“Bardzo dziwnie nazywać się pisarzem” twierdzi Zmicier Kustouski, który właśnie wydał swoją książkę o młodym Białorusinie mieszkającym w Polsce.
Świeże egzemplarze dopiero przyjechały z drukarni. Na sali Art-Siedziby w Mińsku zebrało się trzydzieści osób – pisarzy, krytyków i miłośników literatury. Dla Zmitra Kustouskiego, dziennikarza Biełsatu z Warszawy, to literacki debiut.
Powieść „Przytułek” Zmicier pisał trzy lata. Szlifował fabułę, zbierał doświadczenia i, jak prawdziwy Białorusin, pracował w tajemnicy przed wszystkimi.
– Gdy pierwsze osoby przeczytały książkę i powiedziały, że da się to czytać, trochę się uspokoiłem. Bo gdy piszesz to przeraża wątpliwość, czy to pójdzie, czy nie, czy można to komuś pokazać. Dlatego nie pokazałem tego nikomu: ani rodzinie, ani przyjaciołom. Od razu poradziłem się profesjonalistów i uspokoiłem się.
Dzima przyjechał z Warszawy, by być uczestniczyć w premierze książki i porozmawiać z jej pierwszymi czytelnikami. Powieść „Przytułek” opowiada o młodym białoruskim imigrancie mieszkającym w Polsce. Przystosowuje się on do życia z dala od rodzinnego kraju, poszukuje swojej drogi za pomocą przygód, podróży, życiowych trudności i miłości.
– Nie będę mówił, że to książka wyrosła z cierpienia, bo mam takie wrażenie, że prawie cała białoruska literatura opiera się na cierpieniu – mówi Zmicier Wiszniou, dyrektor wydawnictwa Halijafy. – Pracowaliśmy nad nią półtora roku. Autor bardzo odpowiedzialnie podszedł do swojej pracy literata.
Podczas spotkania Zmicier opowiedział o swojej książce, odpowiedział na pytania, przeczytał kilka fragmentów. Przez skromność debiutant sam nie odważył nazwać się pisarzem, twierdząc, że jedne książka to za mało dla takiego miana.
Wesprzeć Zmitra Kustouskiego przyszedł inny młody białoruski autor Kirył Stasielka. Premiera „Marginalis”, jego drugiej książki, zbiegła się z debiutem „Przytułku”.
– Na Białorusi ukazanie się nowej książki można opisać, parafrazując znane zdanie: to mały krok dla literatury i wielki krok dla człowieka. W naszym kraju odbiorców współczesnej literatury nie jest wielu. Ale dzięki nowym autorom, tych kroków jest coraz więcej i publika rośnie. Z drugiej strony, jest to olbrzymi krok. Jeżeli nie wydawaliście książki, trudno wam będzie sobie wyobrazić, jak bardzo trudna jest to praca. Bardzo łatwo jest zacząć pisać. Najtrudniej jest dojść do końca i wydać. Przezwyciężyć techniczne, psychologiczne aspekty. Już nie mówiąc o tym, że trzeba napisać dobrą książkę. Na Białorusi nie można na tym zarobić, zostać sławą także, dlatego autorowi jest jeszcze trudniej. Mało tego, że trzeba wziąć się w garść, dopisać, ale jeszcze nie liczyć na pieniądze i sławę. Dlatego, najwyraźniej, potrzebna jest inna motywacja od kasy i popularności – mówi Kirył Stasielka.
Okładkę książki stworzył malarz i poeta Pawieł Darohin.
– Początkowo stworzyłem okładkę z białym bochenkiem. Dlaczego? Trzeba przeczytać. Ale nie spodobała się. Wtedy skontaktowałem się z autorem, spytałem się, co on sam chciałby zobaczyć, dodałem trochę tekstu – mówi Pawieł Darochin.
Można tu zobaczyć i warszawski pociąg, i symbol marsylskiego klubu piłkarskiego – to wszystko jest w powieści. Na okładce widnieje też ostrzeżenie „18+”.
– Bo to taki rock’n’roll. Są tam sceny przemocy, lekkie, ale jednak. Mowa też o przestępcach, narkotykach – tłumaczy Zmicier Kustouski.
Podczas imprezy w Art-Siedzibie kilka piosenek zagrał Fiodar Żywaleuski, lider grupy Hołaja manaszka (Goła mniszka). Nowej powieści na szczęście.
– Oczywiście, że się denerwuję. Inaczej się nie da, co robić. Ale jest mi bardzo przyjemnie, bo jak na debiut to przyszło niemało osób. Oprócz znanych twarzy, jest masa nowych ludzi, których nie znam. Jest mi tym milej, skoro ktoś przeczytał opis i zdecydował spędzić tu wieczór. Cieszę się że moi znajomi przyjaciele przyszli wesprzeć mnie swoją obecnością. Bo to niezwykły dzień w życiu – mówił pod koniec imprezy Zmicier Kustouski.
Weranika Uładzimirawa, PJ, belsat.eu