„Podarowałem ten dom ludzkości” – tak zaczyna wycieczkę po swoich cudacznych włościach Siarhiej Kowal, który pewnego razu stwierdził, że może zbawić świat. Wraz z artystami z całej Białorusi były biznesman próbuje uratować piękno, bo tylko ono według niego może pomóc ludziom.
– Wielki był fizyk Albert Einstein. On wymyślił teorię względności. Wszystko względem obserwatora. Ogólnie, świat jest tym, co widzą oczy. Ile oczu, tyle i światów. Co do mnie, jest to trzecia świątynia. Drugą świątynię pamiętacie, była ze złota i ludzie ją rozebrali. Rozebrali na pieniądze. I ludzie pokutują. A to jest trzecia świątynia i moim zadaniem jest zebranie wszystkich pieniędzy z powrotem, by ludzie przestali pokutować. Podarowałem ten Dom ludzkości, całej ziemi – opowiada pan Siarhiej.
Każde jego zdanie można zamienić w cytat. To miesza w głowie, zmusza do głębokiej zadumy. Zaczynamy się też zastanawiać nad zdrowiem psychicznym naszego gospodarza.
Dom na skraju wsi Litouka Siarhiej Kowal upatrzył sobie dawno. W 2012 roku rozpoczął przebudowę i teraz budynek nad jeziorem zwraca uwagę każdego, kto przejeżdża obok. To właśnie tu zatrzymywał się czasami Włodzimierz Wysocki wraz z Mariną Vlady, co Siarhiej upamiętnił wystrojem jednego z pokoi, po których oprowadza swoich gości.
– Dlaczego zdecydowałem się na budowę? Przeraziłem się. O swoje życie, o życie swoich dzieci. Przeanalizowałem wszystkie doświadczenia, całą wiedzę, jaką mam. Oglądałem wiadomości ze świata i przeraziłem się. Nie mieszam się do polityki, bo to brudna rzecz. Do religii też się nie mieszam. Wziąłem pierwszą część frazy Dostojewskiego: „Piękno zbawi świat” i dodałem coś od siebie. I buduję ten dom, by uratować świat od wojny i potopu. Od czasu gdy tylko zacząłem zajmować się tym obiektem jestem szczęśliwym człowiekiem. Obserwuję jak natchnieni ludzie, wielcy mistrzowie, czerpiąc od siebie wzajemnie inspirację, spełniają swoje marzenia – opowiada Siarhiej Kowal.
By artystom się lepiej pracowało, na dworze rozbrzmiewa muzyka klasyczna. Każdy detal tego miejsca ma swoją wyjątkową historię. Z jednej strony płotu wmontowane jest akwarium z rybkami, by kotka Kaćka-Makaćka – królowa tej budowy – miała się czym zająć. Patrząc na fantazyjne kute ogrodzenie, trudno od razu zrozumieć, że to perpetuum mobile.
– Na bramie mamy miotacz małpich mózgów. Zaczyna wyrzucać mózgi – sto mózgów na minutę. Na ręku teutońskiego rycerza jest orzeł. Buławy to marzenia dla tych, którzy zbłądzili. Dźwięk „om”. Dźwięk nieskończoności w hinduizmie, wypowiadany przez braminów, by przywołać istotę nieznanej ludzkości siły. Japońsko-ukraińska pagoda. Wykuł ją Ukrainiec, chcieliśmy by była japońska, więc wyszła japońsko-ukraińska. Róg obfitości. Sejf o 130 tysiącach kombinacji, ale tylko ja znam właściwą. W matematyce istnieje taki dział jak kombinatoryka. Poprosiłem wielkiego kowala, by wstawił tam największą tajemnicę wszechświata. Z jednej strony jest czerwone przeźroczyste szkło i tajemnicę można przeczytać. Po łacinie. Tak jest „Idea wieczna”. Kryje się ona w słowach: „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego” – opowiada Siarhiej Kowal.
– One rozkładają się 200 lat. Spróbujmy ocieplić starymi telefonami szopę. A gdy będzie ich tak dużo, że ściana przestanie wytrzymywać, zutylizujmy je według znanych zasad i metod. Przywieźcie, jeżeli macie stary telefon. Tam jest gwoździk, młoteczek, przybijemy i będzie cieplutko – zbawiciel świata pokazuje nam ścianę z ukrzyżowanymi komórkami.
W podwórzu jest specjalna scena, na niej jedna z rzeźb przypomina rosyjską piosenkarkę Nagriz Zakirową.
– Jestem jej osobistym znajomym i sądzę, że kiedyś wystąpi tu bezpłatnie. A rzeźbę zrobił chłopak z naszego Nowogródka, samouk. Do 23 roku życia był spawaczem, potem zaczął rzeźbić. Dzmitryj Jarafiejeu, rzeźba „Drewniana niewolnica” – opowiada Siarhiej.
Ścianę sceny ozdabiają freski. Namalowano na niej portret władcy zamieci (Siarhieja Kowala), psa Bomka, pierwszych świadków położenia kamienia węgielnego, wizerunki średniowiecznych mistrzów z twarzami pracujących tu obecnie artystów, którzy próbują odkryć perpetuum mobile, kocioł parowy, korzeń mandragory, dzieła sztuki.
– Wszystko powinno być najwyższej jakości, no na dole kotła jest filtr dokładnego oczyszczania, i jeżeli coś będzie złej jakości, zatnie się i silnik przestanie pracować. Ale podstawowym paliwem wiecznego silnika, perpetuum mobile, będą nieustanne pragnienia ludzi, by zobaczyć, co będzie dalej. Bo świat poruszają nasze pragnienia. Pytanie tylko, gdzie je ukierunkować – tłumaczy Siarhiej.
Wchodzimy do domu. Korytarz wita nas maskami Szekspira w stylu „rzygającego empire”, jak określił go Siarhiej. Obok pokoik z wielką płaskorzeźbą Wysockiego. Dalej wejście do ogromnej sali, gdzie na stole, jak w dawnych pałacach, namalowane są cztery żywioły. Na ścianie wisi dziwna konstrukcja przypominająca zegar. Ale gdzie tam! To… fajka pokoju.
– Przyleciała do mnie, przebywszy światy, wielka fajka pokoju. Jest ona przeznaczona dla rządzących. Mam wielkie marzenie, by do tej wielkiej sali przylatywali rządzący wrogimi krajami i palili tą fajkę. Może wtedy na ziemi skończą się wojny? – tłumaczy Siarhiej widząc niedowierzanie na naszych twarzach.
W kącie stoi berek-pudełko z malutkimi butelkami kocimiętki dla kotki Kaćki-Makaćki, która czasem lubi popić.
– Sensem tego domu jest sprawdzenie psychiki człowieka. Specjalnie wybrałem język, który rozumieją wszyscy ludzie na ziemi – to język piękna. Tu każdy spełnia swoje marzenia. Tu każdy kawałek i detal domu to spełnione marzenie jakiegoś człowieka. Wszystko powstaje spontanicznie. Pragnienia są perpetuum mobile. Światem rządzi pożądanie, tylko na co je ukierunkować? Albo na zdobycie węglowodanów, albo twórczość i pokój. Żyć można na różne sposoby. Zwróciłem się w innym kierunku, bo nie pragnę wojny – tłumaczy gospodarz Domu Spełniania Marzeń.
Na wewnętrznym podwórku Siarhiej Kowal buduje arkę, którą Lenin i Marks popłyną ku socjalizmowi. Koło arki stoi altanka w stylu hiszpańskiego architekta Antonia Gaudi. Ale kto wie, może i on tu był i natchnął mistrzów? W domu Siarhieja rzeczywistość przestaje być normalna. To mały inny wszechświat, każdy detal zmusza do spojrzenia na świat inaczej, na nowo. Na przykład za domem stoi jeszcze jeden domek, mniejszy, w którym mieszkają krasnoludki. A fontanna za domem to nie fontanna, a żaba dusząca człowieka. Z kolei w grobowcu za domem jest sypialnia w stylu zombie-horroru. Jest tu nawet smok, który przyleciał w noc krwawego księżyca i zniósł jaja.
Nie tylko dom wart jest uwagi. Warto się też zatrzymać przy przystanku, który szczerze można nazwać jednym z najciekawszych na Białorusi. Stworzył go również Dzmitryj Jarafiejeu i poświęcił Grażynie – bohaterce znanego na całym świecie utworu Adama Mickiewicza.
– Kiedyś pod zamek w Nowodródku podeszło wielkie wojsko krzyżackie. Rządził tu wtedy Litawor. Wielki mistrz zażądał od kniazia daniny. Książę przeraził się i zdecydował się zapłacić. Miał on żonę Grażynę, bardzo piękną i mądrą. Przyjechał do niej kniaź Rymwid i mówi: Grażyno, trzeba bronić naszej ziemi, bo co pomyślą o nas nasze dzieci. Grażyna nie chciała przeciwstawiać się mężowi, ale trzeba było coś zrobić. Zebrała wojska. Założyła czarną zbroję i udała się na Krzyżaków. I tu, w dolinie Litouki rozgorzała bitwa. Trzeciego dnia Litwini rozbili Krzyżaków, ale Czarny Rycerz został ranny. W dawnych czasach rycerzy przyjęto palić na stosach. Gdy zdjęli jego hełm, okazało się, że to żona kniazia, Grażyna – z zapałem opowiada Siarhiej.
Dziś żadnego nie znajdziesz w nowogródzkiej gminie,
Co by ci nie zanucił piosnki o Grażynie,
Dudarze ją śpiewają, powtarzają dziewki,
I dotąd pole bitwy zwą polem Litewki.
Adam Mickiewicz – głosi napis na przystanku.
„Wariaci zmieniają świat”
Jeśli zaś mowa o samym Siarhieju, to we wsi nazywają go Francuzem. Przezwisko pojawiło się jeszcze w dzieciństwie, gdy mały chłopiec nosił długi czarny skórzany płaszcz, który krewna przysłała mu z Ameryki.
– Rok studiowałem na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym, na wydziale radiofizyki i elektroniki, potem trafiłem do Wyższej Rolniczej Szkoły Zawodowej, potem poszedłem do armii, z której wróciłem do technikum rolnego. Nawet trochę w więzieniu posiedziałem. Skąd mam pieniądze? Pieniądze zarabiałem przez dwadzieścia lat na oczach wszystkich mieszkańców prowincjonalnego 30-tysięcznego Nowogródka. Zapracowałem na nie. Pieniądze to pozostałości naszych pragnień i wydawać je trzeba na to, co daje nam radość. W Indiach zrozumiałem, że szczęśliwy człowiek to nie ten, który ma dużo pieniędzy, a ten, któremu ich wystarcza. Ten dom daje mi wiele szczęścia. Tylko szaleńcy wierzą w to, że mogą zmienić świat i dlatego go zmieniają. A ja wierzę, że właśnie to robię – powiedział o sobie Siarhiej.
Zobaczcie wszystkie zdjęcia:
Do domu Siarhieja Kowala może przyjść każdy zainteresowany o każdej porze dnia i roku. Stoi on za Nowogródkiem, na drodze do wsi Litouka.
Zobaczcie także:
Paulina Walisz, PJ/belsat.eu