Jaki cel przyświecał buntowi wagnerowców?


Bunt wojskowy w Rosji nieoczekiwanie zakończył się kompromisem: Jewgienij Prigożyn zabrał swoich najemników do obozów polowych, a Władimir Putin rzekomo wybaczył Prigożynowi zdradę. Kto wygrał w tym konflikcie, jakie informacje do tej pory pozostają niewiadomą i co ma z tym wspólnego Łukaszenka?

Wszystko zgodnie z planem?

Aby zrozumieć sens buntu Prigożyna, należy wziąć pod uwagę dwa fundamentalne aspekty.

Po pierwsze, działania Grupy Wagnera nie były spontaniczną decyzją, sprowokowaną ostrzałem obozu najemników 23 czerwca. Najprawdopodobniej nie było żadnego ostrzału – wideo przekazane  przez wagnerowców to fejk.

Amerykańskie media The Washington Post, The New York Times i CNN poinformowały, że wywiad USA obserwował oznaki przygotowań do buntu od połowy czerwca, a nawet podzielił się swoimi ustaleniami z członkami Kongresu. Dla Prigożyna bodźcem było prawdopodobnie żądanie Władimira Putina i Siergieja Szojgu, by najemnicy podpisali kontrakty z Ministerstwem Obrony. Właściciel najemniczej grupy miał się na to nie zgodzić – w ten sposób po raz pierwszy publicznie odmówił wykonania rozkazów Putina.

Opinie
Szczeliny pękającego imperium
2023.06.24 17:16

W dniu rozpoczęcia buntu Prigożyn opublikował wywiad, który przypominał raczej deklarację polityczną. Wbrew kremlowskiej propagandzie powiedział, że Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą bez żadnego powodu. Winą za konflikt obarczył Szojgu, który rzekomo chciał zostać marszałkiem, oraz oligarchów, którzy chcieli zarobić na Donbasie. Według Prigożyna Putin miał zostać wprowadzony w błąd.

Pod względem militarnym bunt był dobrze przygotowany. Wagnerowcy poruszali się w kierunku Moskwy nie tylko ciężarówkami wojskowymi i pojazdami opancerzonymi, ale także pojazdami będącymi mobilnymi warsztatami naprawczymi, a nawet przeciwlotniczymi systemami rakietowymi (co umożliwiało odpieranie ataków lotniczych). Jest mało prawdopodobne, aby taki zestaw sprzętu mógł zostać skompletowany naprędce – najprawdopodobniej dowódcy jednostek Grupy Wagnera pomyśleli o wszystkim z wyprzedzeniem.

Po drugie, wagnerowcy nie zostali zatrzymani siłą. Zajęli Rostów, a następnie przeszli przez obwody woroneski i lipiecki, napotykając na minimalny opór. W większości przypadków siły ochraniające drogi biernie przyglądały się przejeżdżającym kolumnom, a w przypadkach rzeczywistej walki, wagnerowcy zdawali się odnosić zwycięstwo stosunkowo łatwo. Siły rządowe straciły w walkach sześć śmigłowców wojskowych i jeden samolot – rosyjska armia nie ponosiła tak wielkich strat w tak krótkim czasie nawet w najgorętszych dniach wojny z Ukrainą. Rosyjskie siły zbrojne straciły również jeden samochód opancerzony Tigr i wojskową ciężarówkę KAMAZ. Zginęło 15 żołnierzy, w tym 13 pilotów. Z kolei oddziały Grupy Wagnera straciły jeden pojazd opancerzony, jeden KAMAZ i dwa samochody terenowe UAZ, a jak utrzymuje Prigożyn, zabitych po stronie wagnerowców nie było wcale.

Opinie
Bunt pretorian. Prigożyn niespełniony jak Himmler
2023.06.25 11:16

Nie oznacza to, że Wagnerowie mogli z łatwością zdobyć Moskwę, ale na tle wydarzeń z 24 czerwca stolica z pewnością nie wydawała się być na miastem-fortecą nie do zdobycia.

Biorąc pod uwagę te okoliczności, nagła decyzja Prigożyna o zatrzymaniu marszu na Moskwę wydaje się dziwna i nielogiczna. Nie wiemy, co skłoniło szefa Grupy Wagnera do wycofania swoich bojowników do obozów polowych. Nie wiemy, kto komu udzielił jakich gwarancji. Jednak biorąc pod uwagę informacje, które są obecnie dostępne, możemy postawić kilka hipotez na temat tego, jaki cel przyświecał działaniom Grupy Wagnera z 23-24 czerwca.

Wersja 1: Prigożyn miał nadzieję zostać nowym Mussolinim. I może jeszcze się nim stanie

Być może chodzi o to, że Prigożyn wcale nie zamierzał zdobywać Moskwy ani obalać Putina.

Bunt wojskowy miał miejsce na tle trwającego konfliktu między założycielem Grupy Wagnera a Ministerstwem Obrony, w którym obie strony wyraźnie zwracały się do Putina jako arbitra. W połowie czerwca okazało się, że Putin w tej konfrontacji stanął po stronie Ministerstwa Obrony. W tych okolicznościach Prigożyn mógł zdecydować się na użycie siły, by zmusić Putina do zwolnienia Szojgu i szefa sztabu rosyjskiej armii Walerego Gierasimowa i zastąpienia ich ludźmi, których wskazałby biznesmen. Gdyby tak się stało, reżim Putina de iure nie uległby żadnym zmianom. Ale de facto Prigożyn stałby się co najmniej szarą eminencją, a w najlepszym dla niego scenariuszu – nowym dyktatorem.

Niektórzy komentatorzy porównywali „marsz Prigożyna na Moskwę” do „marszu Benito Mussoliniego na Rzym”, który ostatecznie doprowadził faszystów do władzy we Włoszech. To rzeczywiście bardzo trafne porównanie. W październiku 1922 roku kilkadziesiąt tysięcy włoskich faszystów rozpoczęło demonstracyjny marsz na stolicę, napotykając na swojej drodze niewielki opór lub nie napotykając go wcale. Władze, czując swoją bezsilność, zaakceptowały warunki faszystów: król Wiktor Emmanuel III mianował Mussoliniego premierem, a ten wkrótce został dyktatorem. Wiktor Emmanuel III pozostał na tronie do 1946 roku, ale nie miał już realnej władzy. Tak więc „marsz na Rzym” nie był technicznie zamachem stanu, ale formą nacisku na rząd. Być może Prigożyn liczył na podobny rozwój wydarzeń. Kiedy Putin w popołudniowym przemówieniu z 24 czerwca ogłosił go „zdrajcą”, założyciel Grupy Wagnera musiał improwizować.

Analiza
„Z mielonego nie da się już zrobić mięsa”. Koniec buntu Prigożyna to nie koniec historii
2023.06.25 09:58

Wynik buntu Prigożyna, czyli wycofanie się najemników w zamian za ułaskawienie – na pierwszy rzut oka wygląda na całkowitą porażkę „marszu na Moskwę”. Nie znamy jednak żadnych szczegółów porozumień między stronami, a te które zostały podane, mogą być nieprawdą. Nie można wykluczyć, że Putin poszedł na znacznie większe ustępstwa, niż mogłoby się wydawać, a teraz Kreml po prostu próbuje ratować swoją dobrą twarz. Los Szojgu i Gierasimowa jest wciąż nieznany – być może wkrótce zostaną pozbawieni stanowisk, a na ich miejsce wejdą ludzie Prigożyna.

Tak czy inaczej Putin nie wydaje się tu być wyraźnym zwycięzcą: jeśli władze są zmuszone wybaczyć bunt wojskowy i śmierć swoich żołnierzy, jest to dowód ich słabości, a nie siły. Odejście najemników do obozów polowych samo w sobie nie rozwiązuje problemu istnienia niekontrolowanej prywatnej armii. Jeśli wagnerowcy już raz prawie dotarli do Moskwy, co ma ich powstrzymać przed powtórzeniem tego zagrania?

Inną kwestią jest to, czy Prigożyn rzeczywiście zostanie zesłany na „wygnanie” na Białoruś, a Grupa Wagnera będzie rozwiązana – bez swojej prywatnej armii biznesmen straci wszelkie wpływy.

Wersja 2: Prigożyn to polityczny lodołamacz, reprezentujący jedną z kremlowskich koterii

Nie można też wykluczyć, że w konflikcie zwycięży trzecia siła – jedna z kremlowskich frakcji działająca poprzez Prigożyna.

W ciągu ostatniego roku, gdy Prigożyn stopniowo ewoluował z „kucharza Putina” w polityka, który prowadzi szereg publicznych działań, w mediach pojawiło się wiele spekulacji na temat tego, czy właściciela Grupy Wagnera można uznać za niezależną postać i kto za nim stoi. Były dowódca jednostek wojskowych tzw. Donieckiej Republiki Ludowej Igor „Striełkow” Girkin na długo przed buntem mówił, że Prigożyn to polityczny projekt kremlowskich elit, które rzekomo „hodują” go na „prawdziwego wojskowego dyktatora”. – Zagrożenie jest wielkie. Za Prigożynem stoją bardzo poważne siły – oświadczył Girkin na początku maja. Wiosną takie wnioski wydawały się być oderwaną od rzeczywistości teorią spiskową, ponieważ w możliwość jawnego marszu przeciwko Putinowi ciężko było uwierzyć. Jednak teraz słowa Girkina nie wydają się już kompletnym nonsensem.

Wiadomości
Szojgu podobno pojawił się publicznie. Po raz pierwszy po buncie Prigożyna
2023.06.26 12:50

O tym, że Prigożyn ma wpływowych sojuszników w kremlowskich elitach, media informowały niejednokrotnie. Na przykład źródła rosyjskiego portalu opozycyjnego Meduza wymieniły jaki swego rodzaju „patronów” Prigożyna kilka wpływowych postaci z kremlowskich kręgów – gubernatora Tuły, byłego dowódcę sił specjalnych Aleksieja Diumina, szefa Rosgwardii Wiktora Zołotowa i miliarderów braci Kowalczuków, którzy są członkami wewnętrznego kręgu Putina. Choć na przykład bracia Kowalczukowie według dziennikarzy zdystansowali się ostatnio od Prigożyna.

Niektóre rosyjskie kanały Telegramu poinformowały, że Diumin był zaangażowany w udane negocjacje z Prigożynem podczas buntu. Służba prasowa gubernatora Tuły zaprzecza tym informacjom. Interesujące jest jednak to, że Prigożyn zatrzymał się tuż przed obwodem tulskim – był to ostatni region, który oddzielał wagnerowców od obwodu moskiewskiego. Sam Diumin, w przeciwieństwie do wielu innych gubernatorów i urzędników, nie wygłosił 24 czerwca żadnych publicznych oświadczeń, w których oficjalnie poparłby Putina.

Zlokalizowane wewnątrz kremlowskich elit podłoże konfliktu może być jednym z wyjaśnień, dlaczego prorządowe media i propagandyści w tak dziwaczny sposób relacjonowali kryzys z 23 na 24 czerwca. Zamiast natychmiastowego piętnowania Prigożyna i wagnerowców, których Putin osobiście oskarżył o „zdradę”, wielu albo milczało, albo starało się zająć neutralne stanowisko. Rosyjscy korespondenci wojenni twierdzili, że obie strony ponoszą winę za konflikt i starali się odnosić do rebeliantów ze zrozumieniem. Na przykład jeden z najpopularniejszych wojskowych kanałów wspierających działania Rosjan na wojnie z Ukrainą, Rybar (z ponad 1,2 miliona subsktybentów), przez cały dzień nazywał działania wagnerowców „marszem sprawiedliwości” – tak jakby była to pokojowa demonstracja, a nie wojskowy przewrót.

Można więc postawić hipotezę, że część kremlowskich elit wykorzystała Prigożyna do wywarcia presji na Putina. Być może uzyskali od niego niezbędne ustępstwa. Niektóre źródła propagandowe donoszą, że to Diumin może zostać nowym ministrem obrony.

Los samego Prigożyna nie miałby w tym przypadku większego znaczenia – byłby on tylko politycznym lodołamaczem.

Wersja 3: Prigożyn to awanturnik, który się przestraszył

Jest jeszcze jedno wyjaśnienie wydarzeń z 23-24 czerwca – najprostsze. Być może Prigożyn stał się zakładnikiem nadmiernej pewności siebie i całkowitej bezkarności. Być może naprawdę uwierzył w swój propagandowy wizerunek „wielkiego wojskowego wodza” i „bohatera narodu” i liczył na to, że Kreml natychmiast spełni wszystkie jego żądania, gdy tylko zademonstruje siłę.

Analiza
Amerykańscy analitycy o tym dlaczego Prigożyn przerwał pucz
2023.06.26 09:52

Zamiast tego Putin zagroził Prigożynowi „nieuchronną karą”. Rosyjskie siły bezpieczeństwa nie poparły buntu. Nie wiadomo również, jakie nastroje panowały wśród samych najemników: jest mało prawdopodobne, aby od samego początku przygotowywali się do zdobycia Moskwy i nie jest pewne, czy przygotowano odpowiednie siły na takie działanie. Być może w końcu Prigożyn zdał sobie sprawę, że i tak przegrywa, a im szybciej się do tego przyzna, tym bardziej przyzwoite warunki będzie mógł wytargować za kapitulację.

Jeśli ta wersja jest prawdziwa, możliwe jest, że w porozumieniu między Putinem a Prigożynem nie było żadnych dodatkowych umów: że rzeczywiście przyznano mu wolność w zamian za zakończenie buntu. W takim wypadku teraz biznesmen może stracić swoją prywatną armię i będzie musiał mieć nadzieję, że Putin dotrzyma słowa i naprawdę nie będzie się mścić. Z jednej strony jest to kompletna porażka. Z drugiej jednak – nie jest to najgorsza opcja dla biznesmena. Gdyby Prigożyn przegrał bitwę o Moskwę, na pewno nie pozostałby przy życiu.

Co ma z tym wspólnego Łukaszenka?

Wciąż pozostaje niejasne, jaką rolę w tych wydarzeniach tak naprawdę odegrał Alaksandr Łukaszenka: był mediatorem, czy po prostu kanałem komunikacji, przez który Putin i Prigożyn wymieniali wiadomości? I dlaczego w ogóle konieczne było zaangażowanie białoruskiego dyktatora w rozwiązanie wewnętrznego konfliktu Rosji? Rzecznik prasowy Putina Dmitrij Pieskow tłumaczył tę decyzję tym, że Łukaszenka znał Prigożyna osobiście od ponad 20 lat i sam chciał zostać mediatorem. Nie wyjaśnia to jednak, dlaczego Putin zgodził się na tę propozycję. Czy rosyjski prezydent był aż tak zdesperowany, że przystał na każdą ofertę? A może Prigożyn po prostu zignorował innych wysłanników Kremla?

Tak czy inaczej wydarzenia z 23-24 czerwca można uznać za małe zwycięstwo Łukaszenki – nawet jeśli jego funkcja była czysto techniczna.

Po pierwsze, miał on okazję zademonstrować swoje znaczenie dla Putina: Pieskow podkreślił, że Kreml „bardzo ceni” inicjatywę Łukaszenki. Biorąc pod uwagę toczącą się dyskusję o utracie podmiotowości i samodzielności Łukaszenki w stosunkach z Rosją, taka historia z pewnością wpłynie korzystnie na wizerunek dyktatora.

Z drugiej strony nie stał się on również wrogiem dla strony przeciwnej – nie powiedział nic złego ani o wagnerowcach, ani o Prigożynie. Co więcej, Łukaszenka jest rzekomo gotów gościć szefa Grupy Wagnera na Białorusi. Taka kalkulacja ze strony białoruskiego reżimu nie dziwi: bez względu na to, jak dalej będzie zmieniać się wierchuszka rosyjskiej władzy, Łukaszenka musi mieć dobre stosunki ze wszystkimi wieżami Kremla.

Jednak nawet mając to na uwadze, nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Nie można wykluczyć, że umowa między Prigożynem a Putinem zawierała również inne szczegóły dotyczące Białorusi, które na razie pozostają tajemnicą. Nie wiadomo na przykład, na jakich warunkach Prigożyn „uda się na Białoruś” i co będzie tam robił.

Analiza
Pucz Prigożyna od kuchni, czyli jak negocjuje się w Rosji
2023.06.24 11:05

Hleb Nierżyn, ksz/ belsat.eu

Aktualności