13 kwietnia 1991 roku odtworzone zostały struktury Kościoła katolickiego na Białorusi. Przez dwa wieki katolicy byli na tych ziemiach prześladowani, a i dziś odrodzony Kościół staje przed wieloma wyzwaniami i próbami. Historię Kościoła na Białorusi opisujemy na podstawie doświadczeń okolic Głębokiego.
Chrześcijaństwo pojawiło się na ziemiach dzisiejszej Białorusi, jak samo jak w Polsce, pod koniec X wieku. W czasach Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów wyznaniowa mapa regionu przypominała mozaikę złożoną z unitów, katolików, protestantów, prawosławnych, staroobrzędowców, muzułmanów i wyznawców judaizmu.
Katolicyzm nie był tu nigdy religią dominującą, jednak Kościół był wpływowy, a bogactwo jego świątyń umiało zachwycić. Sytuację tą zmieniły rozbiory.
Ostatnie dwa wieki w historii Kościoła na ziemiach Białorusi nie były proste. Prześladowania katolików zaczęły się od razu po włączeniu tych terytoriów do Imperium Rosyjskiego. Wschodnia Białoruś znalazła się pod zaborami dwadzieścia lat wcześniej, niż Zachodnia – w 1772 roku. W 1795 roku doszło do trzeciego rozbioru Rzeczypospolitej, w wyniku którego cała dzisiejsza Białoruś trafiła pod panowanie carów.
W tym czasie prawie 80 proc. chrześcijan na tym terenie stanowili unici, czyli grekokatolicy, rzymscy katolicy około 15 proc., prawosławni mniej niż 5 proc., a resztę protestanci. Duża część mieszkańców miast była wyznania mojżeszowego, istniały też tatarskie, muzułmańskie wsie.
O ile początkowo ucisk religijny i narodowy był odczuwalny, to z dojściem do władzy cara Mikołaja I (1825-1855) stał się wręcz brutalny. Represje były szczególnie silne po zdławieniu powstania listopadowego w latach 1830-1831. Od roku 1830 do 1870 zamknięte zostały prawie wszystkie klasztory i szkoły katolickie. W 1839 roku carskim dekretem zlikwidowano unię z Watykanem, a z grekokatolickich wiernych pod przymusem zaczęto robić prawosławnych.
Ucisk religijny na katolików wzmógł się jeszcze po porażce powstania styczniowego w latach 1863-1864. Kościołowi odbierano świątynie i oddawano je Cerkwi. Na przykład w Głębokiem kościół przy zlikwidowanym klasztorze karmelitów bosych przebudowano na cerkiew, w sąsiednich Duniłowiczach katolicką świątynię także przekazano prawosławnym. W 1869 roku zlikwidowana została diecezja mińska – jej parafie początkowo włączono do diecezji wileńskiej, a w 1883 roku do mohylewskiej.
W drugiej połowie XIX wieku rodzi się białoruski ruch narodowy. Władze carskie nie chcą widzieć w Białorusinach narodu, stosują więc politykę utożsamiania narodowości z wyznaniem. To znaczy, że jeśli człowiek wyznaje prawosławie, jest uznawany za Rosjanina, a jeśli chodzi do kościoła, to nazywa się go Polakiem.
W tym czasie o języku białoruskim w kościołach nie mogło być mowy, a administracja zmuszała nawet duchowieństwo, by część nabożeństwa odprawiać po rosyjsku. Niektórzy księżą, ze strachu przed represjami, grodzą się na taki krok.
Zdecydowanie przeciwni byli za to wierni. W 1871 roku praktyce tej sprzeciwiły się kobiety ze wsi Mosarz pod Głębokiem. Księdza, który przemówił z ambony po rosyjsku i organistę, obrzuciły jajkami. Według ówczesnej prasy na protest odważyły się kobiety, bo kilka lat po powstaniu ich mężowie za taki czyn zostaliby zesłani na Sybir.
Ważnym argumentem przeciwko językowi rosyjskiemu w kościołach był strach, że carat pójdzie o krok dalej i zmusi katolików do przejścia na prawosławie. I rzeczywiście, władze miały taki plan.
Presja wywierana na Kościół zelżała po rosyjskiej rewolucji 1905 roku, gdy car Mikołaj II został zmuszony do wydania Manifestu konstytucyjnego, który gwarantował podstawowe wolności, w tym religijne. Od tego czasu odradzają się niektóre parafie, a w 1917 roku odtworzona zostaje diecezja mińska.
Wcześniej, w 1897 roku władze rosyjskie cofnęły zakaz rekonstrukcji i budowy nowych kościołów, który obowiązywał od zdławienia powstania styczniowego. Koniec XX wieku jest więc czasem intensywnego wznoszenia katolickich świątyń. Znaczna część używanych dziś kościołów na Białorusi powstała właśnie przed I wojną światową. Należy do nich większość świątyń Ziemi Brasławskiej, kościół w Miorach, w Prozorokach pod Głębokiem, w Uszaczu. Z kolei kościół w Głębokiem został w latach 1902-1908 mocno rozbudowany, zachowując jednak pierwotny styl wileńskiego baroku.
Fala odrodzenia nie była jednak długa. Zakończyły ją pierwsza wojna światowa i rewolucja bolszewicka.
Na przełomie XIX i XX wieku, wraz z białoruskim przebudzeniem narodowym, powraca też kwestia nabożeństw w języku białoruskim. Jako jeden z pierwszych język białoruski do kościoła wprowadził ksiądz Franciszek Budźka, pochodzący z parafii Parafianowo niedaleko Głębokiego. Zaczął on też wydawać katolicką literaturę popularną w języku białoruskim i przyczynił się do założenia pierwszej białoruskiej gazety katolickiej pt. “Białoruś” (“Biełarus”).
W tym czasie w seminariach duchownych w Wilnie i Petersburgu działają też kółka kleryków-Białorusinów.
Po podpisaniu ryskiego traktatu pokojowego w 1921 roku tereny zamieszkałe przez Białorusinów zostały prawie na pół rozdzielone granicą polsko-sowiecką. Wierni, którzy znaleźli się na wschód od granicy szybko zaczęli być prześladowani, przy czym jeszcze mocniej niż za carów. Nowe władze zwróciły się nie tylko przeciwko katolikom, lecz przeciwko wiernym wszystkich wyznań.
Działalność archidiecezji mohylewskiej i diecezji mińskiej była w tym czasie sparaliżowana. W szczególnie złej sytuacji znaleźli się katolicy żyjący na pograniczu – sowiecki aparat bezpieczeństwa we wszystkich widzi polskich szpiegów. Jako “niepewny element” katolicy przesiedlani są w głąb ZSRR, a na ich miejsce sprowadza się Rosjan. Wielu ludzi zostało wtedy rozstrzelanych na podstawie fałszywych donosów.
Fala represji wobec Kościoła osiągnęła swoje apogeum w 1939 roku, gdy zamknięte były prawie wszystkie świątynie. Formalnie ich działalność nie została zabroniona, ale na całej wschodniej Białorusi nie było już ani jednego księdza. Część duchownych została wcześniej zgładzona.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja po polskiej stronie granicy. Kościół katolicki zajmuje w II RP pozycję uprzywilejowaną. Wojna z bolszewikami nie zakończyła się jeszcze na dobre, a władze polskie zwróciły katolikom niektóre odebrane za cara świątynie, między innymi w 1919 roku kościół w Duniłowiczach.
Co prawda, Warszawa nie zawsze postępuje w ten sposób. Odrodzone państwo polskie nie potrzebuje konfliktów religijnych i tam, gdzie prawosławni stanowią znaczną część mieszkańców, cerkwie nie są im odbierane. I na przykład w Głębokiem dawny kościół karmelitów pozostał świątynią prawosławną, choć katolicka społeczność miasta domagała się jego zwrotu.
W międzywojennej Polsce Kościół nie był oddzielony od państwa, przez co miał wielki wpływ na oświatę. Przy parafiach i klasztorach zakładano szkoły, domy dziecka, szpitale. Na terenach nazywanych zarówno Zachodnią Białorusią, jak i Kresami Wschodnimi, w dwudziestoleciu międzywojennym stawia się nowe kościoły, odradza wspólnoty klasztorne, a w Pińsku powstaje seminarium.
Kościół polski miał też swoje media – najpopularniejsze były gazety “Rycerz Niepokalanej” i “Przewodnik katolicki”. Warto podkreślić, że św. Maksymiliam Kolbe w latach 1922-1927 wydawał “Rycerza Niepokalanej” w Grodnie, dopóki redakcja nie przeniosła się do założonego pod Warszawą Niepokalanowa.
Przyznać jednak trzeba, że międzywojenny Kościół prowadził polską politykę narodową. Wielu księży było zwolennikami narodowej demokracji i usiłowało polonizować młodzież białoruską. Z kolei białoruska świadomość narodowa była uznawana za przejaw komunizmu i potępiana. W wielu przypadkach wróciło carskie postrzeganie kwestii narodowo-wyznaniowej: katolików automatycznie uważano za Polaków.
W powiecie dziśnieńskim, wprowadzone w 1917 roku przez biskupa Edwarda von den Roppa kazania i dodatkowe nabożeństwa w języku białoruskim, przestały być odprawiane do końca lat 20-tych. W latach 30-tych język białoruski brzmiał tylko w dwóch kościołach: filialnej kaplicy w Milkowszczyźnie pod Driją i w kościele świętego Mikołaja w Wilnie.
Arcybiskup wileński Romuald Jałbrzykowski był nieprzychylny białoruskiemu ruchowi narodowemu, mimo to w 1928 roku zezwolił na wydawanie białoruskiego czasopisma katolickiego “Chryścijanskaja Dumka” i kilku innych tytułów. Dzięki poczcie i białoruskim księgarniom w Wilnie gazety te były dostępne w różnych zakątkach II RP zamieszkałych przez Białorusinów.
Po 17 września 1939 roku sowieckie prawo antyreligijne zostało rozszerzone na nowe tereny, wpływ Kościoła został poważnie okrojony, księżą i mnisi byli represjonowani.
Pod niemiecką okupacją na ziemiach białoruskich ma miejsce częściowe odrodzenie Kościoła. Władze okupacyjne, w szczególności gauleiter Wilhelm Kube stosują metodę lawirowania. Pozwalają na odrodzenie życia religijnego, by wykorzystać antysowieckie nastroje wiernych i duchownych dla swojej propagandy. Jednocześnie obawiają się nastrojów propolskich.
W 1942 roku białoruscy działacze zwracają się do Wilhelma Kube z prośbą o możliwość białorutenizacji Kościoła na Białorusi. Część duchownych kolaboruje z okupantami, widząc w Niemcach szansę na powstanie państwa białoruskiego. Między innymi ksiądz Wincenty Godlewski (biał. Wincent Hadleuski) sprawuje nadzór nad oświatą. Próba odrodzenia państwowości przy niemieckiej pomocy zakończyła się jednak niepowodzeniem, a sam ksiądz Godlewski został rozstrzelany przez SD w Boże Narodzenie 1942 roku, na terenie obozu koncentracyjnego Trościeniec pod Mińskiem.
Za udział w ruchu antynazistowskim albo samo podejrzenie współpracy z nim Niemcy zabili ponad 100 księży katolickich. Wśród nich byli Jury Kaszyra, Anton Laszczewicz, Mieczysław Bahatkiewicz, Uładzisłau Maćkowiak, Stanisłau Pyrtak. Podczas pontyfikatu świętego Jana Pawła II zostali oni włączeni do grona błogosławionych.
Do 1945 roku na terenie Białorusi przetrwało 325 kościołów, 90 świątyń zostało zniszczonych podczas wojny.
Zaraz po zakończeniu wojny represje wymierzone w Kościół zaczęły się z nową siłą. Władze sowieckie aresztowały duchownych i zamykały świątynie. Część księży musiała uciekać do Polski.
Po śmierci Stalina prześladowania katolików słabną, ale nie ustają. Nikita Chruszczow, który objął władzę w ZSRR po Stalinie, ogłasza politykę wojującego ateizmu. W tym czasie cierpią nie tylko ludzie, ale też miejsca kultu. Dotyczy to Zachodniej Białorusi, bo na wschodzie kościoły zostały zniszczone jeszcze przed wojną.
Świątynie są przebudowywane na kluby i hale sportowe, albo spichlerze i magazyny nawozów sztucznych. Wiele po prostu rozebrano. Ale nawet w takich warunkach wielu Białorusinów nie przestaje praktykować: chrzty i śluby odbywają się często w tajemnicy.
1 stycznia 1960 roku na Białorusi istniało 191 wspólnot katolickich, którymi opiekowało się 102 duszpasterzy, a już w 1985 roku było to 96 wspólnot i 52 duchownych. Biskupów nie wyznaczano. Bezpośrednia łączność białoruskiego Kościoła z Watykanem została przerwana, utrzymywano ją nielegalnie za pośrednictwem polskich biskupów. Od 1975 roku kadry duchowne kształcono w seminarium w Rydze.
Taki stan rzeczy trwał do rządów Michaiła Gorbaczowa i rozpoczętej przez niego pieriestrojki.
Wraz ze zmianami ustrojowymi w ZSRR stopniowo i na Białorusi odradza się życie duchowe. W ostatnich latach ZSRR wiernym zwracane są budynki sakralne. Jako pierwsi swoją świątynię wywalczyli wierni z Postaw, gdzie już w 1988 roku kościół pw. św. Antoniego oddano parafianom.
25 lipca 1989 roku Ojciec Święty Jan Paweł II mianował biskupem i wyznaczył na apostolskiego administratora Mińska i całej Białorusi Tadeusza Kondrusiewicza. W ten sposób odrodziła się diecezja mińska. W 1990 roku w Grodnie otwarto katolickie seminarium duchowne.
W 1991 roku utworzona została archidiecezja mińsko-mohylewska, której podporządkowano też diecezję pińską. 13 kwietnia 1991 roku Tadeusza Kondrusiewicza, który został wyznaczony na apostolskiego administratora europejskiej części Rosji, arcybiskupem zostaje Kazimierz Świątek. Tego samego dnia w granicach obwodu grodzieńskiego powstała powstała diecezja grodzieńska z biskupem Alaksandrem Kaszkiewiczem na czele.
Pod koniec 1991 roku Białoruś stała się niepodległym państwem, a w 1994 roku nawiązała kontakty dyplomatyczne z Watykanem. 13 października 1999 roku powstała diecezja witebska.
Przez następne trzydzieści lat Kościół odzyskuje i buduje nowe świątynie, odradzają się parafie, których liczba wzrosła czterokrotnie. Ostatecznie rozstrzygnięta została kwestia językowa – białoruski Kościół wybrał język białoruski.
Jednak dwadzieścia lat międzywojnia, podczas których terror leninowski i stalinowski fizycznie unicestwił Kościół na wschodzie Białorusi, nie pozostało bez śladu. Różnice w życiu religijnym między wschodem i zachodem kraju widoczne są do dziś.
Jak mówią sami duchowni, większość wschodnich parafii reprezentuje tak zwane “przywieziony katolicyzm”. To oznacza, że parafię utworzyli wierni, którzy już po wojnie trafili tam z Zachodniej Białorusi. Na tych terenach nie przetrwały bowiem prawie żadne rodziny katolickie. Kwestię tą pokażemy na przykładzie dwóch “zachodnich” i dwóch “wschodnich” parafii.
O to, z jakimi problemami spotyka się Kościół trzy dekady po wyjściu z podziemia i na jakie wyzwania czasu musi odpowiadać, zapytaliśmy biskupa witebskiego Aleha Butkiewicza.
– Trzydzieści lat, które mamy za sobą, było czasem usuwania następstw wojującego ateizmu. Ten proces będzie jeszcze trwał. Dla Kościoła najważniejsze w tym czasie jest być wiernym samemu sobie, Ewangelii i bożej prawdzie, którą powinien głosić – powiedział biskup. – To nie będzie proste, będzie się to spotykało z oporem, ale Bóg błogosławił nas na tą drogę budowania jego królestwa na ziemi.
O trudnościach stojących przed Kościołem naszych czasów rozmawialiśmy też z księdzem Wiaczasławem Barokiem, proboszczem parafii świętego Jozafata Kuncewicza w Rossonach.
– Trzydziestolecie to okrągła data, która skłania nie tyle do triumfowania, ile do zastanowienia się, jak wykorzystaliśmy ten czas jako Kościół – uważa kapłan, według którego za wcześnie jeszcze na spoczywanie na laurach.
Ksiądz wspomina, że gdy w 2001 roku obchodzono 10-lecie odrodzenia struktur kościelnych na Białorusi, do Widz przyjechał kardynał Kazimierz Świątek. Powiedział on wtedy, że Kościół na Białorusi triumfuje, ale zgromadzeni nie umieli zrozumieć, że ten czas właśnie nastał.
– Byłem wtedy jeszcze za młody. I pomyślałem, że nie widzę jeszcze tego, co dostrzega doświadczony kapłan.
Białoruski Kościół odzyskał wolność i dosłownie wyszedł z katakumb. Stanął teraz przed problemem wyboru, w którą stronę iść. Mając trzydzieści lat powinien się zastanowić, co robić dalej – uważa ksiądz Barok.
– To, że otworzyliśmy swoje struktury to bardzo dobrze, ale teraz nie najważniejsze. Wiernych obecnie nie przybywa, nie ma nowych powołań kapłańskich. Obecnie to jeden, dwóch ludzi na rok w diecezji. Jeszcze kilka takich jubileuszy i zobaczymy, że w Kościele nie ma duchownych, nie ma się komu modlić – ze skruchą mówi ksiądz Wiaczasłau.
Odrębną kwestią jest sprawa obecnych zmian politycznych w kraju. Społeczeństwo poszukuje prawdy i sprawiedliwości, nie świętowanie mu w głowie. Rodzi się pytanie: gdzie w czasie kryzysu był Kościół – zauważa proboszcz z Rosson.
Otwarta pozostaje też kwestia języka. Z jednej strony Kościół jest jedną z nielicznych struktur, która dba o przetrwanie i popularyzuje język białoruski. To w świątyniach trafia on do ludu. Z drugiej strony sprawa języka pozostaje wielkim wyzwaniem dla Kościoła na Białorusi. Jeszcze ćwierć wieku temu językiem wykładowym w seminariach był polski. Od tego czasu zmieniło się pokolenie duchownych i wykładowców, a problem pozostał. Według księdza Baroka, nauczanie w seminariach odbywa się w “traściance” – zlepku polskiego, białoruskiego i rosyjskiego.
– Niegdyś caryca Katarzyna II mówiła, że rosyjski pop załatwi sprawę rusyfikacji kraju. Niestety, ta misja przechodzi teraz na katolickiego księdza, który nie umie swoich myśli przekazać w języku ojczystym. Gdy ksiądz rusyfikuje parafian, to rodzi się pytanie, czy wszystko jest w porządku – pyta retorycznie proboszcz z Rosson.
Ostatnim wyzwaniem współczesności jest wymieranie białoruskich wsi i miasteczek, które nie są w stanie utrzymać wielkich świątyń. Na wsparcie państwa w tej kwestii na razie nie można liczyć.
Mimo to można zakończyć optymistycznie, że Kościół istnieje już dwa tysiące lat i przez ten czas przeszedł przez wiele prób. Dlatego należy wierzyć, że upora się też z wyzwaniami współczesności.
Zmicier Łupacz/belsat.eu
Autor tekstu został dziś za swoją pracę zatrzymany przez milicję w Dokszycach. Wraz z operatorką Aloną Szabunią jechał relacjonować proces aresztowanego księdza Ramana Murzicza