Białoruski reżim kontroluje kryzys migracyjny na granicy z Polską od samego początku. Według samych migrantów to mundurowi przeprowadzają ich przez lasy, instruują, jak pokonywać granicę, a opornych zmuszają do tego siłą. O metodach białoruskich służb Biełsat rozmawiał z żołnierzem Wojska Polskiego (imię i nazwisko rozmówcy do wiadomości redakcji), który od października strzeże granicy z Białorusią.
– Najpierw mamy sygnały od naszego wywiadu, że coś się może dziać na “pasku” (pasie drogi granicznej – przyp. Biełsat). Wtedy wprowadzamy stan podwyższonej gotowości. Na przykład wczoraj było tak, że służby białoruskie zwoziły migrantów ciężarówkami z obozów, więc mogło coś się dziać. Czasem jest tak, że kręcą się koło siatki, więc musimy uważać, bo może będą próbowali przejść.
– Ostatnio miałem taką akcję: poszedłem do chłopaków na kawę. Jestem już na posterunku, ale kurde, zapomniałem kubka i musiałem wrócić. Więc dwa razy przechodziłem koło tego samego miejsca w odstępie może pięciu minut. W tym czasie białoruski żołnierz podczołgał się i przecinał siatkę. Przeciął już pierwszy płot i ciął concertinę. Wziąłem broń, podszedłem do płotu, a on – w krzaki! A tam jeszcze dziesięciu siedziało, wszyscy na czarno.
Na tym polegają działania białoruskich służb: robią przejścia w płocie, przez które przepuszczają potem migrantów.
– Oni dobrze wiedzą, że tak długo jak są na białoruskim terytorium, są bezkarni. Dopóki nie przejdą granicy, nie możemy im nic zrobić. Znają swoje prawa i nie są głupi, więc nie wchodzą na nasz teren, tylko robią dziury i przepędzają przez nie migrantów, a sami zostają na Białorusi.
– Miałem do czynienia z kilkoma próbami sforsowania granicy, ale nie z taką otwartą walką przy siatce. Ale kazali nam zwracać uwagę na takie sytuacje: w jednym miejscu migranci robią zadymę i ściągają naszych, a dosłownie 50 metrów dalej białoruski żołnierz lub migrant przecina płot i tamtędy przechodzi grupa ukryta w lesie.
– Na odcinku mojego batalionu praktycznie nie. Słyszeliśmy, że u nich działają zwiadowcy. I jeśli jesteśmy aktywni, dużo patrolujemy, świecimy latarkami, to u nas nie spróbują. Ale tam, gdzie żołnierze lecą sobie w kulki, to bywa kiepsko. Słyszałem o takiej akcji, że wartownik zasnął na posterunku, wycięli mu w siatce dziurę szerokości Stara i przeszło tamtędy trzydziestu. Potem musieli ich wyłapywać.
– Jak jeszcze nie było śniegu, to chodziło ich nawet sporo. Były też dzieci, było trochę kobiet. Ale głównie mężczyźni. Ale od przyjścia mrozów właściwie już ich nie ma.
– O tak, często. Na posterunek do mojego kolegi przyszedł kiedyś jeden, żeby pogadać. Mówił, że białoruscy żołnierze to “bad people”, że biją, że chciałby przejść, albo wrócić do domu. Zwyczajny, miły facet. Ale takich jest bardzo mało, może promil.
A jest też taki osobnik, którego kilka razy złapaliśmy po naszej stronie. I raz, gdy odstawialiśmy go na granicę, powiedział łamanym polskim “do zobaczenia”. Po dwóch dniach znów go złapaliśmy z grupą migrantów. Czyli to był ewidentny przemytnik.
– Po tamtej stronie jest białoruski żołnierz, który nimi dowodzi. Kieruje tym przecinaniem siatki, przepychaniem migrantów. Widać, że to wszystko jest zorganizowane.
Rozmawiałem z kolegą, który ich ich konwojował już po naszej stronie. Migranci powiedzieli mu, że Białorusini wydają im polecenia pistoletami sygnałowymi. Jak wystrzelą czerwoną gwiazdę, to jest to sygnał do przejścia, a białe światło oznacza coś innego.
Niektórymi migrantami dowodzą, resztę pędzą jak bydło. W Kuźnicy było tylu ludzi nie dlatego, że oni chcieli tam być, ale dlatego, że za nimi stał kordon białoruskich żołnierzy, którzy nie pozwalali im odejść i zmuszali do napierania na ogrodzenie.
– Nie, bo tamci są w cywilnych ciuchach.
– Tak. U nas jest Straż Graniczna, a oni mają swoje wojska pograniczne. I ci pogranicznicy regularnie patrolują granicę. Tylko, że ci są tutejsi i są normalni. Czasem machną ręką, powiedzą “Hello!” i pójdą dalej. Nie widać, żeby byli do nas jakoś wrogo nastawieni. Tak jak my chcą normalnie wykonywać swoją robotę. Tylko, że my tu przyjechaliśmy, a oni są stąd.
– Poprzedniej nocy, dzień wcześniej i jeszcze poprzedniej nocy było słychać strzały. Było już ciemno i w oddali słychać było strzał. Trudno powiedzieć, czy to była ślepa czy bojowa amunicja, ale był to strzał z broni. Z całą pewnością mogę mówić tylko o moim odcinku, który jest dość spokojny. Ale wiem, że są odcinki, na których dzieje się dużo więcej.
***
Kryzys na granicy Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą trwa od końca maja. W odpowiedzi na IV pakiet unijnych sankcji reżim Alaksandra Łukaszenki zaczął wtedy sprowadzać do kraju migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu (głównie Kurdów), którym obiecywał łatwą drogę do Unii Europejskiej.
Władze w Warszawie, Wilnie i Rydze uważają sztucznie wywołany kryzys migracyjny za agresję hybrydową reżimu. Na granicy stanęły tymczasowe zasieki i budowane są trwałe ogrodzenia. Poza Strażą Graniczną, na pogranicze z Białorusią wysłani zostali także żołnierze i policjanci.
Obecnie Irak ewakuuje z Białorusi swoich chętnych do wyjazdu obywateli. Władze autonomicznego irackiego Kurdystanu otwarcie mówią, że reżim Łukaszenki wykorzystał Kurdów w celach politycznych i uważają to za zbrodnię. Z kolei Unia Europejska nałożyła na Mińsk kolejny, V pakiet sankcji.
pj/belsat.eu