Szwedzka firma IKEA została oskarżona o wykorzystywanie pracy przymusowej białoruskich więźniów. Przedstawiciele koncernu oświadczyli, że nie ma na to dowodów, ale obiecali, że przeprowadzą kontrolę. Dziennikarze belsat.eu sprawdzili, co wiadomo o skandalu, czy IKEA powinna zostać pociągnięta do odpowiedzialności i co firma może zrobić w tej sytuacji.
Niemiecka gazeta Die Tageszeitung wraz z francuskimi dziennikarzami śledczymi z organizacji Disclose opublikowali artykuł o działalności szwedzkiej firmy na Białorusi. W artykule IKEA została oskarżona o współpracę z białoruskimi dostawcami, którzy wykorzystywali pracę więźniów, w tym politycznych.
– W ciągu ostatnich 10 lat około połowa głównych białoruskich dostawców IKEA była związana z koloniami karnymi – taką współpracę można jednoznacznie potwierdzić w przypadku przynajmniej 10 firm – czytamy w artykule.
Autorzy publikacji twierdzą, że IKEA poprzez swoich partnerów otrzymywała z białoruskich kolonii nie tylko części, ale i gotowe produkty. Według dziennikarzy prace na rzecz dostawców IKEA były wykonywane między innymi w Kolonii Karnej nr 5 w Iwacewiczach. Na stronie internetowej zakładu karnego widnieje informacja, że towary produkowane w kolonii są sprzedawane zarówno na Białorusi, jak i za granicą.
– Wyróżniają nas naturalne materiały, wysoka jakość i szeroka gama modeli. Dziś jesteśmy stabilnym i odnoszącym sukcesy przedsiębiorstwem zarówno na rynku krajowym Białorusi i za granicą (Rosja, Francja, Niemcy i inne kraje) – czytamy na stronie internetowej kolonii.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Białorusi już dawno zmieniło pracę więźniów w biznes. Powstała nawet strona internetowa, na której można sprawdzić, co jest produkowane za kratami. Są to meble, ubrania, kosze na śmieci, pamiątki, a nawet kijki i sprzęt hokejowy z logo Dynama.
Zdaniem dziennikarzy śledczych, w sprawę zamieszane jest między innymi przedsiębiorstwo Witebskdrew. Firma współpracowała z IKEA i miała kupować deski w Kolonii Karnej nr 2 w Bobrujsku.
W komentarzu dla Biełsatu przedstawiciele firmy zaprzeczyli tej informacji. Twierdzą, że rzeczywiście współpracowali z IKEA, ale nie bezpośrednio: dostarczali jedynie części do firm, które wykonywały meble dla szwedzkiej spółki.
– Nie kupowaliśmy niczego z kolonii. Nasza produkcja jest na poziomie podstawowym. Nie wykonujemy mebli, a tylko części, takie jak płyty drewniane. Kupowali je od nas przedsiębiorcy z Polski, Węgier, Niemiec i Rosji. Mamy certyfikaty na nasze produkty zgodnie ze standardami IKEA, kupujący tego od nas wymagali – powiedział przedstawiciel Witebskdrew.
Firma przyznała też, że współpraca z krajami Unii Europejskiej ustała po rozpoczęciu wojny na Ukrainie.
– Nie współpracujemy już z Europą. IKEA opuściła Rosję. Po dniu „X” wszystko stanęło – podsumował przedstawiciel firmy.
IKEA nie zgodziła się z zarzutami. W specjalnym oświadczeniu stwierdzono, że firma przeprowadziła audyt dostawców podczas współpracy z Białorusią, ale „nie wykryto istotnych nieprawidłowości”.
– Prowadzimy postępowanie wyjaśniające w sprawie tych pretensji. W tej chwili nie ma żadnych dowodów na to, co piszą media. Na wszystkich rynkach, na których jesteśmy obecni, jasno mówimy, że w naszej działalności nie ma miejsca na łamanie praw jednostki, takich jak praca przymusowa i niewolnicza – podkreśliła IKEA.
Firma zapewniła, że jeśli zauważy coś podejrzanego, natychmiast przeprowadzi dochodzenie i podejmie odpowiednie kroki.
Białoruski biznesmen Alaksandr Knyrowicz w komentarzu dla Biełsatu powiedział, że teoretycznie IKEA rzeczywiście mogłaby otrzymać towary wykonane z udziałem białoruskich więźniów. Wyjaśnił, że firma wymaga od swoich dostawców przestrzegania pewnych standardów i wierzy, że jej partnerzy będą uczciwie przestrzegać tych standardów po podpisaniu umów.
– IKEA nie jest w stanie skontrolować, czy białoruski dostawca oszukuje, czy też nie. Jestem przekonany, że ta kontrola na poziomie samej IKEA ma charakter “papierowo-dokumentowy”. IKEA nie przeprowadzi śledztwa i nie dowie się, czy to czy tamto drewno rzeczywiście pochodzi od tego producenta ani dokąd było przez niego przywiezione – mówi Knyrowicz.
Zdaniem biznesmena IKEA może uniknąć odpowiedzialności, ponieważ firma spełniła wszystkie swoje procedury.
– IKEA będzie miała czyste ręce, bo powie: przecież spełniliśmy wszystkie procedury, ale nie możemy uniknąć tego, że białoruski dostawca nas oszukał, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy – powiedział nasz rozmówca.
Jako były więzień polityczny, Knyrowicz pracował w kolonii przy obróbce drewna. Jak mówi, nie da się ustalić, dla kogo faktycznie osadzeni coś produkują.
– Na papierze to byli jacyś prywatni białoruscy przedsiębiorcy, ale oczywiście między IKEA a kolonią są jeszcze ze trzy firmy. Nie po to, żeby się ukrywać, ale dlatego, że tak się to zazwyczaj robi na Białorusi – powiedział biznesmen.
Jednocześnie zauważył, że tak duża firma jak IKEA nie odniosłaby korzyści z wykorzystywania pracy więźniów, ponieważ szkody wynikające ze skandalu przewyższyłyby ewentualne korzyści.
– Jeśli mowa jest o zarzutach, to powinniśmy mieć bezpośrednie dowody. IKEA nie chce wzbudzać takich skandali. Dla IKEA społeczna odpowiedzialność nie jest pustym frazesem, ponieważ jest to globalna firma działająca na rozwiniętych rynkach i konsekwencje skandalu są bardziej przerażające niż niewielki zysk z takiej współpracy – podkreślił biznesmen.
Knyrowicz przekonuje, że należy poczekać na wyniki kontroli. Jeśli potwierdzą się jakiekolwiek naruszenia ze strony IKEA, odpowiedzialni za to pracownicy powinni zostać ukarani, natomiast sama firma mogłaby wypłacić odszkodowanie.
– Moglibyśmy zaproponować IKEA wpłatę pieniędzy na fundusz odszkodowań dla więźniów politycznych. Musimy działać systemowo, a efekt powinien być przede wszystkim właśnie systemowy, a nie tylko emocjonalny. Takie działanie byłoby odpowiednie dla Białorusi – porządne, poprawne, inteligentne – twierdzi Knyrowicz.
W zeszłym tygodniu białoruski aktywista Piatro Markiełau, który studiuje w Czechach, zorganizował protest pod sklepem meblowym IKEA w Pradze. Na swoim Facebooku opublikował listę firm, które jego zdaniem współpracowały z IKEA. – Jeśli znacie kogoś, kto tam pracował lub pracuje, jestem gotów zapłacić 3 tys. dolarów za dowody na to, że materiały dostarczone przez kolonie zostały wykorzystane do produkcji towarów IKEA – napisał Markiełau.
Siarhiej Krot, ksz/belsat.eu