Jedną z ofiar wczorajszej interwencji milicji przeciwko uczestnikom akcji „Rewolucja przez sieci społecznościowe” w Lidzie, był współpracujący z Biełsatem dziennikarz Siarhej Karpienka, który wrócił do domu z rozciętą głową.
Na centralnym placu Lidy trwały wówczas oficjalne obchody poświęcone Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Tuż obok, mimo sprzeciwu milicji, zbierali się uczestnicy akcji „Rewolucja przez sieci społecznościowe”. Zdaniem Siarhieja Karpienki w proteście uczestniczyło około 100 – 150 osób.
„Siedzieliśmy (na ławce-red.) z żoną i tylko patrzyliśmy co się dzieje. W końcu postanowiliśmy iść na spacer, podczas którego spotkałem przyjaciela. Zaczęliśmy rozmawiać po białorusku. I wtedy właśnie podszedł do nas milicjant. Chciałem oddać żonie saszetkę, w której były klucze do mieszkania i samochodu, jednak milicjant zażądał żebym pokazał co jest w środku. Szukali widać ukrytych urządzeń do filmowania. Gdy nie zgodziłem się założyli mi kajdanki i zaprowadzili do radiowozu. Pozostałych zatrzymanych zaprowadzono do autobusu.” – powiedział Karpienka.
Przy radiowozie Karpienkę zaczęło bić dwóch milicjantów. „Uderzyli mnie w nerki, rozbili głowę, leciała mi krew” – wspomina pobity – “Zawieźli mnie na posterunek i dopiero tam wezwano karetkę.”
Niczego podejrzanego w saszetce Siarhieja nie znaleziono, nie musiał też podpisywać żadnych dokumentów. Lekarze z karetki pogotowia zadecydowali o założeniu szwów i wysłali go do najbliższej przychodni.
Wczoraj na Białorusi odbyła się kolejna akcja protestu „Rewolucja przez sieci społecznościowe”. Mieszkańcy ponad 50 białoruskich miast wyszli na ulice, aby w pokojowy sposób zademonstrować swoje niezadowolenie z władz. Nie obyło się jednak bez brutalnego rozpędzenia i masowych zatrzymań protestujących. Na terenie całej Białorusi milicja aresztowała około 450 osób, z czego 15 osób stanie dziś przed sądem. Są oni oskarżeni na podstawie paragrafu KK – „drobne chuligaństwo”.
Biełsat