Siamaszka kontra Babicz? Białoruska odpowiedź na „ambasadora wojny”




Szefem rosyjskiej misji dyplomatycznej w Mińsku Kreml mianował niedawno Michaiła Babicza, którego nazwano od razu prawie generał-gubernatorem i namiestnikiem Białorusi. Białoruś odpowiedziała mianowaniem na stanowisko ambasadora w Moskwie byłego wicepremiera Uładzimira Siamaszki.

Jakie zadania ma ambasador? Nawiązywać wymianę kulturalną, odpowiadać za kwestie polityczne, a bardziej ogólnie: reprezentować interesy swojego państwa. Ale to w tym przypadku, kiedy nie mówimy o Białorusi i Rosji. Ponieważ białoruski wysłannik do Moskwy stanie przed tytanicznymi wyzwaniami:

– Uzyskać ulgowe warunki importu ropy i gazu, uzyskać ulgowe warunki eksportu białoruskich towarów na rosyjski rynek, dostać rosyjskie kredyty. I żeby przy tym Rosja niezbyt mocno naciskała na Białoruś w pewnych kwestiach politycznych i wojskowych – wyjaśnia komentator polityczny Waler Karbalewicz.

Czytajcie również:

Przedstawiciele białoruskich kręgów eksperckich uważają Siamaszkę za skutecznego i doświadczonego negocjatora. 68-letni polityk odpowiadał za branżę paliwowo-energetyczną przez 17 lat. Ale już w Moskwie jego umiejętności i możliwości ocenia się bardziej krytycznie:

– Podejście Siamaszki jest wszystkim dawno znane. To takie marudzenie, takie jęczenie bez końca, że Białorusini uratowali świat. Białorusini zwyciężyli faszyzm, uratowali Moskwę itd. – nie szczędzi ostrych słów na jego temat rosyjski politolog Andriej Suzdalcew.

Z drugiej strony – to te same argumenty, których na arenie międzynarodowej używa też Kreml. Tak czy inaczej, w Rosji mają dość takiego wypraszania. Chociaż nie ukrywają, że Siamaszka jest w tym najlepszy i w Mińsku dokonano najlepszego wyboru.

– Łukaszenka ma bardzo skromne zapasy kadrowe. Ludzie, którzy obok niego stoją, to udziałowcy korporacji o nazwie „Białoruś”. I nie można było rzucić ich na tak gorący odcinek ja Rosja. Dlatego Siamaszka jest najlepszym z najgorszych – mówi wprost Suzdalcew.

Istnienie problemów z kadrami przyznano też w ubiegłym tygodniu w samej administracji białoruskiego prezydenta. Zauważono tam, że „należy odnawiać zasoby ludzkie”. Niedawno odmłodzono tez skład rządu. Ale czy rzeczywiście przychodzą nowi ludzie?

– Takie odmładzanie odbywa się raz po raz, ale aparat państwowy i tak się tylko starzeje. Przypomnijmy sobie, z jakim aparatem przyszedł do władzy Alaksandr Łukaszenka, a zobaczymy, że dzisiejsze odmładzanie jest nieporównywalne z tamtym okresem – zauważa Alaksandr Płaskawicki, były wysoki urzędnik prezydenckiej administracji.

Zdaniem naszych rozmówców postać Uładzimira Siamaszki jest także nieporównywalna do jego rosyjskiego odpowiednika – od niedawna ambasadora w Mińsku Michaiła Babicza. Babicz jest zresztą nie tylko ambasadorem, ale otrzymał też pełnomocnictwa „specjalnego przedstawiciela ds. ekonomicznych i handlowych”. I spotyka się teraz regularnie z białoruskimi urzędnikami państwowymi, odwiedza zakłady pracy – jest wielokrotnie bardziej aktywny niż jego poprzednicy na tej posadzie. Wcześniej bowiem najważniejsze rozmowy toczyły się na innym szczeblu.

– Pomiędzy rządami, pomiędzy wicepremierami – tymże Siemaszką właśnie. To oni prowadzili rozmowy, a ambasadorzy często nie byli „w temacie”. A nowy ambasador posiada inny polityczny ciężar gatunkowy. To nowa kategoria wagowa w Rosji, który nadał mu Putin – podkreśla Waler Karbalewicz.

Czytajcie również:

W odpowiedzi Łukaszenka robi to samo ze swoim nowym ambasadorem w Moskwie:

– Jeszcze raz trzeba przyjrzeć się pełnomocnictwom naszego ambasadora w Moskwie. Uprzedziłem też Putina – omawialiśmy z nim kandydaturę Siamaszki. I on z takim uśmiechem powiedział: „To czekam na Uładzimira Ilicza w Moskwie” – zdradził niedawno białoruski przywódca.

Być może dlatego z uśmiechem, że Putin rozumie zadania postawione przed weteranem białoruskiej nomenklatury. Wywalczyć rekompensatę za rosyjski tzw. manewr podatkowy, ponieważ już w przyszłym roku wzrośnie podatek na wydobycie ropy i wraz z nim zmniejszy się cło eksportowe. Oznacza to dla Białorusi droższą rosyjską ropę i mniejsze (nawet o 300 mln dolarów) wpływy do budżetu z reeksportu „czarnego złota” z Rosji na Zachód.

– To bardzo dziwne żądanie, de facto: „dajcie rekompensatę za dotację”. To dopiero był zarobek na utrzymywaniu przez Rosję, że w jakiś sposób w ciągu tego ćwierćwiecza na Białorusi powstała cała klasa własnych oligarchów. Na czym – czyżby na ziemniakach? – ironizuje Andriej Suzdalcew.

I to dlatego walczyć o zachowanie tych dotacji muszą najpewniejsi ludzie. Któż więc, jeśli nie Siamaszka?

– Innych negocjatorów w sprawie nośników energii po prostu nie było. A w latach poprzednich była zupełnie inna sytuacja. Można go porównywać chyba tylko z Łukaszenką, ale to już zupełnie inny poziom – przypomina Waler Karbalewicz.

Ale to właśnie od białoruskiego przywódcy będzie zależał sukces misji Uładzimira Siamaszki w Moskwie. Jasne że Mińsk nie zamierza odpiąć się od rosyjskiej kroplówki z ropą i gazem, a więc Łukaszenka będzie grać na rękę Moskwie i będą nowe dotacje – zgadzają się eksperci. Umiejętności negocjacyjne ambasadora są tu więc drugoplanowe. Chociaż równie oczywiste jest, że Alaksandr Łukaszenka woli mieć na placówce w pobliżu Kremla zahartowanego w bojach weterana.

Materiał ukazał się w programie „Praswiet” z Aliną Kouszyk.

Aktualności