14 lipca funkcjonariusze resortów siłowych i organów kontrolnych wkroczyli do siedzib szeregu organizacji pozarządowych i mieszkań działaczy. To już kolejna taka zmasowana akcja w ostatnim czasie.
Jak przekonuje w rozmowie z Biełsatem politolog i analityk Paweł Usau, ostatnie wydarzenia nie są raczej związane z przedwczorajszą wizytą Alaksandra Łukaszenki w Rosji i jego spotkaniem z Władimirem Putinem. To po prostu logika polityki wewnętrznej białoruskich władz, które konsekwentnie likwidują wszystkie instytucje w tym czy innym stopniu kształtujące społeczeństwo obywatelskie.
Ataki na centra obrony praw człowieka są w tym kontekście symboliczne i kluczowe, ponieważ same te ośrodki monitorują łamanie tych praw i zbierają informacje przestępstwach popełnianych przeciw obywatelom.
– Likwidacja aktywności obrońców praw człowieka może oznaczać kulminację wewnętrznych represji systemowych – uważa Usau. – Jest oczywiste, że czasy stosunkowej wolności minęły, a białoruski system przekształca się w taki, który bardziej przypomina totalitarny.
Współzałożyciel inicjatyw pomocowych BY_help i BySol Andrej Stryżak również nie wiąże wydarzeń 14 lipca z domniemanymi porozumieniami Łukaszenki i Putina.
– Jestem zdania, że to ukierunkowana, zaplanowana operacja „zaczystki”, którą obwieszczono dość dawno – mówi nam Stryżak. – Najpierw był TUT.by, potem inne media, teraz przeszli do obrońców praw człowieka.
Na nich raczej się nie skończy, jest przekonany Usau, a takie „zaczystki” będą mieć charakter systemowy. Jak przypomina politolog, Łukaszenka opowiadał Putinowi o ok. 1,5 tys. organizacji pozarządowych, które są rzekomo „przewodnikami destrukcyjnego wpływu Zachodu”. Być może taką właśnie liczbę zamierza się zniszczyć – przy czym nawet najbardziej nieszkodliwe, a stanowiące zagrożenie tylko w oczach władz.
Zdaniem Stryżaka, następną ofiarą może stać się każdy, kto pozostaje na Białorusi i jest aktywny społecznie. Sytuacja przypomina bowiem właśnie wojskową operację „zaczystki terenu”. Może dojść nawet do sytuacji zbliżonej do tej z Azerbejdżanu lub Kuby, gdzie nie ma aktywności społecznej, ale tylko dysydencka.
– Wytyczne obecnej władzy są takie, aby istniały tylko organizacje przez nią kontrolowane, jak np. Białoruski Republikański Związek Młodzieży (BRSM). Lub takie, które są z nią w sojuszu, chcą współpracować lub muszą współpracować – np. jak Białoruska Cerkiew Prawosławna – mówi aktywista.
Faktycznie obrońców praw człowieka można uznać za „ekstremistów”, a posiadane przez nich informacje uznać za „ekstremistyczne”. Tak jak dzieje się to z autorami kanałów w Telegramie i dziennikarzami – przyznaje Usau i radzi tworzenie kopii zapasowych materiałów dotyczących represji, aby to zgromadzono, nie przepadło.
Fundacje i inicjatywy pomocowe też były obiektem wielu ataków i wszczynano przeciwko nim postępowania karne – przypomina Stryżak. Mimo to to kontynuują działalność. Tak samo jego zdaniem będzie z centrami obrony praw człowieka, gdyż one również umieją pracować w ekstremalnych warunkach. Nawet po zatrzymaniu jej kierownictwa „Wiasna” nie zaprzestanie działalności – jest przekonany.
– Jestem pewny, że pracę będą kontynuować nie tylko ci działacze „Wiasny”, którzy wyjechali z Białorusi, ale i ci, którzy pozostali w kraju. To ludzie o szczególnym rozumieniu tego, co się dzieje. Po prostu najwidoczniej wszyscy my – działacze społeczni – będziemy musieli przejść do bardziej partyzanckiego trybu pracy – zapowiada.
Niestety, jak podkreśla, oznacza to też rozumienie, że każdy kto zostanie w kraju musi się liczyć z „wcześniejszą czy późniejszą odsiadką”. A ci, którzy wyjadą – z koniecznością ułożenia sobie na nowo życia w innym kraju i ponownego wypracowania mechanizmów współpracy na korzyść Białorusi.
aa, cez/belsat.eu