogu, jak w Polsce w latach 80-tych.
Jednak na razie wygląda na to, że rozmowy z władzą są niemożliwe. Na przykład już dzień po założeniu Rady Koordynacyjnej, przeciwko jej członkom wszczęto sprawę karną o przygotowywanie zamachu stanu. Wielu działaczy robotniczych i członków komitetów strajkowych zostało zatrzymanych i skazanych na areszt, niektórzy ratowali się ucieczką z kraju.
Ksienija Tarasiewicz, pj/belsat.eu