„Wierzyliśmy, że wyjeżdżamy na chwilę”. Jak dzieci białoruskich uchodźców przygotowują się do szkoły


Z Białorusi przed represjami politycznymi uciekały całe rodziny. Porozmawialiśmy z białoruskimi uchodźcami, którzy przygotowują dzieci do nauki w szkołach w Polsce, na Ukrainie i Litwie.

Litwa

Rodzina Anastasii (imię zmienione) wyjechała na Litwę miesiąc przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Zapisy do litewskiej szkoły odbywają się zazwyczaj w marcu, więc Anastasija bardzo się martwiła, czy jej dziecko będzie mogło chodzić do miejscowej szkoły, czy będzie musiało czekać na zapisy cały rok.

– Na Litwie wszystkie, nazwijmy je biurokratyczne, procedury związane są z kodem osobistym (odpowiednik polskiego numeru PESEL – belsat.eu). Posiadają go zarówno obywatele, jak i osoby posiadające pozwolenie na pobyt. Bez tego jest raczej trudno, ale władze litewskie wychodzą naprzeciw potrzebom Białorusinów. W naszym przypadku, administracja sama wysłała dokumenty do władz miejskich i pomogła rozwiązać wszystkie problemy. Choć tak naprawdę problemów było niewiele: wystarczył wniosek złożony przez rodziców, paszport, zaświadczenie lekarskie i kilka zdjęć. Swoją drogą dziecko może otrzymać pozwolenie na pobyt na podstawie uczęszczania do szkoły.

Zdjęcie poglądowe. Wileńskie gimnazjum im. Franciszka Skaryny.
Zdj. skorinosgimnazija.lt

Wszystkie przygotowania do roku szkolnego, jak mówi Anastasija, ograniczają się do zakupu specjalnych mundurków, których koszt jest różny w zależności od szkoły. Można je kupić tylko w specjalnym studiu krawieckim .

– Marynarka kosztuje około 35 euro, spódnica około 25 euro, naszywka z herbem szkoły cztery euro, krawat pięć euro. Koszule, rajstopy itp. można kupić w różnych sklepach po różnych cenach. Plecak kosztował kolejne 20 euro. Buty – od 10 euro. Właściwie nie ma tu „kultu” przygotowań do pierwszego września. We wszystkich sklepach są stoiska ze wszystkim, czego potrzebujesz, ale nie ma tu kredytów na wyprawkę szkolną – mówi Anastasija.

Anastasija uważa, że jest za wcześnie, by porównywać białoruską i litewską oświatę, ponieważ jej córka jeszcze nie chodzi do szkoły. Zauważa jednak, że do tej pory nie było żadnych szczególnych trudności.

– Oczywiście przestrzeń tutaj jest bardziej różnorodna: są szkoły białoruskie, rosyjskie, polskie, angielskie, niemieckie, żydowskie. Wszystkie uczą języka litewskiego, który trzeba zdać, aby dostać się na bezpłatne studia wyższe. Ale, jak pokazała praktyka, język litewski był chyba najmniejszym z wyzwań, przed jakimi stanęliśmy.

Ukraina

Andrej (imię zmienione) musiał bardzo szybko opuścić swoją ojczyznę pod groźbą prześladowań. Nie było czasu nawet na odebranie dokumentów dzieci ze szkoły. Jak opowiada z czwórki jego dzieci, dwoje jest w wieku szkolnym. Rodzice przypadkowo dowiedzieli się o inicjatywie „Pierwsza białoruska szkoła online na Ukrainie”. Założyła ją aktorka, muzyk i liderka zespołu Naka Anastasija Szpakouskaja dla tych, którzy wyjechali z Białorusi, ale chcieliby, aby ich dzieci kontynuowały naukę w języku białoruskim. Dzięki umowie z ukraińskim systemem edukacji szkoła online wydaje ukraińskie świadectwo, ale w programie nauczania jest białoruski z rosyjskim, historia i literaturą.

– Te ostatnie przedmioty są dla nas bardzo ważne, tym bardziej że dzieci uczyły się w białoruskojęzycznym gimnazjum na Białorusi. Program ukraiński obejmuje historię Ukrainy, język i literaturę ukraińską, a także, jak się wydaje, literaturę obcą. Napisaliśmy do Anastasii i po krótkiej dyskusji złożyliśmy wniosek o przyjęcie do szkoły naszej najstarszej córki.

Zdjęcie poglądowe. Współtwórcy projektu Kompola opowiadają uczniom, jak sortować odpady. Kijów, Ukraina. 5 listopada 2019 r.
Zdj. Valentin Ogirenko / Reuters / Forum

Ale ponieważ lekcje odbywają przez Internet, szkoła online Anastasii Szpakouskiej przyjmuje dzieci od czwartej klasy – takie, które są już w stanie uczyć się w ten sposób. Dlatego dla najmłodszego syna Andreja, który idzie do trzeciej klasy, trzeba było szukać ukraińskiej szkoły.

– Kiedy przyszliśmy do najbliższej szkoły, od razu powiedzieli nam, że go przyjmą. Nasze dzieci są białoruskojęzyczne. Oglądają filmy i kreskówki w języku ukraińskim, czytają książki po ukraińsku. Mają więc już pewne podstawy. Starszej nadal trudno jest rozmawiać z dziewczynami w tym samym wieku w kościele, ponieważ mówią bardzo szybko i nie nadąża ze zrozumieniem wszystkiego. Ale w szkole będzie się uczyć online i nie wszystkie przedmioty będą po ukraińsku, więc nie powinno być problemu. A syn mówi, że na placach zabaw nauczył się już nawiązywać przyjaźnie i rozmawiać z dziećmi z Ukrainy i nie może się doczekać pójścia do szkoły i nawiązania tam nowych znajomości.

Maryja i jej dziecko musieli przenieść się do Kijowa w ramach programu relokacji z Białorusi. Dziewczyna nie wie, czy zostanie na Ukrainie, dlatego postanowiła znaleźć dla swojego dziecka szkołę online.

– Dość łatwo było zapisać się do szkoły online – rozmawialiśmy z organizatorami przez Internet i uzgodniliśmy, jak będzie przebiegać nauka. Nie poprosili nas o żadne podręczniki – powiedzieli, że wszystko to będzie również dostępne online. Ceny zależą tam od sytuacji danego dziecka i jego rodziców – niektórym oferują nawet bezpłatne nauczanie. Wszystko zależy od wysokości pensji rodziców – maksymalna kwota, o jakiej mówili to 150 dolarów. Nie trzeba zakładać mundurków ani specjalnych butów. Nauczyciele powiedzieli, że będą starali się uczyć po białorusku i po rosyjsku, bo wielu represjonowanych nauczycieli zatrudniło się w tej szkole. Psychicznie jest to trudne dla dziecka, ponieważ straciło wszystko: przyjaciół, nauczycieli, dodatkowe zajęcia. Szkoda, że tak się stało. Ale będziemy starać się rozwiązywać wszystkie te problemy.

Polska

Nadzieja i jej syn wierzyli, że wyjeżdżają z Białorusi tylko tymczasowo. Ale sytuacja w ojczyźnie zaczęła się pogarszać, więc postanowili zostać w Polsce.

– Znalezienie szkoły w Polsce jest bardzo proste. Kiedy wynajmujesz mieszkanie, twoja ulica jest przypisana do określonej szkoły i nie mogą tam odmówić przyjęcia dziecka. Złożyliśmy podanie późno, w drugiej połowie sierpnia, i na początku powiedziano nam, że nie ma miejsca, poradzono nam, żebyśmy poszukali innej szkoły. Ale po jakimś czasie zgodzili się nas przyjąć. Szkoła przypisana do naszego adresu jest dość prestiżowa, więc brakuje tam miejsc.

Zdjęcie poglądowe. Zakończenie roku szkolnego w jednej ze szkół średnich. Warszawa, Polska. 25 czerwca 2021 r. Fot. Mateusz Włodarczyk / Forum

Nauka w szkole średniej w Polsce jest całkowicie bezpłatna. Jeśli chodzi o przygotowania do szkoły – nie ma tu niczego takiego, jak u nas, kiedy rodzice przed rozpoczęciem roku szkolnego obsesyjnie biegają po targach i sklepach. Kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego odbywa się spotkanie organizacyjne, na którym podają informacje, co trzeba kupić. Nie ma tu mundurków szkolnych – dzieci noszą to, co jest dla nich wygodne. Przygotowanie do szkoły ogranicza się więc do minimum.

Jak mówi Nadzieja, jeśli chodzi o barierę językową i integrację za granicą, jak na razie nie było żadnych problemów.

– Z powodu obecnej sytuacji w Polsce jest bardzo dużo Białorusinów i na razie dzieci porozumiewają się między sobą. Moje dziecko zna białoruski i nie zna polskiego, ale radzi sobie w centrach handlowych czy w kawiarniach – używa białoruskich słów albo gestykuluje. Nauczył się polskiego „ile kosztuje”, potrafi się dogadać – albo użyje białoruskiego słowa, albo pokaże coś gestami. Tak więc, ku mojemu zaskoczeniu, bariera językowa jest mniejszą przeszkodą dla dzieci niż dla dorosłych.

Lesia z mężem i dwunastoletnim synem przyjechała do Polski w marcu, pod koniec ubiegłego roku szkolnego. Trzeba było więc szybko znaleźć szkołę dla jej syna.

– Mieliśmy szczęście: poszli nam na rękę i bez problemu wydali nam dokumenty z białoruskiej szkoły. Chociaż, z tego co wiem, nie można otrzymać dokumentów bez potwierdzenia, że dziecko będzie się uczyło w innej szkole. Obiecaliśmy, że prześlemy dokumenty, gdy będziemy już w Polsce. W znalezieniu szkoły w Warszawie pomogła nam jedna z fundacji wspierających Białorusinów. Przydzielili nam wolontariuszkę, cudowną dziewczynę Alaksandrę, która pomogła nam znaleźć szkołę, bo nie wiem, jak byśmy sobie poradzili bez znajomości języka. Szkoła znajduje się na naszym podwórku.

Lesia mówi, że syn ma spore trudności z nauką w polskojęzycznej szkole, a rówieśnicy traktują go różnie.

– Początkowo ustaliliśmy, że Ihnat w przyszłym roku pójdzie jeszcze raz do szóstej klasy. Bo bez znajomości języka nie da się uczyć. W kwietniu uczył się online, w maju rozpoczęły się zajęcia hybrydowe, a następnie pod koniec maja były to lekcje w formie tradycyjnej. Ale wtedy zaczęło się dziać coś dziwnego: nauczyciel i dyrektor, moim zdaniem, bardzo chcieli pozbyć się Ihnata. Najwyraźniej nie chcieli niskich wyników. Zaczęli do nas wydzwaniać i namawiać, żebyśmy przenieśli się do innej szkoły, integracyjnej, gdzie uczą się dzieci z Czeczenii i inne dzieci uchodźców.

Rodzice chłopca nie chcieli się na to zgodzić, bo dojazd do szkoły zajmowałby 40 minut.

– Jesteśmy w Polsce, więc niech uczy się w zwykłej polskiej szkole. Dyrektor szkoły powiedział, że nie mają pedagoga, który mógłby zająć się integracją. Mieliśmy szczęście, bo w klasie z moim synem był chłopak z Ukrainy, który chciał mu pomagać w lekcjach, tłumaczyć, ale ich rozsadzono. Nie mogę powiedzieć, że mój syn miał szczęście do szkoły, adaptacja jest dla niego bardzo trudna. Ale myślę, że tylko my mieliśmy takiego pecha.

Zdjęcie poglądowe. Szkoła Podstawowa nr 12. Szczecin, Polska. 17 maja 2021 r. Fot. Dariusz Gorajski / Forum

Dużym zaskoczeniem dla Lesi było to, że nawet zebrania rodziców w Polsce różnią się od białoruskich: nauczyciele nie porównują dzieci, nie zbierają pieniędzy „na potrzeby szkoły”. Kobieta była również zaskoczona, że nie trzeba kupować mundurka szkolnego.

– Nie ma problemu z wyprawieniem dziecka do szkoły. Na Białorusi kiedyś wydaliśmy całą pensję na garnitur. Nie ma tu czegoś takiego. Białoruski Dom w Warszawie bardzo nam pomógł w przygotowaniach do szkoły: dali mojemu synowi plecak i komplet przyborów szkolnych. Tutaj nie trzeba płacić za podręczniki, jak u nas. Wszystko wydali nam w szkole – i zeszyty ćwiczeń i podręczniki.

Lesia mówi, że dla jej syna wyjazd z Białorusi był bolesnym doświadczeniem i język polski jest dla niego również bardzo trudny.

– Gdybyśmy wiedzieli, że wyjedziemy, syn zacząłby uczyć się języka wcześniej. Mój syn ma prawie 13 lat, to wiek przejściowy. Nie ma teraz przyjaciół, nigdzie nie wychodzi, prosi o powrót do domu, tęskni za ojczyzną i przyjaciółmi. Pojawiła się u niego jakaś bariera psychologiczna, że to jest obcy kraj, że on tu nie jest potrzebny. Ale staramy się stopniowo z tego wychodzić: chodzimy do muzeów, do klubów z grami dla dzieci, do pizzerii – staramy się go zabawiać, pomagać mu myśleć o czymś innym. Jestem pewna, że gdy syn przyswoi sobie ten język, samo przejdzie. Ihnat całe lato uczył się polskiego, a we wrześniu pójdzie do nowej klasy – może będzie łatwiej.

Hanna Waszczanka, ksz / belsat.eu

Aktualności