W witebskiej kolonii nr 3 w nocy z 8 na 9 stycznia zmarł 50-letni więzień polityczny Wadzim Chraśko. Na początku maja zmarł również tam 61-letni bloger i działacz społeczny Mikałaj Klimowicz. Obaj zostali wysłani za kraty z poważnymi chorobami, a przyczyną śmierci było niezapewnienie im odpowiedniej opieki medycznej w stosownym czasie. Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna pisze o tym, jakie warunki panują w tej kolonii karnej.
Były więzień polityczny, Ihar (imię zmienione ze względów bezpieczeństwa), przebywał w kolonii w Witebsku przez ponad dwa lata i został niedawno zwolniony. Podkreśla, że starał się nie korzystać często z pomocy medycznej.
– Nawet gdy miałem gorączkę, zdawałem sobie sprawę, że wycieczka na oddział medyczny może się niczym nie skończyć. Stojąc w kolejce w małym korytarzu, w którym może przebywać jednocześnie 20-30 więźniów, można złapać wiele innych chorób oprócz przeziębienia – mówi.
Można było też nie doczekać swojej kolejki. Gdy kończył się czas – ambulatorium po prostu zamykano, a personel wychodził.
Były problemy także ze stomatologami – albo ich nie było albo plomby były kiepskiej jakości.
Bardzo trudno jest też zdobyć niezbędne leki i witaminy. Oczywiście można poprosić krewnych o ich przekazanie. Jednak w tym celu trzeba przejść długą drogę.
– Piszesz podanie do kierownika kolonii z prośbą o zezwolenie krewnym na przekazanie mi paczki medycznej z określoną zawartością, z wyszczególnieniem konkretnych leków. Następnie wniosek ten jest składany do kierownika jednostki medycznej, który musi go podpisać, a tym samym wyrazić zgodę. Następnie z jednostki medycznej przynoszony jest formularz. Należy go wypełnić i odesłać. W większości przypadków coś gdzieś nie zadziała i procedura często ciągnie się przez miesiąc, a nawet dwa miesiące – mówi były więzień.
Według Ihara, przez ponad dwa lata jego uwięzienia w kolonii zmarło około ośmiu – dziewięciu więźniów. Niektórzy ze starości, a niektórzy nawet z powodu zatrzymania akcji serca.
– Stosunkowo niedawno w kolonii zmarł więzień w wieku około 55 lat. Przez cały czas chodził na stadion i uprawiał sport. Nad ranem zaczął sapać i zmarł. Jego serce się zatrzymało. Czy ktoś przyszedł z oddziału medycznego? Nie słyszałem – mówi Ihar.
Karetki przyjeżdżały do kolonii dość często – gdy więźniowie potrzebowali pilnej pomocy medycznej lub w weekendy, gdy nie było lekarza na dyżurze, wspomina więzień polityczny.
Ihar dodaje też, że kłopotów ze zdrowiem można się nabawić w czasie transportu do kolonii karnej.
– Jedzie się w zadymionym wagonie… Jeśli ktoś nie pali i ma problemy z oddychaniem, może to mieć bardzo silny wpływ. Są też przeładowane przedziały, co dodatkowo wpływa na stan więźniów. A sama atmosfera nie sprzyja dobremu zdrowiu – podsumowuje.
Podkreśla, że o tym, co się dzieje w kolonii karnej więźniowie dowiadują się z plotek.
Arsen Rudenka, pp/belsat.eu