21 września w Rosji oficjalnie ogłoszono mobilizację. W ciągu kilku godzin wsie i miasteczka Buriacji, republiki położonej na wschodzie Syberii, zostały zalane doniesieniami o masowo wręczanych wezwaniach do stawienia się przed komisję poborową. Za zgodą miejscowej fotografki (nazwiska nie podajemy ze względów bezpieczeństwa) publikujemy fotoreportaż, który przedstawia życie codzienne Buriacji, zajmującej drugą pozycję wśród regionów z największą liczbą żołnierzy poległych w wojnie na Ukrainie.
Mieszkam w jednej ze wsi w rejonie zakamieńskim w Buriacji. Około godziny jedenastej 21 września usłyszałam szczekanie psów. Nikt nie pukał do naszych drzwi, ale rano dowiedzieliśmy się, że administracja wioski doręczała wezwania do stawienia się z rzeczami przed komisją poborową do godziny pierwszej w nocy.
Wieś liczy około 500 mieszkańców, na liście poborowej znajduje się 22 mężczyzn (w tym mój 49-letni, nigdy nie służący wujek). Z sąsiedniej wsi (liczba mieszkańców – 323) poborem objęto 16 mężczyzn. Mieli albo dwie godziny na spakowanie się, albo nakazano im stawić się w budynku komisji poborowej wcześnie rano, w celu wysłania ich do jednostek wojskowych stacjonujących w Ułan-Ude.
Swoją drogą, komisje poborowe w regionie zakamieńskim napotkały pewien problem: wielu mężczyzn z list poborowych nie było obecnych w miejscu zameldowania. Byli w pracy lub w lesie, ponieważ w Buriacji trwa obecnie sezon zbiorów orzeszków piniowych. Trzeciego dnia mobilizacji po okolicy zaczęły krążyć pogłoski, że policja i Rosgwardia przeszukują lasy w poszukiwaniu mężczyzn.
Pracownicy instytucji państwowych są zaangażowani w działania związane z poborem. W wypełnianiu dokumentów w komisji poborowej w Zakamieńsku pomagały panie pracujące w domu kultury. Niektóre z nich mają zapłakane oczy.
– Myślicie, że to dla nas łatwe? Wysyłamy naszych mężczyzn! Jest nam ciężko, ale po prostu wykonujemy swoją pracę – skomentowała jedna z kobiet.
W pierwszych dniach mobilizacji w Ułan-Ude przestało działać kilka szkół – nauczyciele chodzili od drzwi do drzwi z wezwaniami. Znajoma nauczycielka powiedziała, że płakała, gdy rozdawała wezwania, ale uważała, że mobilizacja jest konieczna, bo inaczej Zachód zniszczy Rosję.
Mężczyźni nie są zadowoleni i nie chcą iść na wojnę, rozmawiają o tym jednak tylko między sobą. Są zdezorientowani i przestraszeni. Nie zdają sobie sprawy, że ich pracodawcy nie mają prawa dzwonić do nich z żądaniem stawienia się przed komisją poborową. Na pytanie o konsekwencje niestawienia się na pobór, panie z komisji odpowiadają ze zdziwieniem: „Ogromne grzywny i więzienie!”.
Jednak nawet jeśli człowiek zna swoje prawa i nie podpisze wezwania, to i tak może zostać wciągnięty do autobusu, który zawiezie go do obozu szkoleniowego. Jeden z zakamieńskich taksówkarzy opowiadał, jak rano wezwano jego sąsiada. Odmówił przyjścia do biura poborowego i po południu wyszedł z domu. Gdy tankował swój samochód, obok stacji przejechał autobus wiozący zmobilizowanych. Zobaczyli go, zatrzymali się i wsadzili do środka. Jego samochód pozostał na stacji benzynowej, a później został odholowany.
Wiele osób opuszcza kraj i udaje się do Mongolii. Za ewakuację mężczyzn autobusami odpowiadają fundacje „Wolna Buriacja” i „Azjaci Rosji”. Do tych organizacji zwrócili się również Mongołowie z ofertami pomocy w zakresie zakwaterowania, zatrudnienia i załatwiania formalności. Mongolskie linie lotnicze Hunnu Air zapowiedziały dodatkowe loty z Ułan-Ude do Ułan-Bator.
Inni pokornie czekają na wezwanie. Przy sklepach z odzieżą i akcesoriami dla wojska ustawiają się kolejki. Bliscy zmobilizowanych mężczyzn kupują rzeczy z listy, w tym buty, warte około 25 tysięcy rubli (ok. 2000 zł).
– Jak przyjdzie wezwanie, to pojadę, co mogę zrobić? – odpowiada młody buriacki kierowca na moje pytanie o mobilizację. – Nie trzeba nas ratować przed mobilizacją, ale przed propagandą, tak myślę.
Urzędy stanu cywilnego republiki zapowiedziały dodatkowe przyjęcia zmobilizowanych mężczyzn do rejestracji małżeństw i odnotowania ojcostwa. Małżeństwa zawierane są według kolejności zgłoszeń; cały proces trwa pięć lub sześć minut. Buddyjskie wspólnoty odnotowują spory napływ wiernych (buddyzm jest religią dominującą wśród Buriatów): ludzie chodzą do lamów i zamawiają nabożeństwa modlitewne, aby człowiek wrócił cały i zdrowy.
Ludobójstwo narodu buriackiego – tak aktywiści nazywają efekt tzw. specjalnej operacji wojskowej i mobilizacji w Buriacji. Dane z otwartych źródeł sugerują nieproporcjonalnie wysoki wskaźnik śmiertelności wśród żołnierzy z Buriacji w porównaniu z Moskwą i Rosją w ogóle.
Do służby wojskowej wyjeżdżają mężczyźni w różnym wieku, w tym bardzo młodzi mieszkańcy wsi mówiący językiem buriackim. Coraz mniej jest osób posługujących się tym językiem – mężczyźni, którzy wyjeżdżają, będą się asymilować i być może stracą swoją buriacką tożsamość. Taki jest dla Buriatów efekt walki Rosji o „rosyjski świat”.
AS, ksz/ belsat.eu