Powiedziałem prezydentowi, że najpierw musimy zająć się otwartą granicą USA; środkami dla Ukrainy zajmiemy się w odpowiednim czasie – oświadczył spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson po spotkaniu z prezydentem USA Joe Bidenem i przywódcami obydwu partii w Kongresie. Demokraci ostrzegali tymczasem, że bez funduszy dla Ukrainy Kijów przegra wojnę.
Joe Biden zwołał wczoraj do Białego Domu liderów obydwu partii w Kongresie na rozmowy w celu uchwalenia kolejnego prowizorium budżetowego dla uniknięcia częściowego zamknięcia agencji rządowych (tzw. shutdownu) oraz przełamania impasu w sprawie środków dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu, którego Johnson dotąd nie poddał pod głosowanie.
Przywódcy Demokratów powiedzieli po spotkaniu – w którym uczestniczył też dyrektor CIA Bill Burns – że wszyscy w pokoju zgodzili się, że bez amerykańskiej pomocy Ukraina przegra wojnę, a spotkanie było z tego powodu „niewiarygodnie napięte”. Lider demokratycznej większości w Senacie Chuck Schumer stwierdził, że Demokraci są gotowi do rozwiązania kryzysu na południowej granicy, ale najpierw konieczne jest uchwalenie środków dla Ukrainy, bo jest to sprawa niecierpiąca zwłoki.
– To jest bardzo, bardzo ważne. Nie stać nas na czekanie kolejnego miesiąca lub dwóch lub trzech (…) Ukraina prawdopodobnie przegra wojnę, NATO – w najlepszym przypadku – się podzieli, sojusznicy odwrócą się od Stanów Zjednoczonych i ośmieli to autokratów tego świata – powiedział Schumer.
Mike Johnson przyznał, że sprawą pomocy zagranicznej należy się zająć, ale nie przejawiał jednak tego samego poczucia pilności.
– Moim celem było wyrażenie tego, co uważam za oczywiste, że najpierw musimy zadbać o Amerykanów. Kiedy mówimy o potrzebach Ameryki, trzeba powiedzieć w pierwszej kolejności o otwartej granicy Ameryki – powiedział. -Bardzo jasno powiedziałem prezydentowi i pozostałym uczestnikom spotkania, że Izba aktywnie pracuje i rozważa wszystkie opcje w tej sprawie, i zajmiemy się tym w odpowiednim czasie – dodał.
Coraz więcej Amerykanów uważa imigrację za najważniejszy problem, w obliczu którego stanął ich kraj. Imigracja po raz pierwszy od 2019 roku stała się ważniejsza od gospodarki i inflacji.
Z przeprowadzonego przez Instytut Gallupa w lutym sondażu wynika, że w ślad za imigracją, na którą wskazało 28 proc. ankietowanych, na liście najważniejszych problemów kraju są: rząd (20 proc.), gospodarka (12 proc.) i inflacja (11 proc.), a także ubóstwo, głód, bezdomność (8 proc).
Polityka zagraniczna, pomoc dla zagranicy i koncentracja uwagi na zagranicy plasują się na 14 miejscu (3 proc.) a opieka medyczna na 15 (także 3 proc.)
Według autorów opracowania to Republikanie stanowią podgrupę, która najczęściej traktuje imigrację jako najważniejszy problem. Taką opinię wyraziło 57 proc. sympatyków Partii Republikańskiej, 22 proc. niezależnych a tylko 10 proc. Demokratów. Jednocześnie 14 proc. Demokratów, 12 proc. niezależnych i 9 proc. Republikanów aprobuje działalność Kongresu USA.
Badanie wykazuje, że dla mieszkańców Wschodu (36 proc.) i Południa (31 proc.) imigracja częściej jest największym problemem USA niż dla ludności Środkowego Zachodu (25 proc.) i Zachodu (22 proc). Zazwyczaj to populacja Południa wskazywała na imigrację jako najważniejszy problem.
Jak wynika z sondażu, rekordowo wysoka liczba (55 proc.) dorosłych Amerykanów, czyli o osiem punktów więcej niż w zeszłym roku, uznaje „dużą liczbę imigrantów przybywających nielegalnie do Stanów Zjednoczonych” za krytyczne zagrożenie dla żywotnych interesów kraju.
lp/ belsat.eu wg PAP