Rząd zniósł obowiązujący od końca ubiegłego roku zakaz sprzedaży płynów na bazie alkoholu, które mniej wybredni konsumenci traktowali jako tańszy surogat wódki.
Restrykcje wprowadzono w grudniu ub.r., kiedy do masowego zatrucia takim specyfikiem doszło w Irkucku. W ciągu tygodnia zmarły tam 74 osoby. Wszystkie zamiast wódki piły… leczniczy płyn do kąpieli. Specyfik ów posiadał specyficzną cechę – zawierał 96 proc. spirytusu etylowego. Dlatego, chociaż formalnie był sprzedawany do użytku zewnętrznego, to nabywcy zaopatrywali się weń wcale nie w celach higienicznych, lecz ewidentnie w spożywczych.
Zresztą zachętą ku temu, a wręcz pewnego rodzaju puszczeniem oka przez producenta do klienta, była sama nazwa kosmetyku – płyn nazywał się „Bojarysznik”, tak samo jak wysokoprocentowa nalewka lecznicza z głogu, którą bez recepty można kupić w każdej aptece. Ten apteczny „Bojarysznik” jest najtańszym, najbardziej dostępnym i najbardziej cenionym wśród mniej wybrednych konsumentów zamiennikiem wyrobów monopolowych.
Konsumenci z Irkucka mieli jednak strasznego pecha. Kupiony przez nich płyn do kąpieli nie dość, że udawał nalewkę, która udaje wódkę, to był do tego ordynarnie podrobiony: zamiast spirytusu etylowego zawierał zabójczy metanol.
Oczywiście trudno wyobrazić sobie nielegalną rozlewnię płynu do kąpieli, ale nie w kraju, którego obywatele bez wahania piją wszystko, co ma procenty. Wg ubiegłorocznych oficjalnych danych, właśnie wspomniane powyżej lekarstwa zawierające spirytus oraz używane niezgodnie z przeznaczeniem płyny kosmetyczne stanowiły 20 procent rynku alkoholowego Rosji. Popyt na nie rósł zaś o 20 procent rocznie.
Na miesiąc przed tragedią w Irkucku dane te ogłosił wicepremier Aleksander Chłoponin. Wykazał się on przy tym niebagatelną znajomością tematu, wymieniając najbardziej topowe wynalazki.
Apteczne nalewki lecznicze zajęły w tym nieoficjalnym rankingu niekwestionowane pierwsze miejsce. Wśród nich liderem został rzecz jasna narodowy klasyk, czyli właśnie 75-procentowy „Bojarysznik”. Czołowe miejsca zajęły też płyny kosmetyczne o swojskich nazwach “Ogórkowy” oraz “Pokrzywa”. Ich najbliższym polskim odpowiednikiem jest legendarna niegdyś woda brzozowa.
Specjaliści od uzależnień mówili wprost o panującym w kraju „alkoholiźmie apteczno-perfumeryjnym”. Rosjanie wypijają rocznie nawet do 250 mln litrów tych wynalazków, a regularnie robi to 10 procent populacji. Przyczyną jest prosty rachunek ekonomiczny. Pół litra najtańszej wódki kosztuje ok. 200 rubli (15 zł), a ćwiartka „bojarysznika” to wydatek rzędu 60 rubli. Tyle, że czysta sklepowa ma moc 40 proc., a leczniczy płyn z apteki – prawie dwa razy większą.
Nic dziwnego, że surogaty stały się tak popularne, że dochodziło do prawdziwych kuriozów: kreatywni przedsiębiorcy montowali na ulicach samoobsługowe automaty, gdzie po wrzuceniu odpowiedniej sumy można było kupić butelkę „bojarysznika”.
Po nagłośnionej przez media tragedii w Irkucku władze zapowiedziały stanowczą reakcję. Najpierw „niespożywcze” spirytualia zaczęto lawinowo wycofywać ze sprzedaży w poszczególnych miastach i regionach, potem zapadły decyzje na szczeblu rządowym.
Po raz pierwszy rząd ogłosił trzymiesięczne moratorium na sprzedaż tych wynalazków 23 grudnia ub.r. Potem je przedłużał – ostatni raz 12 lipca. Zakaz dobiegł właśnie końca i tym razem już go nie przedłużono, chociaż jak twierdzi gazeta Izwiestia, w czasie gdy obowiązywało moratorium, liczba zatruć surogatami alkoholu w całym kraju spadła o 20 – 25 proc.
Przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia i agencja Rospotriebnadzor wyjaśniają zniesienie zakazu faktem, że lekarstwa zawierające spirytus przestały „cieszyć się popularnością wśród ludności”, a skala ich sprzedaży w ciągu ostatniego roku zmniejszyła się o 12 procent. Co prawda krytycy rządu zauważyli natychmiast przy okazji, że trudno, aby się nie zmniejszyła, skoro na ponad 9 miesięcy sprzedaży tej zabroniono…
Czego więc oczekiwać od wznowienia handlu tymi „niespożywczymi wyrobami alkoholowymi”?
– Żadnych pożałowania godnych skutków nie będzie, ponieważ tymi płynami nikt nigdy się nie truł. Zatrucia w obwodzie irkuckim były związane ze spożyciem podróbki tego preparatu. Ci ludzie nie mieli pieniędzy na inne napoje, więc przez 20 lat spokojnie pili nalewkę z głogu. To był mocny „napój socjalny” dla ubogich – cytuje agencja informacyjna NSN Wadima Drobiza, szefa Ośrodka Badań Federalnego i Regionalnego Rynku Alkoholu. – Ale chodzi o nalewki fabryczne. Kiedy zaś wydarzył się ten epizod z masowymi zatruciami, trzeba było podejmować działania. Postanowili zakazać, ale 9 miesięcy minęło, a nie pojawił się taki alkohol w Rosji, który zastąpiłby te wyroby. Jeśli zaś państwo nie może zastąpić, to należy zezwolić na ten „bojarysznik” i zapomnieć o wszystkim.
Może to rzeczywiście głos rozsądku: kto musi pić, ten i tak znajdzie co wypić. Jak pracownicy jednego z gospodarstw rolnych w Kraju Zabajkalskim, którzy w braku lepszego trunku uraczyli się w pracy… płynem do odkażania bydła. Środek zawierał metanol, imprezy nie przeżył nikt.
Czytajcie również:
cez/belsat.eu