„Giniemy, ale kochamy prezydenta!” (NAPISY PO POLSKU)


Ogromna popularność w Internecie, uwaga ze strony mediów i zaproszenie na państwowe koncerty. Zespół ludowy „Krynica” zasłynął na całą Białoruś dzięki pieśni o miłości do Aleksandra Łukaszenki.

Jak zmieniło się życie artystek – w ekskluzywnym reportażu „Biełsatu” z Nowych Milewicz pod Żytkowiczami.[vc_row][vc_column][vc_column_text]„Łukaszenka wszystko zrobić może, Łukaszenka i zasieje i zaorze…”

Wcześniej była to zwyczajna wiejska przyśpiewka o aktualnym przewodniczącym kołchozu, lub o kombajniście – przodowniku pracy. W potrzebne miejsce wstawiano tylko odpowiednie nazwisko. A piosenka w aranżacji wykonaniu mieszkanek Nowych Milewicz traktuje wyłącznie o byłym dyrektorze sowchozu i byłym politruku Aleksandrze Łukaszence.

„Podoba się nam prezydent nasz. Dlatego ją wykonujemy. Podoba się nam ona i podoba się nam nasz przywódca.” – stawia jasno sprawę jedna z członkiń zespołu Lidzija Markiewicz.

Jej koleżanki przypominają, że piosenkę „Do nas jedzie Łukaszenka” śpiewały jeszcze 5 lat temu, podczas poprzednich wyborów. Wtedy widzowie podśmiewali się z amatorskiej agitacji. Ale wykonawczyniom nie zawsze było do śmiechu…

„Milicja stała, ale się bałyśmy…” – wspomina Alena Tarsan. Starsi ludzie myśleli, że mogą za to wsadzić…” – dodaje Hanna Dubrouskaja.

Ale domorosłe artystki nie trafiły do więzienia za obrazę prezydenta. Kiedy śpiewana „trasianką” – białorusko-rosyjskim, wiejskim dialektem – piosenka stała się internetowym przebojem, wykorzystała ją machina propagandowa.

„Są takie szczere, takie autentyczne” – rozpływał się w zachwytach prowadzący koncertu z ich udziałem.

„Krynicę” zaproszono do Witebska, na koncert galowy TV ONT – właśnie w ramach agitacji wyborczej.

„Wielu prezydentów jest na świecie, lecz takiego nigdzie nie znajdziecie…”

Zaśpiewały przed miastowymi urzędnikami i aktywistami organizacji młodzieżowej i wróciły do siebie, pod Żytkowicze. A tu wszystko jak było…

„Trzeba, żeby nam też drogę naprawili. Bo mamy bardzo złą drogę” – skarży się była członkini zespołu Nina Linkiewicz. „- Cztery kilometry jeżdżę na próby rowerem. Wiosną, latem, jesienią i zimą. Droga najlepsza nie jest” – zgadza się Lidzija Markiewicz.

Wykonawczynie piosenki o miłości do prezydenta mieszkają w wiosce, którą lokalne władze bez skrupułów określają jako „pozbawioną perspektyw”. Dlatego drogi się nie naprawia, zamiast sklepu jest przyjeżdżający od czasu do czasu sklep obwoźny. Internetu – żeby obejrzeć swoją piosenkę – nie ma i nie będzie. Dlatego, że w Nowych Milewiczach nie ma i nie będzie młodzieży.

„Wyjeżdżają, bo nie ma co tu robić. Była ferma, ale i tę zniszczono” – ubolewa Hanna Macukiewicz.

Tajemnica szczęścia po milewicku jest jednak prosta. Jest telewizja, która opowiada, jak dobrze jest na Białorusi i jak źle za granicą.

„Nam jest dobrze. Nam prezydent podoba się dlatego, że nie ma u nas wojny, że żyjemy w pokoju. Nasze dzieci służą w wojsku na Białorusi, nigdzie nasz prezydent nie wysyła ich dalej” – cieszy się Hanna Dubrouskaja.

W każdej chacie mieszka nie więcej niż jedna osoba. Wieś wymiera. Wymiera wychwalając przywódcę.

Jarasłau Ścieszyk, belsat.eu

Aktualności