Śpiewać czy milczeć, emigrować czy zostać? Jak rewolucja wpłynęła na życie białoruskich muzyków


Białorusini w 2020 roku nagrali co najmniej pół tysiąca protest songów. W ciągu roku od rozpoczęcia rewolucji niektórzy z muzyków zostali ukarani za swoją pozycję obywatelską, część wyjechała, uciekając przed prześladowaniami lub po odbyciu kary za „politykę”. Nie jest im łatwo, jednak twórcy mówią nie tylko o strachu, ale też o nadziei i wewnętrznej wolności.

Gwiazdor białoruskiej sceny rockowej Pit Paułau podczas podwórkowego koncertu dla zwolenników zmian politycznych. Mińsk, 3 listopada 2021 r.
Zdj. belsat.eu

Od początku obecnego kryzysu politycznego z Białorusi wyjechało wielu muzyków: zespoły Naviband i Razbitaje serca pacana, liderzy punkowych zespołów Dzieciuki Aleś Dzianisau i Daj darohu! Juryj Stylski, lider zespołu metalowego Gods Tower Lesley Knife (za „znieważenie” urzędnika na Białorusi został skazany na “chemię”, czyli ograniczenie wolności połączone z pracami społecznymi), lider zespołu folkowego Stary Olsa Zmicier Sasnouski i wielu innych. Ale spora grupa pozostała w ojczyźnie, mimo poczucia zagrożenia. Wspiera ich na każdy możliwy sposób Białoruska Rada Kultury.

Smutne i ciężkie lato

Muzyk jednego z młodych zespołów rockowych (nasz rozmówca chce zachować anonimowość) mówi, że nikt z zespołu nie planuje wyjechać, choć niektórzy odsiedzieli wyroki aresztu za „nielegalne zgromadzenie”, wydane na podstawie nagminnie wykorzystywanego przez władzę art. 24.21 Kodeksu Wykroczeń. W 2020 roku zespół nagrał kilka utworów, które można określić jako protest songi. Teraz muzycy mają nadzieję na poprawę sytuacji i piszą nową muzykę.

– To lato jest jednym z najsmutniejszych w moim życiu, zarówno pod względem osobistym, jak i zawodowym. Nie odbył się ani jeden koncert, nie zanosi się na występy offline w klubach i na festiwalach – mówi muzyk i dodaje, że z powodu odwołania koncertów niemal każdy białoruski zespół potrzebuje dziś wsparcia.

Cytowany w tekście muzyk nie wziął udziału w nagraniu wspólnego utworu kilku białoruskich muzyków

Jak ich wesprzeć? Można nie tylko przekazać pieniądze bezpośrednio danemu artyście (np. za pośrednictwem serwisu Bandcamp), albo kupić pamiątki z logo wykonawcy, ale też po prostu słuchać muzyki na legalnych platformach streamingowych (np. Spotify), a także udostępniać muzykę wykonawcy w sieciach społecznościowych. Można też włączyć ją w pracy lub w samochodzie, bo wciąż niewielu osobom znana twórczość białoruskich muzyków.

– Tylko zainteresowanie wszystkich może nas dziś uratować – podsumowuje muzyk.

Teraz jest ciężko, ale to wszystko nie na próżno

Piosenkarz Pit Paułau, lider zespołu N.R.M. i twórca kilku własnych projektów, został na Białorusi, choć zdaje sobie sprawę, że każde jego słowo może być podstawą do aresztowania, „każde słowo może być jego ostatnim”.

– Jeśli powiesz, że grasz koncerty – mogą cię aresztować. Jeśli powiesz, że nie możesz grać – też mogą cię aresztować.

Paułau mówi, że żyje zwykłym życiem i ma plany na przyszłość. Represje nie są dla niego nowym zjawiskiem, bo N.R.M. był pierwszą grupą, która pojawiła się na liście zespołów zakazanych. Dziś każdemu zespołowi muzycznemu jest ciężko: nie ma koncertów, trudno zorganizować próbę, czy kręcić teledyski. Jak mówi muzyk, byłby szczęśliwy, gdyby otrzymał nie tylko wsparcie finansowe, ale też zwykłą pomoc fizyczną.

Emigracja? Gitarzysta się nad tym zastanawiał – i tak całe życie jest w drodze, lubi bywać w Polsce, uwielbia Sztokholm, długo mieszkał w Berlinie… Ale tam nikt na niego nie czeka i będzie trzeba dać z siebie bardzo wiele, bo nie uda mu się utrzymać dzięki „ładnej brodzie”.

– Tutaj jestem na swoim miejscu, a tam będę grać jakąś rolę – mówi Paułau o przeprowadzce za granicę. – Oczywiście mam jakieś pomysły, mógłbym na przykład grać koncerty za granicą dla Białorusinów i tych, którzy interesują się Białorusią, takich ludzi są teraz dziesiątki tysięcy. Ale przede wszystkim lubię grać koncerty tutaj, a tam – jeździć i wracać. Nie jest to kwestia zasad, raczej zbieg okoliczności. Ale jeśli pojawi się propozycja – przyjedziemy i zagramy.

Z czasów największej popularności N.R.M Białorusini pamiętają kultowe „Try Czarapachy” i inne utwory. W pamięci zakorzenił się też utwór „Prostyja słowy” z płyty „Narodny albom”. Piosenki te były wykonywane na setkach koncertów podwórkowych, a nie wszystkie nowsze utwory Pauława są znane szerszej publiczności.

– Całe dotychczasowe życie było prologiem do tego, co dzieje się teraz – mówi muzyk. – Wszystko idzie w górę, a nie w dół. Zainteresowanie rośnie, uwaga jest bardziej intensywna, ludzie zaczynają rozumieć sens tekstów. Teksty moich piosenek „Pramień”, „Mroja Maja”, piosenki z projektu „Zbroja. Zołata. Kabiety” [pol. “Broń. Złoto. Kobiety” – album nawiązuje do prozy i biografii Sergiusza Piaseckiego – przyp. red.]. W końcu teksty przypadły im do serca. To wszystko wywołało u mnie lekką euforię.

Zdaniem Pita Pauława, reżim Alaksandra Łukaszenki doznał już „śmiertelnych obrażeń” i nie ma szans, aby się podniósł. Muzyk jednak nigdy nie pisał piosenek, które wzywałyby do walki z reżimem, choć śpiewał o niesławnym areszcie przy ul. Waładarskiego i nagrywał lekcje wideo, jak grać hity protestów. Jak mówi, nigdy nie pisał piosenek będących wezwaniem, a tylko takie, które powstały pod wpływem wydarzeń mających miejsce wokół.

Paułau napisał już nowe utwory, obecnie są one przygotowywane do wydania. Mówi, że nawet jeśli go aresztują, to przyspieszy to tylko publikację jego piosenek.

Białoruskim muzykom na Białorusi brakuje solidarności

Lider folkmetalowego zespołu Znicz Aleś Tabolicz był potencjalnym kandydatem nr 13 w wyborach 2020 roku, organizował pikiety, występował przeciwko przemocy i wspierał białoruską kulturę. Teraz podkreśla, że po zatrzymaniu i sprawie karnej przeciwko zespołowi Irdorath (członkowie grupy zostali zatrzymani w sierpniu bieżącego roku za rzekome „wzywanie do udziału w nielegalnym proteście”) nikt nie jest bezpieczny.

Wiadomości
Dudziarze białoruskiego Irdorath oskarżeni o kierowanie protestem
2021.08.18 11:47

Wspomina również o wyroku muzyka Lesley’ego Knife’a za „znieważenie urzędnika” i uwięzieniu malarza Alesia Puszkina.

– Wszyscy Białorusini są w niebezpieczeństwie – nie wiadomo, za co władze „przypisują” ludziom sprawy karne.

Rockman Aleś Tabolicz podczas zbiórki podpisów za jego udziałem w wyborach prezydenckich. 2 czerwca 2020 roku.
Zdj. Iryna Arachouskaja/belsat.eu

– Pojawia się strach o przyszłość, ponieważ nie wiadomo, co się dzieje, kto jest na listach, kto może, a kto nie może występować – mówi Tabolicz.

Istnieją jednak również zespoły „dozwolone” i ludzie, którzy organizują więcej festiwali niż kiedykolwiek: wśród nich Alaksandr Rak, organizator festiwalu „Nasz Grunwald” i innych imprez. Aleś Tabolicz zwraca uwagę, że „sankcje” dotyczą również wielu wykonawców pop, a także kilku światowej sławy zespołów folkowych i etno. Nie wiadomo, czy Zniczowi uda się zorganizować koncert jubileuszowy: muzyk obawia się, że przyszłość całej alternatywnej i białoruskojęzycznej sceny muzycznej stoi dziś pod znakiem zapytania.

– Dużo uwagi poświęca się temu, co dzieje się poza Białorusią: jakie festiwale są tam organizowane, jakie zespoły grają, kto wyjechał. Ale o tych, którzy zostali na Białorusi, którzy piszą piosenki, nikt nic nie mówi – zauważa z żalem muzyk. – Dużo się słyszy o solidarności z Białorusią, ale, szczerze mówiąc, nie ma żadnej solidarności z Białorusinami.

Mimo, że od wiadomości na temat wydarzeń na Białorusi „można osiwieć”, Tabolicz nie zamierza wyjeżdżać, bo pozostając na Białorusi czuje się Białorusinem. Wcześniej zespół jeździł na zagraniczne koncerty i całe trasy koncertowe, muzyk chciałby znów pokazać swoją twórczość za granicą, ale bez względu na wszystko „chce wierzyć, że na Białorusi coś się zmieni”. Poza tym, zdaniem Alesia, Białorusini już zapomnieli, że „mają swoją kulturę”. Na pytanie, co wiedzą o białoruskiej muzyce, wielu wzrusza ramionami.

„Chciałabym zostać”

Zakorzeniony w tradycji katolickiej duet Laudans z Brześcia niedawno nagrał piosenkę “Ja b chacieł zastacca” (biał. „Chciałbym zostać”), dedykowaną wszystkim, którzy kochają Białoruś, których serce zapuściło na Białorusi korzenie. Muzycy Andrej Łuhin i Alona Pałaczanskaja są teraz na Białorusi i czują się stosunkowo bezpiecznie. Nie mieli bezpośrednich powodów do obaw, ale jak mówią, “teraz każdy człowiek idąc do domu, rozgląda się, czy na niego nie czekają”.

– Każde wydarzenie wpływa na naszą pracę twórczą, ale w naszym przypadku nie jest to negatywny wpływ: w piosenkach wyrażamy to, co myślimy i co przeżywamy – mówi Andrej. – Piszemy piosenki, koncertujemy, ostatnio zorganizowaliśmy kilka dość spokojnych i udanych koncertów na terenie kościoła.

Wydarzenia polityczne i polityka wywierają wpływu na twórczość zespołu, wyjaśnia muzyk. Zespół stara się porozumieć z Białorusinami i „wszystkimi szczerymi ludźmi” – to oni mają wpływ na kształtowanie twórczości duetu.

Na ten moment zespół nie ma żadnych większych planów – jak twierdzą, kiedy zaczynają się emocje, pojawia się piosenka, potem to już tylko kwestia nagrania i wydania. Muzycy, chcieliby wyjechać za granicę i dać kilka koncertów, ale nie biorą pod uwagę wyjazdu na dłużej. Andrej z optymizmem patrzy w przyszłość: wierzy, że „już niedługo”. Chociaż martwi się o tych, którym jest ciężej, którzy siedzą w więzieniu lub mają tam swoich bliskich.

– Ale są muzycy, którzy wyjeżdżają za granicę. Widzimy na ich przykładzie, że osoba twórcza to najzwyklejszy człowiek, który w razie potrzeby może podjąć jakąkolwiek inną pracę. Nie mamy też poczucia, że jeśli nagle zabraknie nam muzyki, to nie będziemy w stanie nic zrobić. Wiemy, że możemy – wyjaśnia Andrej.

Jeśli zostaje się na Białorusi, trzeba wyznaczyć sobie granicę

Połowa duetu reggae Place To Be wyjechała, bo „teraz na Białorusi, nawet jeśli po prostu myślisz nie tak, jak ktoś chce, żebyś myślał, nie jesteś już bezpieczny”. Niebezpieczeństwo grozi tym bardziej osobom, które wyraziły swoje obywatelską postawę i „nazwały białe białym, a czarne czarnym”.

Ale za granicą też trudno jest myśleć o twórczości, kiedy człowiek staje przed wyzwaniem znalezienia pracy i musi myśleć, za co kupi jutro chleb. Takie problemy mogą wkrótce pojawić się także na Białorusi.

– Łatwiej jest wyjechać całą grupą – tłumaczy członek duetu. – Muzycy są zwykłymi ludźmi, a sam fakt wspierania się nawzajem ma ogromne znaczenie. Trudniej jest iść przez to samemu, bez względu na to, kim się jest. W końcu trzeba zacząć od początku. Wiem, że w bardzo wielu zespołach niektórzy odeszli, inni zostali. A to oznacza, że wszystkie te projekty są albo wstrzymane, albo zakończyły swoją działalność. To ogromna strata dla białoruskiej muzyki!

Muzyk twierdzi, że na Białorusi nadal można występować i pisać piosenki, ale jeśli ktoś zostaje w kraju, to lepiej, żeby nie publikował utworów protestu. Koncert półtajny jest trudny do zorganizowania, bo nawet występ w barze jest „w polu widzenia i zasięgu władz”. A koncerty internetowe nie mają tej samej wartości i energii. Muzyk nie wystąpiłby na festiwalach państwowych, gdyż jest to krok wstecz. Każdy musi wyznaczyć sobie jakąś granicę, poza którą lepiej nie wychodzić, aby móc czuć się komfortowo.

Jeśli emigracja, to dokąd?

Piosenkarka Rusia na początku lat 2000. była wokalistką rockowego zespołu Indiga i brała udział w folkowym projekcie Akana-NHS. W 2011 roku stworzyła projekt Šuma, który łączy folklor i tradycyjny śpiew rytualny z współczesną muzyką elektroniczną. Jesienią 2020 roku wyjechała na Ukrainę, ponieważ na Białorusi nie czuła się bezpiecznie, a kultura i mentalność sąsiedniego kraju była jej bliska. W ciągu 24 godzin spakowała się i wyjechała wraz z matką oraz małą córeczką.

Rusia mówi, że nie utrzymuje się z muzyki: pracuje jako terapeutka wokalna i prowadzi program mobilny, Vocal Image, gdzie spełnia się w roli trenera personalnego. Tak więc jeśli chodzi o pracę, po przeprowadzce nie jest z tym aż tak trudno; wokalistka pracuje online. Choć i tak wyjazd wiele ją kosztował.

– Trudno było pogodzić się z tym, że wraz z przeprowadzką straciłam wszystko, co do tej pory zbudowałam: Šuma, projekty kulturalne, badania etnograficzne – mówi. – Teraz, tutaj w Kijowie, zaczynam wszystko od nowa, od zera. Jest to trochę bolesne.

Rusia planuje swoje życie na miesiąc lub dwa do przodu – „nie ma opcji” by planować cokolwiek długoterminowo. Ale ma nadzieję, że będzie mogła wrócić do domu w ciągu najbliższego roku lub dwóch, „kiedy to wszystko się skończy”. Dopóki Łukaszenka jest u władzy, nie jest gotowa wracać.

Czy Ukraina jest najlepszym miejscem do życia dla muzyków? Jak mówi Rusia, na Ukrainie łatwiej się zasymilować, ale odnajdą się tu tylko ci, którzy mają silny charakter i są gotowi „wstać i dać z siebie wszystko” – tutaj trzeba się postarać bardziej niż na Białorusi. Osobom, które jadą same, łatwiej jest w Europie – uważa, że w krajach europejskich lepiej działa sfera show-biznesu: w Polsce, Niemczech czy Czechach łatwiej jest znaleźć pracę w muzyce.

Piosenki Šumy wykonywane są w języku białoruskim, ale muzyka jest tak skonstruowana, że nadaje się również dla słuchaczy, którzy nie znają białoruskiego. Dlaczego więc nie zrezygnować z więzi z Białorusią i całkowicie skoncentrować się na potrzebach zachodniej publiczności?

Rusia nawet nie chce o tym słyszeć – esencja twórczości człowieka tkwi właśnie w rodzimej kulturze, a finansowa strona muzyki mało ją obchodzi. To, co robi i to, jak mówi o białoruskiej kulturze sprawia jej przyjemność. Jak przekonuje, „bycie Białorusinem staje się modne”. Poza tym Białorusini, którzy opuścili Białoruś piszą do niej, że muzyka Šumy jest dla nich jak „most do domu”.

Ośrodek terapii sztuką w Polsce

Siarhiej Douhuszau, lider zespołu etno Vuraj, twórca spotkań muzycznych i wielu projektów kulturalnych, od 2015 roku często podróżował do Polski i Stanów Zjednoczonych, a obecnie prowadzi w Polsce ośrodek arteterapii dla białoruskich artystów. który nazywa “rezydencją arteterapii”. Dla niego przeprowadzki to codzienność i możliwość promowania białoruskiej kultury w środowisku pozbawionym stresu.

Ośrodek zaczął działać 3 sierpnia 2021 roku. To nie tylko miejsce, w którym można odpocząć, ale też obóz, podczas którego białoruscy artyści otrzymują wsparcie emocjonalne i fizyczne. Pracują tam zarówno terapeuci, jak i reżyserzy. Ostatnio w rezydencji powstała „Opera emocjonalna”: przez tydzień odbywały się zajęcia, podczas których uczestnicy wspólnie przeżywali swoje emocje, pisali i rysowali – wyniki zostaną zaprezentowane wkrótce.

W środowisku muzyków, którzy wyjechali, Douhuszau widzi oczekiwanie na moment, kiedy będą oni mogli wrócić do ojczyzny. Takich, którzy chcieliby zostać za granicą na zawsze, nie zna. Jak na razie sytuacja na Białorusi tylko się pogarsza, a liczba negatywnych czynników rośnie, ale Siarhiej jest przekonany, że to nie może trwać długo, a po koszmarnej nocy na pewno nadejdzie świt.

aa,ksz,pj/belsat.eu

Aktualności