Porwali bieliznę, straszyli zbiorowym gwałtem. Mieszkanka Mińska opowiada o swoim pobycie w areszcie


Belsat.eu publikuje kolejne historie osób, które w ostatnim miesiącu doświadczyły brutalności ze strony białoruskiej milicji. Faina S. została silnie pobita w areszcie, skąd przewieziono ją do szpitala.

Faina ma 23 lata, do 6 sierpnia pracowała w dziale marketingu w firmie informatycznej. Dziewczyna została zatrzymana 11 sierpnia. Areszt silnie odbił się na jej zdrowiu, musi przyjmować leki na nawracające duszności, którem zdaniem lekarzy mogą potrwać jeszcze dwa miesiące. Do tego, po pobiciu w areszcie pogorszył się jej wzrok.

Faina S. Zdjęcie z archiwum bohaterki materiału

„Nasza, bierzemy!”

– 11 sierpnia pojechałam z przyjaciółką na Puszkińską (stacja metra Belsat.eu), kupiłyśmy kwiaty, aby uczcić pamięć zabitego podczas protestów Alaksandra Tarajkouskiego. Byłyśmy tam około 14:00, zatrzymałyśmy się tam na chwilę, potem wypiłyśmy kawę i zdecydowałyśmy się pójść pieszo w kierunku stacji metra Kupałauskaja. Około 17:00 byłyśmy w centrum, na miejscu był już kordon milicji, nie można było podejść ani do Pałacu Republiki ani do Pałacu Kultury Związków Zawodowych. Postanowiłyśmy spróbować pójść do metra w kierunku kanału Niamiha. Oczywiście, okazywałyśmy naszą solidarność z protestującymi, machałyśmy do samochodów, które trąbiły w centrum. Po drodze weszłyśmy do sklepu przy ulicy Janki Kupały. Gdy byłyśmy już w sklepie weszło pięciu czy sześciu funkcjonariuszy OMON-u. Złapali nas za ręce i wyciągnęli na zewnątrz.

Od razu sprawdzili nasze telefony, obejrzeli moje zdjęcia, kanały i korespondencję w Telegramie, zobaczyli, że subskrybuję kanał Nexta i powiedzieli: „Nasza, bierzemy”.

Po tym wsadzili nas do zwykłego żółtego autobusu miejskiego, który stał za grupą OMON-u. Okna w autobusie były zasłonięte tarczami, a ludzie na ulicy nie widzieli, co dzieje się w środku.

Przyjaciółce pozwolono usiąść, mnie nie. Nie bałam się, ale już się domyślałam, co nas czeka. W autobusie, policjanci próbowali zacząć ze mną rozmawiać. Wtedy nie używali przeciwko mnie siły fizycznej, ale kiedy wyciągali mnie ze sklepu – tak. Miałam siniaki, trzy odciski na ręce.

Wiadomości
„Traktowali nas jak bydło na ubój”. Monologi ofiar białoruskiego OMON-u
2020.08.18 08:29

W autobusie spędziliśmy kilka godzin, ciągle przyprowadzali nowych więźniów, zamknęli nawet człowieka, który podszedł tylko po to, by zapytać, jak wrócić do domu i jakie metro działa. Kiedy zatrzymywali chłopaków, kopali ich po nogach podczas przeszukania, a następnie prowadzili do autobusu. Tam musieli siedzieć w kucki ze skrępowanymi rękami.

Jednego z zatrzymanych zmuszono do leżenia twarzą do podłogi autobusu, potem weszli żołnierze w jasnozielonych mundurach i zaczęli po nim chodzić: deptali mu ramiona, szyję, chodzili po nim jak po dywanie. Potem wszystkich, łącznie ze mną, zmuszono do klęknięcia z twarzą do podłogi, żebyśmy nie widzieli, dokąd nas zabierają. Kiedy wysiadaliśmy z autobusu, trzymano nas za ręce i szyję, tak że głowa miała być spuszczona w dół.

„Teraz biegniemy do mamusi Cichanouskiej!”

– Ustawiono nas pod ścianą z rękami w górze i wykręconymi dłońmi, nogi miały być rozstawione na szerokość ramion. To, że przy tym zostaliśmy upokorzeni i zwyzywani jest tak oczywiste, nawet nie będę o tym szczegółowo opowiadać. Staliśmy bardzo długo, aż do wieczora, dopóki nie zrobiło się ciemno.

Osobistą rewizję przeprowadzono na zewnątrz, na oczach wszystkich. Funkcjonariusz założył zwykłe rękawice i dokładnie mnie posprawdzał. Może zrobił to przypadkiem, mógł się o coś zaczepić, ale porwał mi bieliznę.

Na dziedzińcu, gdzie nas przywieziono, stało krzesło, jakiś człowiek siedział, zarzucił nogę na nogę . Czułam, że po prostu dobrze się bawił. Kiedy powiedział, że nie widać po nas napięcia, zaczęli wszystkich bić. Chłopakom kazano zdjąć buty i krzyczeć „teraz biegniemy do mamusi Cichanouskiej!”. Zmuszono ich do biegu w miejscu.

Co chwilę ktoś podchodził, pytał o coś, jak się nazywam, gdzie się uczę, za co mnie zgarnęli i tak dalej.

Podszedł do mnie jeden z funkcjonariuszy i powiedział: „Przepraszaj na kolanach”. Odpowiedziałem, że nie będę tego robić i w tym momencie zostałam uderzona pałką w głowę. Około 5 minut później poczułam się źle, powiedziałam: „Zaraz zemdleję”. Dostałam w odpowiedzi: „No co ty, jak to stracisz przytomność? Taką piękną dziewczynę musimy jeszcze „puścić w kółeczku” (zgwałcić po kolei – Belsat.eu). I w momencie momencie zemdlałam, poczułam, że się unoszę i głosy zaczęły być niewyraźne

Raport z obdukcji medycznej.
Zdj. Faina S.

Kiedy odzyskałam przytomność, leżałam na asfalcie w bardzo dziwnej pozycji, zobaczyłam przed sobą dwie kobiety, które obchodziły się ze mną niezbyt delikatnie. Były w cywilnych ubraniach, domyśliłam się, że to lekarki więziennego oddziału medycznego. Jedna z nich nawinęła sobie moje włosy na rękę i pociągnęła mnie, żebym usiadła pod ścianą, żeby jej było wygodnie. Druga włożyła mi do nosa namoczony amoniakiem wacik. Nie mogłam normalnie oddychać. Ręce zaczęły mi drgać i to było chyba jedyne, co ich wystraszyło, bo wcześniej mówiły, że udaję. A potem dały mi jakąś tabletkę.

„Po co dalej pomagacie tej narkomance?!”

– Z tą tabletką to w ogóle ciekawa historia, bo nie zaczęła działać od razu, trzymałam ją pod językiem przez około 30 minut. W tym czasie pojawiła się karetka, zrobiono mi kardiogram, puls 155 – migotanie. I wtedy pigułka zaczęła działać. Nie miałam czucia w rękach i nogach, nie mogłam nawet zamknąć ust. Nawet ślina kapała mi na spódnicę, bo nie mogłam zamknąć ust. I w takim stanie siedziałam około godziny.

Potem zabrano mnie z powrotem na dziedziniec na spisanie rzeczy i sporządzenie protokołu. Nie mogłam poruszyć nogami, można mnie było jedynie ciągnąć, ciało odmówiło współpracy.

Wtedy jeden z obecnych tam naczelników powiedział: „Po co dalej pomagacie tej narkomance?! Widzicie, że jest pod wpływem, wyrzućcie ją pod ogrodzenie, ktoś ją tam znajdzie”.

Na karetkę czekałam bardzo długo. Domyślam się, że zabierali najpierw ludzi, którzy mieli otwarte rany i tym podobne. Potem zaprowadzili mnie na podpisanie protokołu, ale nawet przy najszczerszych chęciach nie mogłam zacisnąć pięści, pokazałam głową, że nie mogę. Ostatecznie napisano, że przy świadkach odmówiłam podpisania protokołu.

„Na ziemi było pełno krwi”

– Na pogotowie dotarłam o północy. Co ważne, poszliśmy do karetki pogotowia przez jakiś inny plac, nie ten, na którym przeprowadzono spis. Była tam ta bardzo jasna lampa, a na ziemi było pełno krwi. Sandały też trzeba było oddać na ekspertyzę, bo na butach została krew.

Wiadomości
„Jeśli złapali parę – chłopaka bili, a dziewczynę zmuszali do patrzenia lub na odwrót” – relacja z mińskiego aresztu
2020.09.02 14:35

Ciekawe, że pogotowie nie zapisało, skąd mnie zabrano do szpitala, lekarze nie zapewnili żadnej niezbędnej opieki, ani jednego badania. Dopiero lekarz, który mnie leczył wyjaśnił, że najprawdopodobniej w areszcie dostałam tramadol (silne otępiający lek przeciwbólowy – Belsat.eu).

Spędziłam tydzień w szpitalu. Zdiagnozowano u mnie wewnątrzczaszkowe uszkodzenie mózgu, wstrząs mózgu, urazy nóg. Nadal mam siniaki, stłuczenia klatki piersiowej i inne urazy, o ile wiem, sińce na całym ciele.

Kiedy leżałam w szpitalu, szukałam siebie na wszystkich listach. Przecież wiem, że protokół został sporządzony, ale nie było mnie na listach zatrzymanych.

„Pobicia dokonały osoby niezidentyfikowane”

– Tydzień później otrzymałam wezwanie do Komisji Śledczej. Podczas rozmowy ze śledczym zadawano mi pytania o wybory, a nie o moje pobicie. Zapytali mnie, skąd wiem o kandydatach na prezydenta, jakie źródła informacji czytam, jakich urządzeń używam, aby uzyskać dostęp do internetu. Zapytali mnie, czy byłam na wyborach. Jak wyjaśnił śledczy, wszyscy, którzy zgłaszają pobicia, są pośrednio zaangażowani w sprawę karną dotyczącą organizacji i udziału w masowych zamieszkach.

I dopiero przy piątej próbie wróciliśmy do tematu mojego pobicia. Opowiedziałam na nagraniu, co się ze mną stało. Wydano mi skierowanie na badania u lekarza sądowego, które przeszłam. Jednocześnie w orzeczeniu napisano, że zostałam pobita przez niezidentyfikowane osoby na terenie Mińska. Nie było żadnej wzmianki o tym, dokąd zabrała mnie karetka.

Karetka wjeżdżająca na teren aresztu ul. Akrestina, prawdopodobnie do pobitych. 13 sierpnia 2020 r.
Zdj. Belsat.eu

Postępowanie karne powinno zostać wszczęte na podstawie orzeczenia i moich wyjaśnień… Ale dzwoniłam do śledczego i wczoraj, i dzisiaj – nikt nie odbiera telefonu.

Komentarz prawnika Fainy S. – Aleny Szynkarewicz

– Informacje o obrażeniach odniesionych przez Fainę S. w wyniku nielegalnych działań osób trzecich zostały przekazane Komisji Śledczej. Śledczy przesłuchał ofiarę i jej przyjaciółkę, która była naocznym świadkiem zdarzenia. Podczas przesłuchania śledczego bardziej interesowały poglądy polityczne ofiary, zawartość telefonu i komunikatory. Nie zadano ani jednego pytania na temat sprawców, którzy pobili moją klientkę. Dla mnie było oczywiste, że działania śledczego miały na celu zbadanie sprawy masowych zamieszek (jak wspomniał sam śledczy), a nie ustalenie okoliczności pobicia mojej klientki.

Do tej pory nie wszczęto żadnego postępowania karnego. Śledczy nie odbiera telefonu od kilku dni. Czy ta sytuacja jest w porządku? Nie. Widzimy wszczynane i prowadzone sprawy karne przeciwko obywatelom, którzy twierdzą, że zostali oszukani na wyborach. Ale jeśli chodzi o przestępstwa, które zostały popełnione przeciwko tym obywatelom, to nikt nie spieszy się z prowadzeniem dochodzenia.

Ludzie czekający przed aresztem na ul. Areścina w Mińsku na informacje o losie zatrzymanych bliskich. 13 sierpnia 2020 r.
Zdj. Belsat.eu

Zgodnie z drugim artykułem Konstytucji Białorusi, prawa i wolności człowieka oraz gwarancje ich realizacji są najwyższą wartością i celem społeczeństwa i państwa. Trudno sobie wyobrazić, dokąd zmierza państwo, które w ten sposób traktuje swoją najwyższą wartość.

  • Podczas protestów, które trwają na Białorusi od 9 sierpnia, zatrzymano ponad 7000 osób.
  • Komisja Śledcza otrzymała od obywateli Białorusi około 1000 zgłoszeń dotyczących pobić i tortur. W chwili publikacji nie wszczęto ani jednego dochodzenia dotyczącego nadużycia władzy przez pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

na,mw/ belsat.eu

Aktualności