“Zostawiłem wszystko, nawet Order Honoru”. Białoruski narciarz Siarhiej Dalidowicz o ucieczce do Polski


Siarhiej Dalidowicz, 7-krotny olimpijczyk wyjechał z Białorusi do Polski wraz z rodziną. W grudniu ubiegłego roku na jego córkę Darię, również biegaczkę narciarską, nałożono zakazu udziału w rywalizacji międzynarodowej. Jak mówi sportowiec, powodem zakazu były jego poglądy polityczne – w 2020 roku zaprotestował przeciwko sfałszowaniu wyborów przez reżim Alaksandra Łukaszenki. O przyczynach wyjazdu i nowym życiu na emigracji korespondent Biełsatu porozmawiał z Siarhiejem zaraz po jego przyjeździe do Warszawy.

Siarhiej Dalidowicz w tymczasowym mieszkaniu w Warszawie.
Zdj. KK/belsat.eu

– Nie chowaliśmy się przed nikim, polecieliśmy oficjalnym lotem Mińsk-Moskwa-Warszawa. Wcześniej sprawdziłem w bazie danych MSW, czy nie mam jakichś niepokrytych mandatów, bo dużo jeżdżę. Nie było nic, żadnego zakazu – tak zaczyna swoją opowieść legendarny narciarz Siarhiej Dalidowicz, który obecnie mieszka w Warszawie.

– Czy zagrożenie było realne? Czy teoretycznie ktoś mógłby wtargnąć rano do Pańskiego mieszkania i powalić Pana na ziemię?

– Wszystko mogło się zdarzyć. Ale dopóki trwają Igrzyska Olimpijskie, mam tarczę. W tym roku byłem członkiem Komisji Sportowców Narodowego Komitetu Olimpijskiego (NKO) Białorusi, więc to była moja tarcza. Oczywiście, jeśli jest się członkiem Komisji Sportowców NKO (jest tam 10 osób z każdego kraju), to byłoby przesadą, gdyby zaczęli otwarcie wywierać na mnie presję. Nikt jednak nie może zagwarantować, że po Olimpiadzie nie doszłoby do żadnych incydentów.

Chcieliśmy wyjechać jeszcze przed igrzyskami, ale zrobiliśmy testy na obecność koronawirusa i nie jest to takie szybkie. Wydaliśmy prawie 300 euro (ok. 1300 zł – belsat.eu) dla całej rodziny. Jedna z córek przyjechała później. Byłem w Warszawie już cztery dni, ale dopóki czekaliśmy na córkę, nie mówiłem nikomu o naszym wyjeździe. Jej test był pozytywny. Wszyscy byliśmy bardzo poddenerwowani i czekaliśmy aż test będzie negatywny, Daria przyleciała dwa dni temu, więc mogliśmy odetchnąć.

– Kiedy podjął Pan ostateczną decyzję o przeprowadzce?

– 29 grudnia ubiegłego roku stało się jasne, że Daria w żadnym wypadku nie będzie mogła awansować w sporcie. Wtedy od razu nasunęło się pytanie: co my tu w ogóle robimy? Przede wszystkim zależało nam na zainteresowaniach sportowych Darii, naszej środkowej córki.

Żona Iryna była wykładowcą Uniwerstetu Wychowania Fizycznego w Mińsku, 17-letnia córka Daria zaczyna karierę narciarki biegowej.
Zdj. KK/belsat.eu

Dużą rolę odegrała również moja żona. Iryna była oburzona takim podejściem do nieletniej córki. W końcu wyrzuciła z siebie to wszystko, co do tej pory trzymała w sobie: jeśli kraj nas nie potrzebuje, to po co w ogóle tu jesteśmy? Na początku tego roku ze strony Ministerstwa Sportu dało się odczuć, że nie chcą nas wysyłać nigdzie na zawody za pieniądze budżetowe, a później zabroniono nam to robić nawet na własny koszt. Więc co dalej?

Wiadomości
Cimanouskaja: białoruskim sportowcom zakazano wyjazdów zagranicznych
2021.08.18 19:48

– A jak wygląda kwestia szkoły Darii?

– Daria nie skończyła jeszcze 11 klasy. Oficjalnie nadal się uczy. Teraz zajmujemy się kwestią przesłania dokumentów. Jeszcze nic nie wiemy. Będziemy szukać prawników, którzy powiedzą nam, co robić i jak kontynuować naukę.

– Co z pracą?

– Mój kontrakt zakończył się w maju ubiegłego roku. Jeśli chodzi o moją żonę, to pracowała na Uniwersytecie Wychowania Fizycznego przez osiem lat z przerwami na urlopy macierzyńskie. A pod koniec ubiegłego roku, kiedy podpisywała kontrakt, prosiła o umowę na pięć lat, ale podpisano ją na rok. I łatwo się domyślić, czy byłaby podpisana na kolejny rok [śmiech]. Lepiej wyjechać wcześniej, niż czekać na najgorsze. Napisała wczoraj podanie, wysłała przez Internet, szybko ją zwolnili i nawet już wszystko rozliczyli.

– Jak wiele rzeczy wzięliście ze sobą?

– Wywieźliśmy 20 kg rzeczy dla czterech osób. Jesteśmy szczęśliwi [śmiech]. Trochę się przygotowałem, sprzedałem samochód. Wystarczy na pewno na początek życia na emigracji. Jesteśmy optymistami – jakoś to będzie. I będzie dobrze!

W swojej walizce Złata zabrała głównie zabawki.
Zdj. KK/belsat.eu

– Ma Pan kogoś w Polsce?

– Siostra mojej żony przeprowadziła się tu z rodziną ponad rok temu. Ale liczymy tylko na własne siły. Odebrali nas i przywieźli tutaj. Byliśmy w kontakcie z Białoruską Fundacją Solidarności Sportowej. Jeszcze w Mińsku szukałem mieszkania w Warszawie. Oczywiście, życie tutaj jest o wiele droższe. Ale jest też o wiele więcej możliwości. Krok po kroku.

– A jak na decyzję o wyjeździe zareagowali bliscy?

– Na przykład rodzice mojej żony do dziś nie wiedzą, że wyjechaliśmy na stałe. Myślą, że pojechaliśmy odwiedzić naszą najstarszą córkę. Wolha rok temu zrezygnowała z nauki na Białoruskim Uniwersytecie Wychowania Fizycznego i przeniosła się do Warszawy, gdzie obecnie studiuje. Dziadkowie nadal nie wiedzą, że Darii zakazano rywalizacji w sporcie na rok. Nie powiedziałam im tego. Byłby to silny cios dla ludzi w ich wieku, zwłaszcza dla dziadka, który śledził jej występy i był zagorzałym fanem wnuczki.

Najstarsza córka Wolha wyjechała 1 marca ubiegłego roku i nie widzieliśmy jej prawie rok. Studiuje politologię, otrzymuje stypendium i wsparcie. Dziś ma egzamin. Wszystko jej się tutaj podoba. Dobrze mówi po polsku, nasze języki są podobne i dlatego nie ma z tym żadnych trudności. I pomogła nam, kiedy tu przyjechaliśmy. Ukończyła 6 semestrów na Białoruskim Uniwersytecie Wychowania Fizycznego, studiowała na kierunku trenerskim, była też narciarką. Zdała sesję, zrobiła sobie przerwę i wyjechała.

– Co zostawiliście na Białorusi?

– Zostały nieruchomości. W rodzinnej Orszy nie mam już nic. Mieszkają tam moje ukochane ciocie. Ale po co się martwić? Wszyscy wierzymy, że niedługo wrócimy na Białoruś.

Siarhiej, jego żona Iryna i córeczka Złata.
Zdj. KK/belsat.eu

– Czy wybraliście Polskę, bo tu mieszka najstarsza córka?

– Nie tylko. Tutaj mamy korzenie. Dziadek żony służył w Wojsku Polskim. Mamy oficjalne potwierdzenie, a siostrom udało się wyrobić polską kartę, kiedy była to dobra podstawa do wyjazdu i uzyskania pozwolenia na pobyt. Tu jest też pochowany mój dziadek. Był porucznikiem Armii Czerwonej. Zginął na granicy z Niemcami, pojechałem tam, aby odwiedzić jego grób. Znalazłem go dzięki Czerwonemu Krzyżowi.

– Lekkoatletka Kryscina Cimanouskaja i reprezentantka Białorusi w jeździectwie Wolha Safranowa przeniosły się do Polski, aby reprezentować ten kraj. Czy Pana córka Daria też ma taki cel?

– Tak, jak już mówiłem, wyjechaliśmy przede wszystkim z powodu braku szans dla niej na realizowanie się tam jako sportowiec. Ale zobaczymy, jak wszystko potoczy się dalej. Jej wiek pozwala na krótką przerwę od aktywnego uprawiania sportu. W grudniu skończyła 17 lat. Nauczyłem ją poruszać się dość szybko na nartach. Jeśli zostanie przyjęta, rozważymy możliwość kontynuowania jej ulubionego zajęcia. Jeśli się nie uda, będziemy żyć dalej i rozwijać jej zdolności. Nie mówimy, że pozbawiono ją szansy startu na Olimpiadzie w Pekinie, jest jeszcze młoda. Jej celem był występ na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy, ale tym razem nie będzie to możliwe, gdyż odbędą się one już w marcu.

– A co z biegaczką narciarską Swiatłaną Andryjuk, która też popierała działania opozycji?

– Została w Mińsku, czeka na swojego przyjaciela, który pracuje z drużyną paraolimpijską. Przypadkowo znaleźliśmy się w takiej samej sytuacji, nie byliśmy sobie bliscy aż do teraz. Sytuacja jest w pewnym sensie podobna, a w pewnym sensie inna. O swojej przyszłości Swiatłana zadecyduje później.

Daria i Złata Dalidowicz.
Zdj. KK/belsat.eu

– Co Pan i Pańska żona planujecie na najbliższy czas?

– Najważniejsze dla nas znalezienie rozwiązania dla sprawy Darii. Młodsza córka, Złata, jest dopiero w wieku przedszkolnym. Jeśli się uda – chcielibyśmy działać dalej w sporcie. Jeśli nie – przekwalifikujemy się. Będziemy żyć spokojnie i nie zamierzamy nikomu tu przeszkadzać.

Podczas wyjazdu towarzyszył nam entuzjazm, nikt się nie wahał. W naszej rodzinie zawsze tak było: jeden za wszystkich i wszyscy za jednego. Łatwiej jest wspólnie radzić sobie z trudnościami i zmianami w życiu.

Wiadomości
Cimanouskaja do białoruskich sportowców: „Jeśli myślicie, że reżim was nie dosięgnie, to nie tak”
2021.08.17 10:16

Co więcej, nie czuję dyskomfortu będąc w Warszawie. Po raz pierwszy przyjechałem tu w 1991 roku. Byliśmy studentami z wymiany z Instytutu Wychowania Fizycznego. I w tamtych trudnych czasach, kiedy nie było tu nic, na placu przed Pałacem Kultury sprzedawałem proszek do prania i wódkę, a nawet sprzedałem rower. Z powrotem przywiozłem ze sobą dżinsy i swetry, jak wszyscy. Takie było moje doświadczenie z Polską. Co tu kryć? Potem miałem obozy szkoleniowe w Zakopanem w latach 1992-1994. Tam też odbyły się moje pierwsze międzynarodowe zawody – Światowa Uniwersjada. Zająłem piąte miejsce jako dziewiętnastoletni junior.

Zdj. KK/belsat.eu

– A co z pamiątek zostawiliście – narty, nagrody?

– Wszystko sprzedaliśmy. Sprzedałem cały domowy inwentarz. Zostały tylko te rzeczy, które zabrałem ze sobą początek – by pobiegać, poruszać się. Jeśli wszystko z Darią się uda, kupimy tu wszystko: narty, sprzęt! Zostawiliśmy tylko rowery. Ale mamy nadzieję, że jakoś je tutaj sprowadzimy. Wszystkie moje medale są nadal na balkonie. Jeśli ktoś jest zainteresowany, mogę powiedzieć, gdzie [śmiech]. I Order Honoru też…

Siarhiej Dalidowicz jest jedynym narciarzem w historii, który brał udział w siedmiu Igrzyskach Olimpijskich (1994 – 2018), a także w 12 kolejnych Mistrzostwach Świata. Jego najwyższa pozycja na olimpiadzie to piąte miejsce. W wieku 40 lat na Igrzyskach Olimpijskich w Soczi zajął piąte miejsce w biegu na 50 km stylem dowolnym. W sierpniu 2020 roku podpisał otwarty list sportowców przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich.

Opinie
Sportowcy uciekali przed KGB za Breżniewa, uciekają za Łukaszenki
2021.08.02 17:48

Alaksandr Puciła, ksz/ belsat.eu

Aktualności