O tym, jak wygląda dziś sytuacja na białoruskim pograniczu Biełsat rozmawiał m.in. z mieszkańcami Grodna i Korobczyc, wsi oddalonej o 15 kilometrów od przejścia granicznego w Kuźnica – Bruzgi.
– Wszyscy czują napięcie. Rozumiemy, że jeśli coś się wydarzy, będziemy pierwszymi, którym przyjdzie się spotkać z tymi ludźmi – powiedział Biełsatowi jeden z mieszkańców, prosząc o anonimowość.
Wydarzenia z wczoraj, gdy eskortowana przez mundurowych kolumna migrantów pomaszerowała trasą M6 w kierunku Polski, a następnie usiłowała pokonać ogrodzenie graniczne, są żywo omawiane w lokalnych czatach w Telegramie. Pojawiają się opinie, że reżim ma wystarczające środki, by kontrolować sytuację. Większość internautów zwraca jednak uwagę na to, że białoruscy żołnierze i pogranicznicy nie reagują na wycinanie drzew i niszczenie białoruskiego ogrodzenia granicznego. A migranci znajdują się przecież w zamkniętej strefie przygranicznej, do której zwykli Białorusini nie mają wstępu.
Niektórzy użytkownicy Telegramu wątpią wręcz, czy białoruskie służby zareagują, gdy sytuacja zacznie zagrażać mieszkańcom. Wśród internautów pojawiły się nawet pomysły organizacji samoobrony lokalnej. W warunkach obecnych represji takie inicjatywy mogą się jednak skończyć w więzieniu.
Mieszkańcy Grodzieńszczyzny zwracają też uwagę na nieracjonalne działania białoruskich służb. Wczoraj wieczorem pogranicznicy ustawili posterunek kontrolny na prowadzącej do Kuźnicy trasie M6. Drogówka i niesławny OMON pilnują stacji benzynowych. Sprawdzane są wszystkie samochody jadące w kierunku granicy.
– To jakiś cyrk. Kontrolują nas, a migrantów na granicy robi się coraz więcej. Albo oni tam rosną jak grzyby, albo pogranicznicy sprawdzają nie te samochody – mówi z sarkazmem jeden z podróżnych.
Tymczasem mieszkańcy Grodna informowali nas o liczących 30-50 osób grupach migrantów. Mieli się odjeżdżać gdzieś taksówkami z różnych punktów miasta.
Wielu przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu zauważono dziś w centrum handlowym Karona i na jego parkingu. Świadkowie mówią, że niektórzy mieli ze sobą namioty.
Podobne grupy co jakiś czas przechodzą także przez wieś Korobczyce, 15 kilometrów od przejścia granicznego w Kuźnicy. Miejscowi twierdzą, że są one zatrzymywane przez białoruskich pograniczników, którzy odwożą ich do granicy.
Reżim Alaksandra Łukaszenki neguje swój udział w organizacji kryzysu migracyjnego oraz wczorajszego szturmu granicy. Według władz w Mińsku funkcjonariusze jedynie dbają na miejscu o przestrzeganie prawa. Według władz Polski, Litwy i Łotwy – migranci decydują się na siłowe próby przełamania granicy właśnie pod presją białoruskich służb.
sp,pj/belsat.eu